piątek, 20 czerwca 2014

55.


Thunder…

            Tego dnia Magda przyszła do studia i zastała Paddy’ego i Angelo stojących na wprost siebie z napięciem na twarzach, na dodatek na jej widok zamilkli wpół słowa.
- Coś się stało? – zapytała bez sensu. Oczywiście, że coś się stało.
- Nie, w porządku. – powiedział szybko Angelo.
- Tak, stało się. – dokładnie w tym samym momencie powiedział Paddy. Nie znała takiego tonu jego głosu.
- Paddy! – prawie krzyknął Angelo. – Zastanów się chociaż, błagam cię!
- Paddy, o co chodzi? – czuła, jak ściska jej się żołądek. Wiedziała, że coś dziwnego wisi w powietrzu. Na pewno nie była to kolejna kłótnia o muzykę.
- Mag, daj mi chwilę. Wrócę, to pogadamy.
- Ale gdzie idziesz? – zapytała z dziwnym spokojem, mimo narastającego w środku „złego przeczucia”.
- Dostałem dziwny telefon. Muszę to przemyśleć. Później wszystko ci wyjaśnię.
Nie popatrzył na nią, nie dotknął jej, nie czekał na jej reakcję. Wyszedł. Usiadła na sofie, wypuszczając głośno powietrze. Spojrzała na Angelo.
- Pewnie nic mi nie powiesz? – przewierciła go spojrzeniem.
Westchnął.
- Co za idiota z niego! – warknął. – Magda, najlepiej będzie, jak on sam ci wszystko wyjaśni… Ja nawet nie wiem, co mam ci powiedzieć…
- Może chociaż, z jakiej dziedziny to jest problem?
- Hmm… No… prywatnej.
Nie chciała już nic więcej wiedzieć. Wstała.
- Przekażesz mu, że poszłam do domu?
- Jasne… Magda, proszę cię…
- O co?
Pokręcił tylko głową.

            To było ponad jej siły. Najpierw to zachowanie Paddy’ego, które było gorsze, niż gdyby uderzył ją w twarz. Zignorował ją. Potraktował jak powietrze, jak przeszkodę na drodze do tych jego przemyśleń na temat dziwnych telefonów! I ta mina, taka obca, jakby była kimś… jakby była nikim. „Wrócę, to pogadamy.”

            Dotarła do domu, zrzuciła z siebie kurtkę i położyła się na kanapie. Ściskała w dłoni telefon, czekając aż zadzwoni. W głowie pulsował jej ogromny znak zapytania. Z trudem powstrzymywała wyobraźnię od produkowania różnych opcji tego, co mogło się stać. Zaczęła się modlić, ale jej myśli ciągle odlatywały w stronę Paddy’ego.


            Minęło parę godzin. Trzy, cztery godziny ciszy! Po tych dwóch zdaniach, nie odzywał się przez tyle czasu! Dla niej to była wieczność. Wściekłość zaczynała wygrywać ze strachem i smutkiem, i zaczynała się zastanawiać, czy po prostu nie wygarnie mu, kiedy wreszcie go zobaczy. Za kolejne pół godziny usłyszała dzwonek do drzwi. Pomału zwlekła się z kanapy. Otworzyła. Na jego widok, serce w niej podskoczyło, jak zwykle. Zignorowała to. Ewidentnie nie było w łączności z rozumem, skoro reagowało tak, jakby nic się nie stało… Wpuściła go bez słowa. Popatrzył na nią. Minę miał skruszoną, ale w jego oczach było coś tak obcego, że znów cała się spięła od tego widoku. Pokazała mu ręką pokój i poszli tam, w milczeniu. Usiedli na wprost siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz