środa, 25 czerwca 2014

Celebrity Worship Syndrome


Dla mnie osobiście – przełomowe odkrycie…

Kochani,

tak jak wspomniałam we wstępie do opowiadania, tym przed Prologiem, miałam poważne wątpliwości, czy w ogóle je pisać i zamieszczać gdziekolwiek. Teraz już wiem dokładnie, dlaczego je miałam… Musiałam jednak głęboko wejść w temat i w samą siebie, żeby zrozumieć problem, nazwać go i móc z nim zawalczyć.

Zastanawiałam się wielokrotnie w trakcie pisania, dlaczego aż tak mnie to „kręci”? Dlaczego, niemal od 11 roku życia, kiedy to pierwszy raz usłyszałam „An Angel” i odbiło mi na punkcie Kellysów, a szczególnie, oczywiście, Paddy’ego, moją ulubioną aktywnością życiową jest interesowania się nim/-i? Nie oznacza to, że nie mam innego życia, relacji, obowiązków, zainteresowań, nie słucham innej muzyki. To wszystko jest. Co więcej, bywały takie okresy, nawet kilkuletnie, że temat Kelly Family/Paddy w ogóle nie przychodził mi do głowy. Ale był w tych okresach tylko „zahibernowany”, nie mogę powiedzieć natomiast, że byłam od niego całkowicie wolna… Wystarczył jeden bodziec i wszystko wracało. Z wiekiem nabierało granic rozsądku, momentami, np. kiedy byłam z kimś w związku, walczyłam z tym niezdrowym zainteresowaniem Paddy’m do tego stopnia, że świadomie odcinałam się od słuchania jego muzyki, oglądania filmików na yt, czy czytania fikcyjnych opowiadań.
Ale to „niezdrowe zainteresowanie” cały czas we mnie było…

W końcu stwierdziłam więc, że trzeba przestać udawać, że taki problem nie istnieje, tylko „wywlec” go na światło dzienne i przyjrzeć mu się dokładnie. Nie dawał mi spokoju fakt, że kobiety w okolicach trzydziestki, często mężatki i matki, piszą opowiadania, dzięki którym przeżywają swoją relację z Paddy’m czy Jimmy’m (bo taki jest cel tych historyjek, nazwijmy rzecz po imieniu) albo nadal zachowują się na ich widok tak jak wtedy, kiedy miały 14 lat… Najpierw wydawało mi się, że to w Paddy’m jest coś tak niesamowicie wyjątkowego, że po prostu nas „rusza” w ten sposób i kompletnie nie da się temu nie ulec… Ale nie.

Zrobiłam mały research w Internecie i oto, co znalazłam: zjawisko nazwane przez psychologów jako Celebrity Worship Syndrome (syndrom kultu celebrytów). Przytoczę fragment artykułu, w którym jest dość dobrze scharakteryzowane:

„Kilka lat temu zespół psychologów z brytyjskiego Leicester przygotował testy mające mierzyć skalę zainteresowania życiem celebrytów i przeprowadził ankiety wśród prawie 2 tys. Brytyjczyków. Jakiś rodzaj nadmiernego zainteresowania osobami publicznymi udało się odkryć u 36 proc. z nich. Odpowiedzi co czwartego wskazywały, że interesują się którym z celebrytów tak bardzo, że ma to wpływ na ich codzienne życie. Bardzo podobnie było też w Stanach Zjednoczonych.
Uzyskane wyniki doprowadziły do sformułowania terminu Celebrity Worship Syndrome (CWS). Jest to rodzaj obsesji, w której głównym przedmiotem zainteresowania są szczegóły życia określonej osoby publicznej. Niekiedy przybiera ona kształt uzależnienia i osoby cierpiące z powodu CWS zachowują się podobnie jak alkoholicy i palacze. Odczuwają potrzebę zdobywania nowych informacji na temat swojego idola. Gdy to robią lub przebywają z innymi "fanami" i mogą swobodnie oddawać się wspólnej obsesji, odczuwają spokój i przyjemność. A jednocześnie w otoczeniu innych często traktują ją jako coś wstydliwego. Coś co powinno się ukryć.
Ten sam zespół psychologów, który zresztą przeprowadził wiele badań nad CWS, zmienił też sposób w jaki klasyfikuje się zaburzenia obsesyjne tego rodzaju. Wcześniej osoby zainteresowane celebrytami "wpadały" do dwóch kategorii - niegroźnych fanów i stanowiących zagrożenie stalkerów. Badacze z Leicester zbudowali natomiast skalę takiego zainteresowania, na której wyróżnili trzy kluczowe pozycje: społeczno-rozrywkową, osobistą oraz patologiczną.
Relacja paraspołeczna
Ta pierwsza polega przede wszystkim na zainteresowaniu daną osobą. Tendencji do zbierania informacji na jej temat, przyjemności odczuwanej w trakcie słuchania lub czytania o nim lub o niej. Najbardziej uciążliwym objawem, zwłaszcza dla otoczenia, jest w tej sytuacji skłonność do ciągłego opowiadania o obiekcie swojej obsesji. Przy czym należy pamiętać, że "celebrytą" może być w tej sytuacji każda osoba publiczna. Nie tylko gwiazda filmowa lub znany muzyk, ale też dziennikarz, pisarz, czy polityk. Przykładem może być choćby ogromne zainteresowanie Sarah Palin (nazywane Palinmanią) i Barackiem Obamą przy okazji ostatnich amerykańskich wyborów prezydenckich.
W drugim stadium: osobistym, mamy tendencje do tworzenia wyimaginowanej więzi z celebrytą. Zaczynamy uważać go za swojego przyjaciela. Jesteśmy wobec niego wyjątkowo empatyczni i zakładamy, że łączy "nas" wiele wspólnych rzeczy. W ten sposób powstaje zastępcza relacja społeczna (nazywana paraspołeczną), która w wielu wypadkach kompensuje lub zastępuje normalne więzi powstające w realnym świecie. - W dzisiejszych czasach wiemy bardzo niewiele o swoich sąsiadach, ale celebryci to wspólni znajomi nas wszystkich - mówiła o tym antropolog Helen Fisher.
Kolejnym stadium CWS jest patologiczna obsesja, która przypomina uzależnienie i charakteryzuje się utratą kontaktu z rzeczywistością. Takie osoby nie tylko wyobrażają sobie więź, która łączy je z celebrytą, ale też wyraźnie przeceniają jej znaczenie i postrzegają ją, jako coś realnego. Uważają, że idol ich zna, tak jak oni znają jego. Twierdzą na przykład, że w razie problemów pospieszyłby im z pomocą. Mają też liczne fantazje z nim w roli głównej. Niekiedy deklarują nawet, że byliby gotowi poświęcić życie za obiekt swojej obsesji. Według brytyjskich badań taka forma CWS dotyczy 2 proc. populacji. Część z tych osób stara się realizować swoje fantazje i staje się stalkerami.”
Podkreślone fragmenty dotyczą bezpośrednio mnie… Odnalazłam się w nich, jakby ktoś pisał bezpośrednio o mnie… Szukałam też źródeł problemu, ciekawi mnie skąd się w ogóle bierze taki syndrom, dlaczego jedni są podatni na niego, a inni nie? Jakiś zarys odpowiedzi też jest w tym artykule:
Pierwszy czynnik, to prawdopodobnie geny: „kiedy powstawał nasz aparat poznawczy w zasadzie nie było możliwości, by kogoś znać, a ten ktoś nie znał nas. - i jeżeli ten ktoś cię nie zabił, najprawdopodobniej był twoim przyjacielem”dlatego tak łatwo było mi całe życie wierzyć, że gdybym już miała szansę zbliżyć się do Paddy’ego, stworzylibyśmy mega-niesamowitą relację, czy to przyjacielską, czy nieco bardziej romantyczną… Ale byłaby wyjątkowa!
Kolejny, to to, że: „wielu z nas niezwykle trudno jest inaczej traktować realnych znajomych, a inaczej tych, którzy trafiają do nas za pośrednictwem telewizora lub Internetu (…) Jesteśmy bowiem zaprogramowani do tego, by rozpoznawać przyjaciół. Co w tym wypadku powoduje, że ci których znamy wydają nam się przyjaciółmi (nawet gdy nigdy ich nie spotkaliśmy). A kogo znamy lepiej niż celebrytów, o których nie tylko wiemy wszystko, ale też widzimy w telewizji podczas śniadań, obiadów, pracy, czy romantycznych kolacji z partnerem? Być może dlatego większość z nas jest z telewizyjnymi gwiazdami "po imieniu" i powiemy (a także pomyślimy) o Jen, a nie Jennifer Aniston. Tak samo zadziała: J-Lo, Becks, Victoria, Angelina. Kto zamiast Doda, powie pani Dorota Rabczewska?
 – no właśnie… wszystkie filmiki typu ‘Making of’, ‘Backstage footage’ itd. powodują, że czuję się, jakbym doskonale znała całą rodzinę K., co więcej -  nabieram przekonania, że gdybym była wśród nich, idealnie bym się tam odnalazła! Wszystkie zdjęcia z toalety, sypialni, łazienki, pogłębiają tylko nasze „więzi”… Ech.
W innych, anglojęzycznych artykułach znalazłam wzmiankę o tym, że CWS często idzie w parze z innymi zaburzeniami psychicznymi typu depresja (jej skala wiąże się ze stadium CWS) czy stany lękowe. Nie ma jednak jasnej odpowiedzi, co wynika z czego: czy depresja/stany lękowe mogą prowadzić do CWS, czy to jednak długie życie z syndromem prowadzi do depresji i lęków. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że raczej wariant pierwszy jest tym prawdziwym: chowanie się w Kelly-świecie było ucieczką przed trudnościami tego realnego, brakiem miłości, akceptacji. Tam zawsze wszyscy mnie kochali, z Paddy’m na czele… I choć potem, im doroślejsza byłam, tym rzadziej tam „wpadałam”, to jednak – tak, jak wspominam w Prologu – nadal ten wyimaginowany świat służył mi w trudnych chwilach z realnego…

Dlatego chyba trudno jest ocenić to zjawisko jednoznacznie.
Czy CWS jest czymś dobrym, czy wręcz przeciwnie godnym zwalczania i potępienia? Odpowiedź, jak niemal zawsze, gdy chodzi o ludzkie sprawy, brzmi: "to zależy". John Houran, psychiatra z Illinois, który współpracował z brytyjskim zespołem prowadzącym badania nad CWS, twierdzi, że od poziomu zaangażowania i uzależnienia.” – mówi artykuł. Mnie osobiście, na chwilę obecną, przeszkadza. Czuję się dziwnie, patrząc w ten sposób na Paddy’ego i wyobrażając sobie te wszystkie sytuacje. Z drugiej strony, ciągle chcę tak patrzeć i wyobrażać sobie. I zaobserwowałam, że jeśli sobie na to pozwalam bez żadnych blokad i ograniczeń, to zagłębiam się w to coraz bardziej – coraz więcej czasu na you tubie, coraz więcej opowiadań wygrzebuję, coraz więcej mówię o nim, kiedy tylko mam okazję… Jednocześnie moje prawdziwe życie schodzi na dalszy plan i wydaje się coraz mniej istotne… Po owocach poznaje się, czy coś jest dobre, czy nie. A owocem CWS w moim przypadku jest alienacja, frustracja i tkwienie w miejscu w rzeczywistości, zamiast rozwijać się, działać, żyć…

Podsumowując: niesamowicie cieszę się, że znalazłam odpowiedzi na moje wieloletnie rozterki. Mój przypadek został nazwany, sklasyfikowany, wytłumaczony. Mam nadzieję, że odtąd będę mogła po prostu słuchać muzyki Paddy'ego i, ewentualnie, podziwiać niektóre obrazy ;) W wolności. Czego i Wam życzę :)

Linki do artykułów:



P.S. Do końca opowiadania zostało już tylko kilka rozdziałów. Wrzucę je więc :) Ale potem… Zamierzam jednak więcej czasu, uwagi, energii, emocji, zaangażowania… poświęcić ludziom, z którymi łączą/mogą połączyć mnie prawdziwe relacje…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz