czwartek, 12 czerwca 2014

42.


Forget your troubles for a little while…

            Kiedy na drugi dzień rano faktycznie zadzwonił, żeby je obudzić, miały ochotę utopić telefon w resztkach Chardonnay. Z bolącymi głowami, piaskiem w oczach i pustynią w ustach zwlekły się jednak w stronę kuchni, reanimowały wodą z cytryną, następnie prysznicem, więc kiedy przyjechał po nie godzinę po pobudce, były już względnie ogarnięte i żywe. Zjedli razem śniadanie, przy którym Paddy nabijał się z nich prawie cały czas, nazywając je ‘party girls’ i koło południa wyruszyli na prezentację okolicy. Zaczęli od plaży, na której trochę im zeszło, bo nagle wszyscy odczuli potrzebę relaksu, z dala od zgiełku miasta… Potem przeszli się po wszystkich ulubionych zakątkach, omawiając mniej lub bardziej szczegółowo poszczególne miejsca, głównie z perspektywy własnych z nimi skojarzeń. Zjedli obiad we włoskiej knajpce, też dobrze znanej i wielokrotnie przetestowanej i potem Paddy musiał już wracać do swoich spraw, żeby coś tam ważnego podogrywać, więc wpadli na pomysł, żeby pokazać jeszcze Magdzie studio i jak to wszystko się odbywa, na co zareagowała z dość dużym entuzjazmem. Spędziły tam tylko chwilę, żeby Paddy miał szansę nie tkwić tam pół nocy, ale był to ciekawy punkt programu i w sumie Magda bardzo się cieszyła, że Magda P. może zobaczyć, jak wygląda jej życie, bo później w rozmowach łatwiej jej będzie wszystko sobie wyobrazić albo nawet lepiej zrozumieć.

            Wróciły do domu spacerkiem, kontynuując zwiedzanie po drodze i zastanawiając się, jak chcą spędzić wieczór. Stanęło na tym, że na luzie – jakiś film, kanapa, herbata... Na procenty jakoś ochota im odeszła…
- Powiem ci, że dobrze to wszystko wygląda. – podzieliła się Magda P. z uśmiechem, który wskazywał, że nawet lepiej, niż dobrze. – Trochę się bałam, że nie czujesz się tu tak do końca u siebie i że to Paddy najbardziej cię tu trzyma, ale to chyba jednak nie tak. Znalazłaś swoje miejsce, co?
- Prawda jest taka, że znalazłam swoje miejsce przy nim. I czy będziemy mieszkać tutaj, czy gdziekolwiek indziej, to to jest jednak sprawa drugorzędna. Gdyby nie było Paddy’ego, nie chciałabym zostać tu na stałe. Ale jest, więc mogę. Rozumiesz coś z tego…?
- Jasne. Fajne jest to, że słyszę, że masz w tym wolność. I ta relacja między wami… Powiem ci…
- Jest moc? – weszła jej w słowo Magda z porozumiewawczym uśmiechem.
- Moc, więź, ogień, wszystko tam jest, co trzeba. Naprawdę… Ja nie mam żadnych wątpliwości, jak na was patrzę, że jesteście dla siebie.
- Dzięki, że to mówisz. Ja też nie mam takich wątpliwości, ale jednak miło posłuchać, kiedy ktoś z zewnątrz widzi to tak samo. Właściwie nikt z moich znajomych nie widział nas jeszcze razem…
- A jak reagują jego znajomi czy rodzina?
- Na szczęście pozytywnie. Chyba po wszystkich życiowych perypetiach Paddy’ego teraz oddychają z ulgą, że zaczyna się stabilizować. W sumie z jedną siostrą znam się trochę bliżej, a z drugą zapoznałam się tylko, ale za to gołym okiem widać, że nadajemy na tej samej fali. Super dogaduję się też z żoną Angelo, on sam też jest bardzo w porządku. Z całą resztą rozmawiałam parę razy, na pewno nie odczułam jakiegoś wrogiego nastawienia z niczyjej strony… Czuję się wśród nich normalnie, jak wśród dobrych znajomych.
- To dobrze. Pewnie niedługo będziesz częścią tej rodziny.
- ?? Jak to częścią…? jak to niedługo? – po momencie zawahania zapytała niezbyt składnie Magda.
- No co, Paddy jest od ciebie parę lat starszy, poza tym wydaje się być człowiekiem, który wie, czego chce. Myślisz, że będzie zwlekał nie wiadomo jak długo z zaręczynami?
Magda zaniemówiła. Oczywiście przechodziło jej to przez głowę nie raz, ale tak postawiona sprawa przez kogoś z zewnątrz rzucała na nią jakieś inne światło. Bardzo jasne. Realnie jasne.
- No ale… To dopiero kilka miesięcy jak jesteśmy razem… Myślisz, że on już o tym myśli?
- Podobno siedem miesięcy wystarczy, żeby wiedzieć, czy to ta/ten, czy nie. Nie pamiętasz? Poza tym potem jest jeszcze narzeczeństwo. – w tonie Magdy P. słychać było nutkę rozmarzenia. Magda jednak jakoś dziwnie się poczuła w tym wszystkim. – Hej, ja przepraszam, że tak ci wpycham jakieś moje przemyślenia. Ale nie powiesz mi, że to nie marzysz o tym skrycie, odkąd go poznałaś?
- Tak, czyli 2/3 mojego życia. – uśmiechnęła się wreszcie. – Ale teraz, kiedy to faktycznie zaczyna brzmieć realnie, jakoś mnie przeraziło.
- Spokojnie, na pewno będziesz miała odpowiednią ilość czasu, żeby się z tym oswoić.
- Ludzie, mówisz tak, jakby Paddy właśnie teraz wybierał pierścionek zaręczynowy. Może on wcale jeszcze o tym nie myśli, tylko tak ci się wydaje!
- Może, może. Spokojnie. Pan Bóg go natchnie w odpowiedniej chwili.
- Taaak… A jak tam Dawid? – zmieniła temat na sprawy przyjaciółki i z ulgą stwierdziła, że chwyciło. Na tył głowy zepchnęła tę niepokój, który wywołały w niej spostrzeżenia Magdy P.


 Nie wracały już więcej do tego tematu, znalazły dobry hiszpański film z jeszcze lepszą muzyką do niego i wymieniały się tylko co chwilę wrażeniami z oglądania albo tym, co akurat przyszło im do głowy, a nie zostało jeszcze omówione. Około północy zadzwonił Paddy z informacją, że już skończył i pytaniem, czy bawią się równie dobrze jak poprzedniego wieczoru… Nie chciał już do nich dołączać, bo był zmęczony, a i tak mieli się widzieć przez cały kolejny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz