wtorek, 3 czerwca 2014

33.


I just wanna be with you all the time…

            Poniedziałkowy wieczór był cudowny. Całą drogę z Magdy pracy do domu Paddy’ego buzie im się nie zamykały, gadali jedno przez drugie, nadrabiając zaległości. Zatrzymali się w sklepie po wino i pieczywo, resztę Paddy podobno przygotował. Ostrzegł ją, że nie zdążył wypracować aż takiego efektu jak przy okazji poprzedniej kolacji, ale Magda nawet cieszyła się, że będzie tak zwyczajnie. Czyli zupełnie niezwykle, bo ten jego przeplatający się artystyczno-muzyczny świat był dla niej czymś fascynującym. Zostawił ją w pokoju z obrazami z soboty i poszedł do kuchni po jedzenie i naczynia. Oglądała sobie wszystko, próbując zrozumieć i zinterpretować, a potem konfrontowała z autorem swoje teorie. Na widok jedzenia zamyśliła się nagle.
- Paddy… przecież ja przywiozłam całą masę jedzenia z Polski… Które teraz leży sobie spokojnie w lodówce… Jak mogłam o tym zapomnieć?!
Paddy się roześmiał.
- No nie wiem, zakochana jesteś, czy coś? – rzuciła w niego poduszką. – Nic się nie martw. – uchylił się od ciosu. – Jutro jemy u ciebie.

            Tak też zrobili i znów przez cały tydzień widzieli się codziennie. Któregoś dnia dostała w prezencie płytę z tą piosenką napisaną dla niej. Miała tytuł ‘The Urge’ i była w dwóch wersjach. Pierwsza, z wieloma instrumentami i chórkami, brzmiała jak na płytę, ta druga - tylko Paddy z gitarą, podobała jej się bardziej. Była bardziej osobista. Nie zabrakło nawet specjalnie zaprojektowanej okładki z rysunkiem Paddy’ego i ręcznie wypisaną dedykacją: ‘With love – Paddy’.

            Omawiali też szczegóły przyszłotygodniowej trasy po Belgii i ustalili, że Magda doleci do nich w piątek po pracy. Będzie na wieczornym koncercie i potem całą sobotę spędzą już razem. Paddy do niczego jej nie namawiał, ale sama bardzo chciała towarzyszyć mu tam choć na chwilę, a wiedziała, że jest to dla niego ważne.

            W najbliższą sobotę wypadały Magdy urodziny. Nie mówiła nic Paddy’emu, ale sądziła, że on wie. Nie zdradzał się z niczym, ale mógł planować jakąś niespodziankę. W piątek wieczorem jednak zadzwoniła do niej Patricia i zapytała, czy nie mogłaby posiedzieć z dzieciakami w sobotę po południu, bo mają z Dennisem rocznicę ślubu i chcieliby gdzieś sobie wyjść. Magda zgodziła się, informując o tym w miarę szybko Paddy’ego na wypadek gdyby coś jednak szykował. On stwierdził, że ok i oczywiście jej potowarzyszy.

            Spotkali się wcześniej i poszli na spacer po plaży. Paddy nie był w najlepszym humorze, bo coś się skomplikowało w kwestii promocji płyty, a do tego jeden z koncertów w Belgii stanął pod znakiem zapytania i to ten piątkowy, na który Magda miała przyjechać. Wysłuchała cierpliwie wszystkich szczegółów i żali, po czym oberwało jej się za zadanie nie takiego pytania jak trzeba („przecież przed chwilą to tłumaczył, więc po co znów o to pyta?!”). Jego ton i mina były, najdelikatniej mówiąc, odpychające… Stwierdziła, że w takim razie nie będzie już o nic pytać i zapadła chwila ciężkiego milczenia. Szli obok siebie, nawet się nie dotykając. Parę razy widziała go już w studio wkurzonego, ale nigdy ta złość nie była wycelowana w nią. Niby nie stało się nic strasznego, ale jakaś granica została przekroczona. Do tej pory odzywali się do siebie z ogromnym szacunkiem, ważąc słowa i panując nad tonem.

            Zastanawiała się, czy na dłuższą metę da się uniknąć takiego wybuchania na siebie złością i nie hamowania się zupełnie. Znała tylko jeden, może dwa związki, w których się to udawało. Nie da się zupełnie nie kłócić, czasem wręcz trzeba, ale właśnie postawić pewne nieprzekraczalne granice – to jest do zrobienia. Paddy nagle zatrzymał się i stanął przed nią. Popatrzył jej w oczy tak smutnym spojrzeniem, że od razu mu wybaczyła.
- Przepraszam cię, kochanie… Nie miałem prawa tak się do ciebie odezwać… - ciągle jej nie dotykał. Teraz chyba po prostu nie miał śmiałości.
Westchnęła cicho i powiedziała po prostu:
- Nie ma problemu.
- Naprawdę przepraszam, nie chcę nigdy tak z tobą rozmawiać, ale wiesz, że czasem nie panuję nad tym. Będę się bardziej starał, obiecuję.
- Paddy, wszystko w porządku. Już nic nie pamiętam. – uśmiechnęła się. – Przytulisz mnie wreszcie?
Popatrzył na nią z ulgą i przyciągnął ją do siebie. Stali tak dłuższą chwilę czekając, aż faktycznie opadną wszystkie te złe emocje.
- Kocham cię, wiesz? – wyszeptał. – Kocham cię tak bardzo… I nie chcę cię ranić, a pewnie zrobię to jeszcze nie raz. Czemu tak musi być?
- Bo jesteśmy ludźmi? Grzesznikami. Ja też cię pewnie nie raz zranię… Ważne jest to, co zrobimy z tym później. Jeśli będziemy gotowi ciągle sobie wybaczać, to da się żyć… - poczochrała go po włosach. – Ale myślę, że można się starać ranić się jak najmniej. A Pan Bóg wspiera takie szlachetne inicjatywy.
- Dobrze, że On jest.
- Całe szczęście. I wiesz co?
- Co?
- Ja też cię bardzo kocham.
Paddy uśmiechnął się wreszcie po swojemu, prawie zgniótł ją w uścisku, odebrał dech pocałunkiem, a potem popędzili do Patricii, bo było już bardzo późno…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz