It’s so
extreme, living out this gift…
Kolejnym
punktem programu była wycieczka na Arany, wyspy położone niedaleko od brzegu, a
sprawiające wrażenie, jakby były oddalone lata świetlne od zgubnych wpływów
cywilizacji. Sezon turystyczny już się skończył, więc płynęli na nie promem
dosłownie w kilka osób. Paddy tryskał humorem, ciesząc się, że wreszcie zobaczy
jak to jest żyć na bezludnej wyspie.
- Ok, to ja w takim
razie płynę na tę drugą wyspę. – powiedziała Magda. – Nie będę ci zakłócać
samotności.
- Nie, nie, ty
będziesz moim Wilsonem. – uśmiechnął się głupkowato.
- Może chociaż
Piętaszkiem? On przynajmniej był człowiekiem… - odparła Magda z przekąsem.
- Yeah, but I’m not
gay – roześmiał się Paddy ze swojego super-ambitnego żartu, na co Magda
pokręciła głową z politowaniem. W te filmowo-literackie pogawędki wdarł się
głos kapitana, że dopływają i o 17:00 spotykają się z powrotem w porcie, chyba,
że chcą zostać na wyspie, bo potem już nic innego nie pływa.
Wypożyczyli rowery i ruszyli w
trasę, podziwiając wszystko dookoła. Niebo było lekko zachmurzone i co chwilę
kropiło, ale to dodawało nawet uroku tej i tak niesamowicie pięknej scenerii.
Morze po prawej stronie miało kolor tak turkusowy, jak w folderach biur podróży.
Wpatrywali się w nie, urzeczeni, podjeżdżając najbliżej, jak się dało. Po
lewej, nieco dalej, były klify, ale chcieli zostawić je sobie na później.
Zatrzymali się więc przy samej wodzie, odłożyli rowery i usiedli na kamieniach.
Paddy oparł się o Magdy kolana i patrzył przed siebie, rozmarzony. Głaskała go
po włosach. Wyszło na chwilę słońce i nadało morzu jeszcze bardziej intensywny
kolor.
- Tak się cieszę, że
jestem tu z tobą. – westchnął Paddy.
- Ja też się cieszę. –
odpowiedziała w zamyśleniu.
Chłonęli otaczającą
ich ciszę, urozmaiconą tylko delikatnym szumem wody i beczeniem owiec
dochodzącym z oddali. Promienie słońca tańczyły na ich twarzach, przesłaniane
do chwilę przez przesuwające się po niebie chmury.
- Wiesz, chciałbym cię
o coś zapytać.
- Hmm? – zachęciła go
tylko i spojrzała pytająco.
Pomilczał jeszcze
chwilę, patrząc gdzieś przed siebie. Potem spojrzał jej głęboko w oczy. Wreszcie
poruszył się i uklęknął, wyciągając jednocześnie coś z kieszeni.
- Mag… will you marry me?
Magda zastygła w bezruchu.
Dopiero teraz do niej dotarło, że chyba do końca nie wierzyła, że ta chwila
nadejdzie niedługo, bo czuła się tak
zaskoczona, że nie mogła wydobyć z siebie głosu. Jednak to, co rozpierało ją od
środka, nie było paraliżującym strachem, ale tak ogromną radością, że aż nie
mogła jej w sobie pomieścić. Zakryła usta dłońmi, nie przestając patrzeć w jego
pogodne oczy.
Paddy czekał
cierpliwie obserwując jej reakcję i uśmiechając się lekko.
- Mag? – przypomniał
jej, że chyba powinna coś powiedzieć…
- Tak! Tak, tak,
oczywiście, że tak! – krzyknęła prawie, odzyskując głos i też klękając przed
nim. Śmiała się, a w oczach miała łzy… Dopiero teraz dostrzegła pierścionek w
dłoni Paddy’ego. Wyjął go z pudełeczka, założył jej na palec i pocałował jej
dłoń. Spojrzała na pierścionek. Był śliczny, delikatny, z małym brylancikiem,
ale jednak różnił się trochę od klasycznych pierścionków zaręczynowych, co też
bardzo jej się podobało.
- Jest idealny. –
powiedziała.
Złapał ją w pasie i
przyciągnął do siebie. Pocałował ją mocno i długo, a kiedy skończyli, nie mogli
przestać się uśmiechać i patrzeć sobie w oczy.
- Właśnie całowałaś
się z najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. – powiedział wstając wreszcie z
kolan i ciągnąc ją za sobą.
- No to jest nas
dwoje. – odpowiedziała.
Porwał ją w ramiona i
obrócił parę razy w powietrzu.
- Będziesz moją żoną! –
krzyknął.
- Żoną. – powtórzyła,
słuchając jak to brzmi w odniesieniu do niej. – A ty będziesz moim mężem! –
dodała odkrywczo.
- Tak! Na zawsze,
rozumiesz to?
- Jeszcze nie, ale brzmi
cudownie… To teraz jesteś moim narzeczonym. – dodała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz