I just wanna
be with you all the time…
Poniedziałkowy wieczór był cudowny.
Całą drogę z Magdy pracy do domu Paddy’ego buzie im się nie zamykały, gadali
jedno przez drugie, nadrabiając zaległości. Zatrzymali się w sklepie po wino i
pieczywo, resztę Paddy podobno przygotował. Ostrzegł ją, że nie zdążył
wypracować aż takiego efektu jak przy okazji poprzedniej kolacji, ale Magda
nawet cieszyła się, że będzie tak zwyczajnie. Czyli zupełnie niezwykle, bo ten
jego przeplatający się artystyczno-muzyczny świat był dla niej czymś
fascynującym. Zostawił ją w pokoju z obrazami z soboty i poszedł do kuchni po
jedzenie i naczynia. Oglądała sobie wszystko, próbując zrozumieć i
zinterpretować, a potem konfrontowała z autorem swoje teorie. Na widok jedzenia
zamyśliła się nagle.
- Paddy… przecież ja
przywiozłam całą masę jedzenia z Polski… Które teraz leży sobie spokojnie w
lodówce… Jak mogłam o tym zapomnieć?!
Paddy się roześmiał.
- No nie wiem,
zakochana jesteś, czy coś? – rzuciła w niego poduszką. – Nic się nie martw. –
uchylił się od ciosu. – Jutro jemy u ciebie.
Tak też zrobili i znów przez cały
tydzień widzieli się codziennie. Któregoś dnia dostała w prezencie płytę z tą
piosenką napisaną dla niej. Miała tytuł ‘The Urge’ i była w dwóch wersjach.
Pierwsza, z wieloma instrumentami i chórkami, brzmiała jak na płytę, ta druga -
tylko Paddy z gitarą, podobała jej się bardziej. Była bardziej osobista. Nie
zabrakło nawet specjalnie zaprojektowanej okładki z rysunkiem Paddy’ego i
ręcznie wypisaną dedykacją: ‘With love – Paddy’.
Omawiali też szczegóły przyszłotygodniowej
trasy po Belgii i ustalili, że Magda doleci do nich w piątek po pracy. Będzie
na wieczornym koncercie i potem całą sobotę spędzą już razem. Paddy do niczego
jej nie namawiał, ale sama bardzo chciała towarzyszyć mu tam choć na chwilę, a
wiedziała, że jest to dla niego ważne.
W najbliższą sobotę wypadały Magdy
urodziny. Nie mówiła nic Paddy’emu, ale sądziła, że on wie. Nie zdradzał się z
niczym, ale mógł planować jakąś niespodziankę. W piątek wieczorem jednak
zadzwoniła do niej Patricia i zapytała, czy nie mogłaby posiedzieć z
dzieciakami w sobotę po południu, bo mają z Dennisem rocznicę ślubu i chcieliby
gdzieś sobie wyjść. Magda zgodziła się, informując o tym w miarę szybko
Paddy’ego na wypadek gdyby coś jednak szykował. On stwierdził, że ok i
oczywiście jej potowarzyszy.
Spotkali się wcześniej i poszli na spacer
po plaży. Paddy nie był w najlepszym humorze, bo coś się skomplikowało w
kwestii promocji płyty, a do tego jeden z koncertów w Belgii stanął pod znakiem
zapytania i to ten piątkowy, na który Magda miała przyjechać. Wysłuchała
cierpliwie wszystkich szczegółów i żali, po czym oberwało jej się za zadanie
nie takiego pytania jak trzeba („przecież przed chwilą to tłumaczył, więc po co
znów o to pyta?!”). Jego ton i mina były, najdelikatniej mówiąc, odpychające… Stwierdziła,
że w takim razie nie będzie już o nic pytać i zapadła chwila ciężkiego
milczenia. Szli obok siebie, nawet się nie dotykając. Parę razy widziała go już
w studio wkurzonego, ale nigdy ta złość nie była wycelowana w nią. Niby nie
stało się nic strasznego, ale jakaś granica została przekroczona. Do tej pory
odzywali się do siebie z ogromnym szacunkiem, ważąc słowa i panując nad tonem.
Zastanawiała się, czy na dłuższą
metę da się uniknąć takiego wybuchania na siebie złością i nie hamowania się
zupełnie. Znała tylko jeden, może dwa związki, w których się to udawało. Nie da
się zupełnie nie kłócić, czasem wręcz trzeba, ale właśnie postawić pewne
nieprzekraczalne granice – to jest do zrobienia. Paddy nagle zatrzymał się i
stanął przed nią. Popatrzył jej w oczy tak smutnym spojrzeniem, że od razu mu
wybaczyła.
- Przepraszam cię,
kochanie… Nie miałem prawa tak się do ciebie odezwać… - ciągle jej nie dotykał.
Teraz chyba po prostu nie miał śmiałości.
Westchnęła cicho i powiedziała po prostu:
- Nie ma problemu.
- Naprawdę
przepraszam, nie chcę nigdy tak z tobą rozmawiać, ale wiesz, że czasem nie
panuję nad tym. Będę się bardziej starał, obiecuję.
- Paddy, wszystko w
porządku. Już nic nie pamiętam. – uśmiechnęła się. – Przytulisz mnie wreszcie?
Popatrzył na nią z
ulgą i przyciągnął ją do siebie. Stali tak dłuższą chwilę czekając, aż
faktycznie opadną wszystkie te złe emocje.
- Kocham cię, wiesz? –
wyszeptał. – Kocham cię tak bardzo… I nie chcę cię ranić, a pewnie zrobię to
jeszcze nie raz. Czemu tak musi być?
- Bo jesteśmy ludźmi?
Grzesznikami. Ja też cię pewnie nie raz zranię… Ważne jest to, co zrobimy z tym
później. Jeśli będziemy gotowi ciągle sobie wybaczać, to da się żyć… -
poczochrała go po włosach. – Ale myślę, że można się starać ranić się jak
najmniej. A Pan Bóg wspiera takie szlachetne inicjatywy.
- Dobrze, że On jest.
- Całe szczęście. I
wiesz co?
- Co?
- Ja też cię bardzo
kocham.
Paddy uśmiechnął się
wreszcie po swojemu, prawie zgniótł ją w uścisku, odebrał dech pocałunkiem, a
potem popędzili do Patricii, bo było już bardzo późno…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz