poniedziałek, 14 kwietnia 2014

14.


My manager and agent constantly on the phone…

Kolejny dzień zaczął się od wspólnego śniadania w hotelowej restauracji. Był już z nimi Sven, całkiem miło im się rozmawiało we trójkę. Trochę ich popędzał, bo mieli jakieś trzy godziny drogi przed sobą i trochę więcej pracy przy rozstawianiu sprzętu, bo przed nimi występował ktoś inny. Popołudniowe zwiedzanie tym razem nie wchodziło więc w grę. Magda stwierdziła, że może faktycznie przyjdzie dopiero na koncert i wejdzie razem ze wszystkimi, żeby siedzieć na widowni, a po południu pochodzi sobie po sklepach. Czuła też potrzebę pobycia trochę sama ze sobą – zazwyczaj miała takiego czasu aż nadmiar, tu natomiast ciągle była wśród ludzi. Potrzebowała uporządkować w sobie trochę wydarzenia ostatnich dni. Paddy nie miał z tym problemu, cieszył się nawet, że nie będzie się nudzić i że chce spędzać czas po swojemu.

Zanim wsiedli do busa, Sven wydrukował Magdzie bilet, z nienajgorszym nawet miejscem. W drodze Paddy brzdąkał coś na gitarze i notował na kartce, a Magda trochę czytała, a trochę odpisywała na maile i smsy od znajomych. Było normalnie, momentami śmiesznie, momentami sennie. Sven puszczał jakieś ciężkie kawałki, które Magda usiłowała zagłuszyć, zakładając swoje słuchawki na głowę. Nabijali się z niej, że pewnie Kelly Family. Nie chciało jej się nawet protestować, że to akurat nieco inne klimaty. I tak nie znali, bo polskie.

Na miejscu okazało się, że są trochę inaczej rozlokowani w hotelu niż w poprzedniej miejscowości, tzn. Paddy miał ze Svenem apartament z dwoma pokojami, a Magda swój pokój piętro wyżej. Paddy ze Svenem natychmiast zmienili ten układ i Magda wylądowała z Paddy’m. Nie zdążyła się nawet wypowiedzieć na ten temat, co wyraziła głośno.
- Oj, przepraszam, jakoś tak automatycznie uznałem to za lepsze rozwiązanie, ale jeśli masz coś przeciwko… - Paddy trochę się zmieszał, a Sven przyglądał się im z rozbawieniem.
- Nie, nie mam. Można jednak było mnie zapytać o zdanie.
- No stary. – Sven klepnął Paddy’ego w ramię porozumiewawczo. – Powodzenia! – i oddalił się w stronę windy ze swoim tobołkiem.
Paddy stał z lekko zagubionym wyrazem twarzy.
- Chodźmy! – powiedziała Magda promiennie i złapała go za rękę. Rzucił jej dzikie, ale pełne humoru spojrzenie, westchnął i poszli. Obejrzeli swoje pokoje, były niemal identyczne, więc po prostu każde weszło do jednego.

            Chwilę później Paddy zapukał do jej pokoju z informacją, że ma jeszcze chwilę na lunch i pytaniem czy chce zjeść z nim. A że zapukał i wszedł nie czekając na odpowiedź, zastał ją w spodniach i staniku, ze szczoteczką do zębów w jednej ręce i telefonem w drugiej. Spojrzała na niego ze złością, potem rzuciła telefon i uciekła do łazienki.
- Ooops, przepraszam, Mag, naprawdę nie chciałem. – w jego głosie poza odrobiną skruchy słychać było, że nieźle się bawi.
- Nigdy nie czekasz na „Proszę!”?! – krzyknęła, kiedy tylko wypluła pastę.
- Czekam, ale myślałem, że już jesteś gotowa… Sorry…
Wyszła, zapinając jednocześnie guziki bluzki.
- Teraz jestem. Ile masz tego czasu? – zapytała tonem, od którego każdemu odechciałoby się jeść.
- Hej, nie złość się tak. Zapomniałem się, przecież nic się nie stało.
Odpuściła. Wzięła głęboki oddech.
- Wiem, przepraszam. Tak naprawdę zdenerwowałam się po wiadomości z pracy, a skupiło się na tobie.
- A co się stało w pracy?
- Pytają, gdzie jestem. Podobno kursanci czekają, nikt ich nie powiadomił o odwołaniu zajęć ani nie zorganizował zastępstwa. A kilka razy mówiłam, że nie będzie mnie w czwartek I piątek. Mogłam dać to na piśmie.
- No, to faktycznie słabo. Ale chyba nie pozwolisz, żeby ci to zepsuło resztę dnia?
- Nie, absolutnie nie, ale wiesz… Ciężko jest odpowiadać za błędy innych. Będę się musiała tłumaczyć po powrocie.
- Może nie? Może do tego czasu winny się ujawni?
- Może. Nieważne, nie chcę o tym teraz myśleć. To co z tym lunchem?
- Idziemy.
Po drodze rozmawiali o tłumaczeniu się. Że właściwie nie powinni tego robić. Tym bardziej w sytuacjach, gdzie jest się oskarżanym niesłusznie. I że milczenie w takich chwilach jest heroicznym wręcz wysiłkiem…

Potem ich rozważania przerwał kelner podający karty, więc przerzucili się na omawianie wyboru jedzenia. Szybko się zdecydowali, bo czasu było mało i Magda pomyślała, ze chociaż przejedzie się z nim na miejsce i stamtąd zacznie swoje samotne popołudnie, bo jakoś za wcześnie było dla niej na rozstawanie się z nim… Mimo, że tylko na kilka godzin.
- Już nie mogę. – westchnęła, odsuwając od siebie w połowie pełny talerz. Paddy siedział od 10 minut nad swoim pustym, więc spojrzał uradowany na jej makaron ze szpinakiem i zabrał się za jedzenie.
- Będziesz musiał dzisiaj więcej klaskać nogami. – zaśmiała się na ten widok.
- Co?
- No, żeby spalić te wszystkie kalorie. – Paddy załapał z opóźnieniem i roześmiał się.
- Ok, z dedykacją specjalnie dla ciebie.

Potem Paddy zadzwonił po Svena, który zabrał ich spod restauracji. Po 30 minutach stania w korkach dotarli do klubu. Był mniejszy niż sala poprzedniego dnia, ale przez to atmosfera była bardziej kameralna. Magda pochodziła sobie trochę i pooglądała wszystko, sprawdziła też swoje miejsce na widowni. Trochę pod kątem, ale w miarę blisko. Paddy też zarejestrował wzrokiem tę okolicę, żeby móc sobie później swobodnie zerkać. Pożegnali się buziakiem w policzek i poszła. 

13.


Your honey kisses keep me fed…

Nie chciało jej się przebierać, sukienka dobrze wyglądała z narzuconą na wierzch cienką marynarką. Zmieniła tylko buty i rozpuściła włosy. Przerzuciła przez ramię małą torebkę i właściwie była gotowa do wyjścia. Wyszła z pokoju z tym samym czasie, w którym Paddy ze swojego. Spojrzeli tylko na siebie z uśmiechem, złapali się za ręce i poszli.

- Chcesz coś jeść? – zapytała, kiedy mijali kolejną wypełnioną ludźmi knajpkę, a z talerzy docierały do nich smakowite zapachy.
- Sam nie wiem. Chyba nie… A ty?
- Źle się czujesz? – zapytała z udawaną troską i przyjrzała mu się uważnie. Roześmiał się.
- Nie, ale jakoś nie jestem w nastroju do jedzenia. Ale mogę się przestawić zaraz, jeśli jest taka potrzeba?
- Nie ma. Chodźmy gdzieś, gdzie jest spokojniej.
Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Ona też go tak objęła i szli sobie, wolnym krokiem, rozmawiając o koncercie. Magda była strasznie ciekawa, jak on to przeżywa. Co czuje, kiedy wychodzi na scenę. Czy robią na nim jeszcze wrażenie te wszystkie piski i płacze. Czy jeśli śpiewa te same piosenki w kółko, to czy jest w stanie robić to z takim samym zaangażowaniem. Teraz była na świeżo, więc miała mnóstwo pytań w tym stylu. Nabijała się trochę z jego wygłupów, a on opowiadał, ile razy coś mu nie wyszło w trakcie, np. jak się zakrztusił wodą, kiedy chciał zrobić swoją słynną fontannę, zrobił się cały czerwony i musiał na chwilę zejść ze sceny… Ale nie została mu po tym trauma i dalej to robił, co zresztą miała „przyjemność” dzisiaj widzieć.

            Stanęli sobie przy rzece, odbijały się w niej uliczne latarnie, pięknie oświetlone kamieniczki wokół tworzyły bardzo romantyczną scenerię. Paddy objął ją od tyłu, splótł ręce na jej brzuchu i oparł brodę na jej ramieniu. Ta bliskość wychodziła im coraz swobodniej, coraz bardziej naturalnie.
- A tobie co się najbardziej podobało? – zapytał, łaskocząc oddechem jej szyję.
- Ooo, to może być bardzo długa opowieść.
- Dłuższa niż koncert? – zażartował.
Pokręciła głową i opowiedziała mu swoje wrażenia. Okroiła tylko opowieść z niektórych emocji, jakby nie chciała odkryć jeszcze przed nim wszystkich swoich kart. O ‘Sick with love’ wspomniała tylko, że jej zdaniem jest genialna.
- Bo nie moja. – powiedział po prostu.
- Ale muzyka jest twoja. A muzyka wydobywa z treści to, co najważniejsze. Wszystko tam jest: ich miłość, czystość, zachwyt sobą nawzajem, pasja, z którą chcą razem biec…
Poczuła jego usta na szyi i zamilkła. Odwrócił ją twarzą do siebie i pocałował w usta. ‘Let him kiss me with the kisses from his mouth…’, zabrzmiało w jej głowie. Była jego Oblubienicą, Przyjaciółką, a on… on był jej.


        Wrócili do hotelu, wtuleni w siebie i milczący. Pożegnali się jeszcze jednym pocałunkiem, miękkim: „Dobranoc” i rozeszli się do swoich pokojów. 

niedziela, 13 kwietnia 2014

12.


Can you please sign this paper…

- To co, jedziemy na chwilę do hotelu, a potem gdzieś sobie jeszcze pójdziemy?
- Dobrze. A nie jesteś zmęczony?
- Trochę jestem, ale to nie ma znaczenia. Jest tak ciepło. – wziął głęboki oddech i przeciągnął się, kiedy wyszli na dwór. – Chyba że ty chciałabyś już odpocząć… ode mnie? – zapytał i mrugnął, jakby był przekonany, że to niemożliwe.
W tym momencie usłyszeli kliknięcie i błysk flesza rozjaśnił twarz Paddy’ego.
- Wróć do środka - zdążył jej tylko szepnąć, a ona szybko się cofnęła. Chyba wystarczająco szybko, wydawało się, że nikt nie zwrócił jeszcze na nią uwagi. Znalazła Svena i powiedziała mu, co się stało. On wyjrzał przez szybę w drzwiach i zobaczył, jak Paddy rozmawia z grupką fanek, które okrążyły go z każdej strony.
- Wyjdę do niego i zgarnę do samochodu. A potem podjedziemy po ciebie pod to drugie boczne wejście, tam jest chyba czysto. Gdyby coś się działo, nie rozglądaj się, wsiądź normalnie do auta. Ok?
- Ok. Powinnam dać radę. – mrugnęła do niego. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.

Podeszła do bocznych drzwi, ale nie otwierała ich, dopóki nie usłyszała silnika. Kiedy miała pewność, że podjechali, przemknęła szybko do auta. Udało się. Nikt też nie ruszył za nimi.
Paddy patrzył na nią z lekkim niepokojem.
- I jak, kto to był? – zapytała go zwyczajnie.
- Dwie Niemki, trzy Polki i jakieś Słowaczki. – odpowiedział, na co Sven spojrzał znacząco w lusterko. - Musiały chyba przedrzeć się przez żywopłot, bo przy wejściu stała ochrona.
- Najwierniejsze narodowości? – zapytała z uśmiechem.
- Well…
Sven wysadził ich przy hotelu i wrócił jeszcze, dopilnować wszystkiego na miejscu.
- Nie był to jakiś problem dla ciebie? – zapytał po drodze do pokojów.
- Nie. Spodziewałam się, że coś takiego może się zdarzyć. Zresztą, przecież sam mnie uprzedzałeś. I pewnie jeszcze niejedna taka sytuacja będzie.
- Pewnie będzie. I to bardziej uciążliwa.
- Cóż, to jest wpisane w twój zawód. – naprawdę miała dystans do tego. Tym bardziej, że znała jego poglądy na temat takich akcji. I… No tak. Ufała mu. – Paddy, czy ty się czymś martwisz w związku z tym?
- Nie, ale wiem, jakie to jest trudne, jeśli przydarza się często. Nie chcę, żebyś ty przez to cierpiała.
- Nie będę. Rozumiem to. Daj mi szansę się w tym odnaleźć.
Popatrzył na nią, jakby widział ją pierwszy raz.
- Naprawdę chcesz?
- Dlaczego aż tak cię to dziwi? Przecież to jest część twojego życia. A różne jego elementy muszą ze sobą współgrać, jeśli mają tworzyć całość.

Paddy milczał, przetwarzając to, co powiedziała. Uznała siebie za część jego życia. Nie chciała tego życia zmieniać. Chciała znaleźć w nim miejsce dla siebie, w takim, jakie było. To było więcej niż mógł się spodziewać. Magda widziała, że coś się w nim dzieje, że coś, co dla niej brzmiało zupełnie naturalnie, dla niego miało jakieś ogromne znaczenie.
- Mag… - przycisnął mocno usta do jej czoła. Czuła, że tuli ją tak, że zaraz ją zgniecie. Przechodząca obok pokojówka złapała z nią kontakt wzrokowy i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Ciągle stali na korytarzu, przed wejściem do swoich pokojów. Magda pogłaskała go po plecach.
- Paddy? Wejdźmy może do środka? – zasugerowała nieśmiało.
- Słucham? A, ok. Albo nie, pójdę się tylko „ogarnąć” i za 10 minut wyjdziemy. Chyba, że potrzebujesz więcej czasu?
- Nie, tyle wystarczy. Najwyżej poczekasz chwilę u mnie.
- Ok.

Zamknęła drzwi od wewnątrz, oparła się o nie i zamknęła oczy. „Co za dzień…”, pomyślała. Po tylu latach emocjonalnej i uczuciowej pustyni nagle w jej życiu zaczyna kwitnąć piękna, bujna oaza. Nie planowała tego, nie wierzyła w to już nawet. A teraz to się po prostu działo. 

sobota, 12 kwietnia 2014

11.


…and while you fly around my head…

Druga część była o wiele spokojniejsza. Magda patrzyła na jego dłonie przesuwające się po strunach gitary, obserwowała każde drgnienie na jego twarzy, chłonęła dźwięk jego głosu. Miała wrażenie, że mogłaby tak w nieskończoność… Karmić się jego widokiem, jego talentem. Piosenki, które były jednocześnie modlitwami, poruszały ją najbardziej. Pociągało ją to, że tak odważnie i otwarcie dzielił się swoim doświadczeniem Boga choć wiedział, że ryzykuje tym utratę popularności. Ale przecież zawsze tworzył o tym, co przeżywał. Gdyby teraz pomijał temat Boga, byłby nieszczery. Nie dało się nie pisać o najważniejszym, o sensie, o Prawdzie. On cały tym żył, jak mógłby to przemilczeć?

‘Sick with love’ zaśpiewał tak, że miała ciarki na całym ciele. Uwielbiała „Pieśń nad Pieśniami”, a w tym wykonaniu jej treść docierała do niej jeszcze mocniej. Nie miała pewności, jak w tym momencie Paddy to interpretuje, ale kiedy spojrzał na nią spod przymkniętych powiek na ‘Let us run… run, run, run!’ prawie czuła jak biegną razem, przez kwitnące winnice i ogrody. W końcu pozwoliła ponieść się całkowicie emocjom i popłynęły jej łzy. Jakby dopiero teraz uwierzyła w to, co właściwie dzieje się w jej życiu od kilku dni, a właściwie, od kilku miesięcy. Wreszcie dostawała to, o czym zawsze marzyła. O co walczyła przez większość swojego życia, a potem przestała i straciła nadzieję, że kiedykolwiek to dostanie. A to przyszło niepostrzeżenie, pod przebraniem przyjaźni, pomocy. Inaczej nie przyjęłaby tego w tamtym momencie. Tyle było w niej goryczy, zranień i zawiedzionych nadziei na tym gruncie, że uciekłaby od razu, gdyby widziała, do czego zmierza.

Paddy zszedł ze sceny i zastał ją taką rozklejoną. Podszedł do niej po prostu i przytulił.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak, w porządku. Dziękuję ci.
- Za co?
- Za to, że mnie tu zaprosiłeś. Że mogę cię słuchać. I za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, dopiero tutaj to do mnie dotarło.
Uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił i odpowiedział:
- My pleasure, uwierz mi. Muszę iść na bis. Zaraz wracam.
W trakcie bisu pozbierała się trochę, wytarła rozmazany tusz i pośpiewała ‘Go, tell it on the mountain’. Kiedy wrócił, zastał ją w z grubsza normalnej kondycji. I dobrze, bo zaczęli schodzić się inni ludzie, komentować koncert, gratulować i takie tam. Magda wycofała się z tego, wzięła butelkę wody i stanęła sobie z boku, oglądając plakaty zapowiadające kolejne występy w tym miejscu. Potem Paddy kiwnął jej, że zaraz wraca, przebrał się błyskawicznie, poustalał coś ze Svenem i stanął przed nią.


10.


…Pour it all over me, sweet love…

I w końcu przyszedł czas na koncert. Dotarli na miejsce ok. godzinę przed jego rozpoczęciem. Paddy przebrał się, przyszykował i rozśpiewał. Nie widać było po nim żadnej tremy. Zapytała go, jak z tym u niego jest po tylu latach występowania. Odpowiedział, że zawsze się lekko stresuje, czy wszystko pójdzie jak trzeba, ale nie w takim natężeniu, żeby go to  dekoncentrowało czy inaczej truło. Kiedy zaczęli wpuszczać ludzi na widownię, poczuła dreszczyk ekscytacji. Jeszcze kilka lat temu chodziła na jego koncerty jako „zwykła” fanka i do głowy by jej nie przyszło, że kiedyś będzie je oglądać z zupełnie innej perspektywy, dosłownie i w przenośni. Teraz jednak miała swoje miejsce tuż przy scenie i uczestniczyła we wszystkim jako jego… dziewczyna. Na kilka minut przed wejściem na scenę, stanął spokojnie, przeżegnał się i ukrył twarz w dłoniach. Kiedy je opuścił, podeszła do niego, położyła mu rękę na ramieniu, podniosła drugą otwartą dłoń i powiedziała na głos kilka słów modlitwy, zawierzając Bogu jego, wszystkich słuchających i wszystko, co miało się wydarzyć tego wieczoru. Potem uścisnęła go, dała szybkiego buziaka w usta i życzyła powodzenia. On spojrzał na nią z takim zachwytem, jakiego jeszcze w jego oczach nie widziała i szepnął: „Dziękuję. Baw się dobrze.” I wyszedł.

Piski i krzyki na jego widok nie zmieniły się za bardzo od lat dziewięćdziesiątych, więc pierwszej piosenki prawie w ogóle nie było słychać. Przywitany został bardzo entuzjastycznie. Wychyliła się trochę, żeby zobaczyć publiczność. Większość stała i śpiewała, mało kto siedział spokojnie. Standard. Paddy był w świetnej formie, uwielbiała to, jakim wariatem był na scenie i jednocześnie jak płynnie potrafił zmienić nastrój na wyciszony i refleksyjny. Zawsze zadziwiało ją jego panowanie nad tłumem, to, że wystarczyła jedna jego mina czy ruch ręką, a wszyscy reagowali dokładnie tak, jak chciał. Kiedy znikał z jej pola widzenia i szedł do przodu, piski się nasilały. Zastanawiała się, jak będzie to odbierać teraz. Momentami budziło się coś na kształt zazdrości, ale było tak absurdalne, że natychmiast to odcinała. Wsłuchiwała się w siebie, próbując odnaleźć się w tych okolicznościach, ale niewiele mogła usłyszeć – za bardzo absorbował ją jego głos, jego muzyka, atmosfera, którą tworzył. Chłonęła to całą sobą, jak zawsze wcześniej.

Teraz jeszcze lepiej rozumiała niektóre utwory albo wyraźniej mogła zobrazować sobie anegdotki, którymi przeplatał piosenki, bo go znała. Ale poza tym była takim samym odbiorcą jak wcześniej. Różnica była taka, że kiedy patrzył na nią w trakcie występu, to naprawdę patrzył na nią, świadomie, bo tego chciał. A nie, że patrzył przed siebie, w tłum pod sceną i ona sobie wyobrażała, że właśnie ją w nim zauważył. Po kolejnej piosence była przerwa. Podszedł do niej z butelką wody, którą wciągnął w siebie prawie za jednym zamachem i ruchem głowy wskazał garderobę, nie przestając pić. Poszła więc za nim, po drodze biorąc kolejną butelkę, na wszelki wypadek. Paddy zdjął z siebie koszulkę, przetarł nią twarz i zapytał:
- I jak? – sięgając jednocześnie po świeżą. Magda nie bardzo mogła skoncentrować się na odpowiedzi z powodu nadmiaru bodźców. Zauważył, że chyba poczuł się zbyt swobodnie i szybko się ubrał.
- Dobrze. – odpowiedziała w końcu. – Jejku, „dobrze”… Fantastycznie, naprawdę… Ale wiesz, że ja nie jestem obiektywna. Raczej totalnie bezkrytyczna. – uśmiechnęła się.
- Czyli dobrze się bawisz? – dopytał, patrząc na nią czujnie.
- No, może nie skaczę i nie klaszczę, bo samemu to nie bardzo ma sens, ale parę razy byłam już o krok. – relacjonowała z humorem.
- Jeśli chcesz, to jutro możesz sobie usiąść na widowni, na pewno jakieś miejsca będą wolne. Zapytamy tylko Svena, które. Ale musiałabyś wejść ze wszystkimi.
- Zastanowię się. Tu jest super. Pierwszorzędny – a nawet bliższy! – widok na gwiazdę wieczoru… Bezcenny. A ty – jak ty to czujesz? – zmieniła temat.
- Dobrze. Dzisiaj jest naprawdę dobrze. Nie spodziewałem się aż takiego przyjęcia we Francji. Taki entuzjazm jest zazwyczaj w Polsce albo w Niemczech, a tu niespodzianka. Pewnie przyjechało dużo Polek. – mrugnął do niej.
- Trochę na pewno. Będziesz z nimi rozmawiał potem?
- Nie, nie. Pamiętasz, mówiłem ci o tym, jak rozmawialiśmy o moim wahaniu się co do powrotu na scenę. Że sam sobie postawiłem taki warunek – ma chodzić o muzykę, o jej przesłanie. A nie o mnie.
- Tak, pamiętam. Wrócimy do tego, dobrze?

- Pewnie. Do czego tylko chcesz. – Cmoknął ją w czoło i pobiegł z powrotem na scenę.

piątek, 11 kwietnia 2014

9.


And all the sweet honey from above…

Na miejsce dotarli ok. 11:00. Faktycznie, w hotelu nic się nie działo, ospała recepcjonistka nawet na nich porządnie nie spojrzała. Dali sobie godzinkę na odświeżenie się i przebranie, a potem mieli jechać na miejsce sprawdzić dźwięk i wszystkie inne szczegóły techniczne. Nie musiała być przy tym, ale oczywiście chciała, była ciekawa wszystkiego. Poza tym sprawdzanie dźwięku oznaczało, że Paddy będzie śpiewał, a to było kwestią decyzyjną. Przebrała się w lekką sukienkę, bo było bardzo ciepło i związała włosy w niedbały kok. Nie widać było po niej zarwanej nocy. Oczy jej błyszczały, włosy lśniły, wszystko w niej chciało podobać się jemu. Zapukał do jej pokoju trochę wcześniej, co ją bardzo ucieszyło. A błysk, który pojawił się w jego spojrzeniu na jej widok, był najlepszym komplementem.
- Wyglądasz tak pięknie. – wyrwało mu się jakby niechcący.
- Dziękuję. – powiedziała, sama nie mogąc oderwać wzroku od niego. Miał wilgotne włosy, białą koszulkę z krótkim rękawem i granatowe dżinsy. I pachniał tak, że nie mogła się skupić na niczym tylko na tym, żeby tym zapachem oddychać. – Ty też nienajgorzej. – rzuciła lekko, ale jej spojrzenie wyrażało nieco więcej.

W tej samej chwili rzucili się prawie na siebie, całując się tak zachłannie i namiętnie, jakby nie widzieli się przez rok. Jego ręce były w jej włosach, w talii, na plecach, ona oddawała każdy dotyk, każde muśnięcie warg, nie mogli przestać. W końcu Paddy oparł swoje czoło o jej, i oddychając szybko, wyszeptał:
- To nie będzie łatwe. – dokładnie wiedziała, o czym mówił.
- Nie będzie. – jakby na dowód tego przesunęła dłonią po jego karku, a on zadrżał.
Ale oboje wiedzieli, że ta kwestia jest bezdyskusyjna.

Chwilę potem musieli już jechać, Sven czekał na nich w samochodzie. Na szczęście w okolicach sali nie widać było żadnych koczujących wielbicielek, więc spokojnie weszli do środka. Przywitali się z obsługą, Magda zapoznała się z paroma osobami z „ekipy”, jak to nazywał Paddy. Razem ze Svenem wyjaśniali jej co krok po kroku będą robić i z grubsza co do czego służy. Niektóre rzeczy interesowały ją mniej, inne więcej. Obserwowała ich sobie przy pracy, czekając na wątki artystyczne. Paddy sprawdził fortepian, gitarę, przećwiczył kilka początków różnych piosenek, a potem przynieśli z samochodu ubrania na zmianę i koszulki i płyty na sprzedaż. Właściwie wszystko już było gotowe, ale właściciele obiektu ciągle mieli jakieś pytania i wątpliwości. Później okazało się, że coś jest nie tak z oświetleniem i kolejna godzina zeszła na dochodzeniu, co trzeba poprawić. Paddy był bardzo skupiony na pracy, tak poważny, że naprawdę rzadko go takim widywała. Co jakiś czas jednak rzucał jej jedno z tych spojrzeń mówiących: „Cieszę się, że tu jesteś” albo wołał ją, żeby coś jej pokazać. Śmiała się z jego ściąg i pytała, po co pisze sobie takie długie teksty, skoro nie może ich potem zapamiętać - na szczęście miał dystans i śmiał się razem z nią.

Kiedy już wszystko było gotowe i sprawdzone, mieli jakieś trzy godziny wolnego. Sven powiedział, że ma już plany, co było bardzo taktowne z jego strony, bo wiedział, że najchętniej zostaliby sami. Wyszli więc, sprawdzając wcześniej, czy jest „czysto”. Paddy zaproponował spacer po mniej uczęszczanej części miasta, w której za to można było zjeść prawdziwe lokalne specjały, a nie tylko turystyczne standardy. Założył ciemne okulary i położył rękę na jej ramieniu. Objęła go więc w pasie i tak szli sobie, rozglądając się i rozmawiając. Czuła się wolna, lekka i … zakochana. Kiedy był przy niej, wszystko wydawało jej się spójne i kompletne. Jej życie, jej charakter, jej braki nawet – wszystko współgrało z jego. Dopełniało się i uzupełniało. Wiedziała, że to ten początkowy zachwyt jest taki wszechogarniający, że później wiele spraw może postrzegać w nieco innym świetle. Ale teraz było teraz, te chwile były idealne i bez takich w pamięci pewnie żadna para nie przetrwałaby ze sobą na dłużej. Widziała też, że on jest szczęśliwy, że ma ją przy sobie i to było dla niej absolutnie bezcenne.

Zjedli obiad w małej knajpce, podjadając sobie nawzajem z talerzy i zachlapując przy okazji pół obrusu. Magda oczywiście nie mogła obejść się bez kawy. Potem Paddy wymyślił jeszcze lody, więc w sumie połowę czasu spędzili jedząc. Jak zwykle. Potem zrobił jej zdjęcie telefonem przy fontannie i im obojgu z wyciągniętej ręki, na którym wyszli zaskakująco dobrze i naprawdę ładnie razem wyglądali. Ciepłe kolory jej oczu i włosów kontrastowały z jego chłodnymi, ale znów, tak jak w przypadku charakterów, raczej współgrając niż kłócąc się. Oczywiście nie miała odwagi powiedzieć tego na głos. Ale po spojrzeniu, które wymienili patrząc na zdjęcie wiedziała, że pomyśleli o tym samym.

czwartek, 10 kwietnia 2014

8.


Streets and sounds, city lights…

Kolejny dzień upłynął na gorączkowym bieganiu po sklepach, bieganiu do pracy, prasowaniu i pakowaniu, a w międzyczasie konsultowaniu różnych szczegółów z Paddy’m, np. czy oczekuje stosu kanapek na drogę, czy jednak przeżyje czas między restauracjami na postojach. Niestety, oczekiwał, więc tym samym zaplanował jej ostatnie wolne chwile wieczorem. Powiedziane zostało to oczywiście w żartach, tak naprawdę mógł sam coś przygotować, ale sprawiało jej to ogromną frajdę – zaspokajanie jego wiecznego głodu i wysłuchiwanie komplementów pod adresem polskiej kuchni i jej osobistych kulinarnych talentów. Zanim uporała się z tym wszystkim, przemyślała, w co ubierze się rano, żeby nie musieć grzebać po szafkach w półśnie, wzięła prysznic i zrobiła wszystkie niezbędne kosmetyczne zabiegi, było po północy. „Super, trzy godziny snu przede mną…” – pomyślała z przekąsem. „Rano będę świeża i ponętna.” Przyszło jej do głowy, że Paddy też pewnie jeszcze nie śpi i będzie równie ponętny jak ona. Mieli jechać busem ze Svenem jako kierowcą, miała nadzieję, że chociaż on się wyśpi. Zastanawiała się też, czy Sven wie o nich, czy jednak będą się nadal zachowywać jak ‘just friends’. Z tą myślą zasnęła.

Kiedy punkt o 4:00 Paddy stanął w jej drzwiach była gotowa, kończyła malować rzęsy na samo-zamykających się powiekach. On za to miał podkrążone oczy, wygniecioną koszulkę i włosy w takim stanie, że dosłownie błagały o grzebień. Nadrabiał promiennym uśmiechem i energicznym:
- Good morning! – które nijak nie komponowało się z jego obecnym image’em.
- Early morning, raczej. – mruknęła Magda, tłumiąc ziewnięcie.
- Ktoś się chyba nie wyspał? – zasugerował.
- Ktoś chyba zaspał? – zmierzyła go znaczącym spojrzeniem i parsknęła śmiechem.
- Ej no, aż tak źle? – spojrzał w lustro i skrzywił się. Wsadził rękę we włosy i zaraz wyciągnął, nie mogąc przedrzeć się przez nierozczesane kołtuny. – Faktycznie, mogłem to trochę dopracować. – zaczynał brzmieć, jakby było mu głupio, a tego nie mogła znieść.
Podeszła do niego, dała mu buziaka w policzek i powiedziała do ucha:
- You’re looking cute. – I ruchem głowy zasugerowała wyjście. Zarejestrowała tylko jego słodki uśmiech i była prawie pewna, że się zarumienił.

Sven czekał przed busem, przywitał się szybkim objęciem i zapakował jej walizkę.
- To co, gotowi? – zapytał i spojrzał na Paddy’ego. – Ty to chyba nie bardzo. – uśmiechnął się pod nosem i mrugnął do Magdy.
- Ja wyglądam słodko. – odpowiedział bohater poranka tonem nadąsanego pięciolatka i wszedł do środka. Magda wzruszyła tylko ramionami i zrobiła minę pod tytułem: „Ja nic nie poradzę” i też wsiadła. Paddy oznajmił, że ledwo stoi na nogach, spał jakąś godzinę, więc idzie spać dalej. Magda pogadała chwilę ze Svenem, po czym też przeniosła się do tyłu z zamiarem drzemki. Leżał wzdłuż siedzeń na samym końcu, usiadła więc na dwóch przedostatnich i oparła się plecami o szybę. Widziała go między siedzeniami, wyglądał naprawdę… no, po prostu słodko, żadne inne określenie nie oddawało rysów jego twarzy, takiej spokojnej, delikatnej i męskiej zarazem, a teraz jeszcze zamknięte powieki i cień rzęs na policzkach sprawiały, że nie mogła oderwać od niego oczu. Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po tych nieujarzmionych włosach, delikatnie, nie chcąc go obudzić. Kiedy przestała, usłyszała ciche:
- Jeszcze… proszę. – serce w niej stopniało. Głaskała go więc dalej, po włosach i po buzi, dopóki nie miała pewności, że śpi. Miała w sobie tak ogromny pokój i tyle czułości, która jakby skumulowana przez te wszystkie lata, teraz aktywowała się w niej z całą mocą. Jakby całe życie czekała tylko na to. Żeby mu ją dawać.

       Na pierwszym postoju zorientowała się, że Sven został poinformowany o przebiegu jej relacji z Paddym, bo ten zachowywał się zupełnie swobodnie – brał ją za rękę po drodze i patrzył na nią tym swoim spojrzeniem, od którego motyle w jej brzuchu podrywały się do szaleńczego lotu. Sven uśmiechał się tylko wyrozumiale albo z sympatią i też nie wyglądał na skrępowanego całą sytuacją. Kiedy poszedł po kolejną kawę, a oni zostali na moment sami, Paddy przyciągnął ją do siebie, cmoknął w czubek głowy i powiedział:
- Zapomniałem ci powiedzieć przed wyjazdem, że rozmawiałem ze Svenem, że  jesteśmy razem. Mówiłem też Patricii i Angelo. Czyli pewnie reszta też już wie. – uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?
- Nie, dlaczego. Zastanawiałam się wczoraj, czy on wie. A jak to będzie wyglądało na koncertach czy w hotelu?
- No właśnie, zaraz ci wszystko opowiemy. Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś wyleciało mi to z głowy wcześniej. Było tyle ciekawszych tematów…
- Nie lubisz tego?
- Nie, bo przypomina mi o dawnym życiu. Tzn. rozumiem, że tak musi być, jeśli chcę dalej grać, no i teraz to właściwie nic się nie dzieje jeśli chodzi o natarczywość paparazzi czy fanek, zwłaszcza w porównaniu do kiedyś, ale jednak – wystarczy, że nas zobaczą razem i zaraz pojawią się zdjęcia z głupimi podpisami i domysłami, kim jesteś. Najlepiej unikać tego, jak długo się da.
- Jasne. Czyli co – chodzimy wszędzie osobno, siedzę gdzieś też osobno na koncercie.
- Najlepiej za kulisami, będziesz widzieć wszystko z boku, ale za to z super-bliska. – puścił jej oko. – Ale w hotelu nie powinno być problemu, nie sądzę, że ktoś wie, gdzie się zatrzymaliśmy, aż takiej sensacji tam nie wzbudzam. Myślę, że poza koncertami i okolicami sali, gdzie mogą kręcić się fanki, możemy zachowywać się normalnie. Prawda, Sven?
- No jasne, gdyby to były Niemcy, trzeba byłoby bardziej uważać. Ale we Francji jest spokojnie.
           
-------

Reszta podróży zleciała im na rozmawianiu, słuchaniu muzyki, jedzeniu kanapek Magdy i podziwianiu krajobrazu za oknem. O tej porze roku było pięknie, soczyście zielono albo żółto od rzepaku i Magda co chwilę czymś się zachwycała. Podróżowanie było kolejną pozycją na liście jej ulubionych aktywności. Po drodze do celu Paddy wpadł na genialny pomysł zatrzymania się w małej wiosce, w której kiedyś mieszkał jakiś czas i pokazać im wszystko. Czas im na to pozwalał, a miejsce było rzeczywiście malownicze, otoczone pagórkami winnic i skąpane w porannym słońcu. Załapali się nawet na poranną Mszę w skromnym, drewnianym kościółku, więc Magda miała poczucie, że Pan Bóg błogosławi całemu przedsięwzięciu i dało jej to jeszcze więcej radości. To było cudowne, modlić się razem z nim, przekazywać sobie Pokój, dzielić ze sobą to, co dla nich najważniejsze. Jego oczy też były tak przepełnione szczęściem, że aż błyszczały, a ich granat nabrał nowej głębi. Tonęła w niej sobie beztrosko, kiedy stali przy wyjściu czekając na Svena. Obejmowali się tylko i patrzyli sobie w oczy, słowa były zbyteczne. Wszystko było jasne, oświetlone Tym najjaśniejszym Światłem. Wszystkie jej wątpliwości i obawy zniknęły.

            

wtorek, 8 kwietnia 2014

7.


Can I do anything, anything for love…

Wtorkowe zajęcia dłużyły jej się niemiłosiernie. Starała się być skupiona na pracy, ale cały czas jej roztargnienie dawało o sobie znać: wsadzała nie tę płytę do odtwarzacza albo w połowie zdania zamyślała się i dopiero ponaglenia kursantów przywoływały ją do porządku. W każdym luźniejszym momencie zastanawiała się, czy dobrze robi, zgadzając się na ten wyjazd. Wszystkie argumenty przeciw były jednak oparte na strachu, a nim nie chciała się kierować w swoich wyborach.

Po ostatniej lekcji sprawdziła w lusterku jak wygląda. Przeczesała włosy, poprawiła makijaż, wzięła dwa głębokie oddechy, żeby uspokoić przebudzone nagle „motylki” i wyszła. Rozejrzała się dookoła, ale nie było go nigdzie w zasięgu wzroku. Zanurzyła rękę w torebce próbując wyłowić telefon, co nie udało się tak od razu. Trzy nieodebrane połączenia i sms: „Niestety nie mogę czekać na ciebie pod pracą, oddzwoń proszę, jak będziesz mogła. Przepraszam.” Wybrała więc szybko jego numer, ale tym razem on nie odebrał. Poszła więc do domu, lekko zaniepokojona takim obrotem sprawy. Wiedziała, że na pewno wypadło mu coś ważnego, miała tylko nadzieję, że nic złego. Spróbowała zadzwonić jeszcze raz, ale też bezskutecznie. Włączyła dźwięki w komórce, żeby nie przegapić jego telefonu i poszła do domu.

Zjadła coś i włączyła laptopa, żeby zająć myśli, które ciągle produkowały nowy scenariusz wydarzeń. Zdążyła chyba nawet przysnąć, przeglądając kolejne strony, bo kiedy wreszcie usłyszała dzwonek, podskoczyła wyrwana z zupełnie innej rzeczywistości. Było po 23:00.
- Tak? – wychrypiała w słuchawkę.
- Obudziłem cię? Przepraszam. – w jego głosie słychać było zmęczenie.
- Nie, nie spałam. Co się stało?
- Dłuższa historia. Musiałem ratować Patricię, a właściwie Alexandra. Dennis w delegacji, samochód w naprawie, a Alex poślizgnął się na schodach  i nabił sobie ogromnego guza. Wyglądało to naprawdę kiepsko, woleliśmy zabrać go na pogotowie na wszelki wypadek, a Pat musiała zostać z małą, bo chyba ma grypę, w każdym razie strasznie marudziła. – opowiadał to wszystko jednym tchem, nadal przejęty sytuacją. – W każdym razie, przepraszam cię strasznie… Akurat byłem u nich, więc zaproponowałem pomoc…
- Paddy, wszystko jest ok, nie tłumacz się. To zrozumiałe, że im pomogłeś. Ja sobie dałam radę.
- Naprawdę, nie jesteś na mnie zła?
- Zła? Że zawiozłeś dzieciaka z rozbitą głową na pogotowie? Żartujesz?
- Że przez to nie spotkałem się z tobą…
- Proszę cię. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Nasze spotkanie dzisiaj należało do tej pierwszej kategorii.
- Dzięki za wyrozumiałość. Jesteś naprawdę… naprawdę…
- Zdrowa psychicznie. Przynajmniej kiedy sytuacja tego wymaga. – dodała lekko rozbawionym tonem. Paddy też się roześmiał.
- Miałem na myśli nieco inne określenie, ale niech ci będzie.

Porozmawiali chwilę o szczegółach tej historii, okazało się, że właściwie nic poważnego się Alexowi nie stało, ale mają go obserwować. Ustalili też, że następnego dnia się nie spotkają, bo trzeba się spakować i pójść chociaż trochę wcześniej spać, żeby w czwartek wyjechać o planowanej 4:00.
- Ok, to śpij dobrze, Paddy.
- Ty też. Dobranoc.
- Dobranoc.
- Mag? – uwielbiała to jego zdrobnienie.
- Tak?
- Nie, nic. Zdzwonimy się jutro.
- Ok.

Po chwili przyszedł sms: „Jesteś naprawdę cudowna.” Przeszły ją ciarki. „Cudowna”… Poważne słowo. Niby nic, ale brzmiało jak wyznanie. „To samo pomyślałam o Tobie…” – odpisała tylko.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

6.


…A new life has begun…

Kiedy natomiast go zobaczyła, kiedy przywitał ją tak serdecznie, jak członka najbliższej rodziny, kiedy pokazał jej mieszkanie i opowiedział o zmianach, jakie w nim zaprowadził, żeby mogła stworzyć w nim sobie swoją przestrzeń, wiedziała, że to była najlepsza rzecz, jaką mogła dla siebie zrobić w tym czasie. Znała tam tylko jego, więc przez pierwsze dni nie odstępował jej niemal na krok. Pokazywał jej miasto, sklepy, urzędy, zapoznawał ze swoimi znajomymi i tymi członkami rodziny, na których się akurat natknęli. Ciągnął ze sobą prawie wszędzie, żeby poczuła się jak u siebie. Była mu strasznie wdzięczna za ten czas.

Potem, kiedy znalazła pracę, trochę się to uspokoiło. Tzn. nadal widywali się bardzo często, siedzieli u niej albo u niego, oglądali filmy, łazili godzinami po plaży, nawet jeździli na wycieczki w soboty albo w niedziele. Ich relacja wydawała jej się czysto przyjacielska, wręcz bratersko-siostrzana, ale gdyby głębiej w to wejść, mogłaby znaleźć sporo momentów, kiedy nagle przestawali mówić, zapatrzeni sobie w oczy albo kiedy wygłupiając się, znajdowali się nagle nieoczekiwanie blisko siebie i po pierwszym zaskoczeniu obracali wszystko w żart.

Próbowała znaleźć moment, w którym to się zmieniło, ale nie bardzo potrafiła. Pamiętała, że propozycja pójścia z nim na tę rodzinną imprezę w sobotę wydała jej się trochę spoza „dziedziny”, w której się obracali, ale zrzuciła to na karb jego chęci zapoznania jej z nowymi ludźmi, ze swoimi bliskimi. I tyle. Dopiero tam, będąc jakby w centrum jego życia zrozumiała, że to wszystko jest dla niej zbyt ważne. Zbyt mocno to przeżywa, żeby nadal chować to pod płaszczykiem przyjaźnienia się.


I wtedy ją pocałował. Pewnie widział tę zmianę w jej oczach i ośmieliło go to. Zastanawiała się tylko, kiedy od kiedy to trwało u niego. Pomyślała, że pewnie przyjdą okoliczności, w których będzie mogła go o to zapytać.

5.


You’ve brought me here, now I belong to You…


Sam fakt, że poznali się w Medjugorie, że połączyła ich chęć bycia blisko Boga, pogłębiania relacji z nim, był trwałym fundamentem. Do tego od początku była między nimi łatwość komunikacji, nadawali na tych samych falach – kiedy przy kolacji opowiadali sobie wrażenia z mijającego dnia często było tak, że jedno dokańczało zdanie za drugie, tak podobnie wszystko odbierali. Potem opowiedzieli sobie prawie całe swoje życia i kiedy Paddy usłyszał, jak wygląda ono na chwilę obecną u Magdy, zasugerował, że mogłaby je zmienić tak po prostu, dla świeżego powiewu i zaproponował nawet konkretny projekt tych zmian, w których sam zaoferował się pomóc. Stwierdził, że w jej zawodzie znajdzie pracę wszędzie, a zmiana otoczenia na pewno wyjdzie jej na dobre. Poparł to mnóstwem przykładów z autopsji, kiedy mieszkał w wielu różnych krajach i opowiadał, jak bardzo poszerzyło mu to horyzonty. Okazało się też, że znajomi jego rodzeństwa wyjeżdżają na rok do Afryki i chętnie oddaliby na ten czas swoje mieszkanie w dobre ręce. Magda przemodliła sprawę i była prawie gotowa jechać.


Po powrocie do Polski nie wyglądało to już tak prosto i różowo jak w zarysie Paddy’ego. Miała przecież przyjaciół, wspólnotę, rodzinę, pracę. Z drugiej strony, jej życie tam jakby stało w miejscu. Nie bez powodu wybrała się na pielgrzymkę tak daleko, po raz kolejny zadając Bogu pytanie o swoje powołanie i misję życiową. Jakoś trudno było jej uwierzyć, że mieszkanie w wynajmowanym pokoju i bieganie do uczniów na lekcje było szczytem jej osiągnięć. I wracanie każdego dnia do pustych czterech ścian i roszczeń rodziców przy okazji prawie każdej rozmowy. Potrzebowała jednak kogoś, kto uwierzy w możliwość zmiany jej życia i kto będzie ją utwierdzał w słuszności tego wyboru i nie pozwoli jej się wycofać, kiedy przyjdą zwątpienia. Do głowy by jej nie przyszło, że tym kimś będzie Paddy Kelly, jej idol z dzieciństwa i pierwsza wielka platoniczna miłość.

Tymczasem on zachowywał się jak stary wierny przyjaciel i wisiał na telefonie, ile było trzeba, powtarzając w kółko, że może, da radę, to ma sens, a po roku, czy nawet szybciej, może przecież wrócić. Ich relacja była na tyle bliska na wyjeździe, że w ogóle nie dziwiło ją, że naturalnie przeniosła się na codzienny grunt. Telefon, Skype, smsy. Czasem zastanawiała się, dlaczego aż tak się zaangażował, w końcu znali się krótko. Ale im bliżej go poznawała, tym mniej ją to dziwiło, tak piękną miał duszę. Rwał się do pomocy każdemu, kogo spotkał na swojej drodze, jeśli tylko miał taką możliwość.


Kiedy w końcu załatwiła wszystkie formalności, spakowała rzeczy, pobieżnie przekonała rodziców, że nie zwariowała i że to może być dla niej dobre (nauczy się języka, odłoży trochę pieniędzy…), pożegnała się z przyjaciółmi i… Wyruszyła. W prawie całkiem nieznane. Gdyby nie zdecydowane: „Będę czekać na ciebie na dworcu” Paddy’ego, wycofałaby się w ostatniej chwili. 

niedziela, 6 kwietnia 2014

4.


…‘Cause you’ve opened your heart…

I wreszcie go usłyszała. Pobiegła do drzwi, drżąc jak przed ważnym publicznym wystąpieniem. Skarciła się w myślach za swoje totalnie niedojrzałe podejście, po czym zabrakło jej tchu na jego widok. Stanął przed nią z tym swoim nieziemskim uśmiechem, bałaganem na głowie, w zwykłej koszulce… A ona czuła, jak miękną jej kolana.
- Cześć! – powiedział po prostu i przyciągnął do siebie, witając buziakiem w policzek. Takim zwyczajnym. Jednak „hug” po tym buziaku był nieco mniej zwyczajny i przedłużony. – Dobrze cię widzieć. – wymamrotał w jej włosy.
- Ciebie też dobrze widzieć. – otrzeźwiała w końcu i wróciła do rzeczywistości. – Nie zmokłeś. – bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Nie, przyjechałem samochodem. Mam tylko chwilę, niestety.
- To chodź, nie traćmy jej w przedpokoju.

Paddy ucieszył się bardzo na widok sałatki, po czym zasmucił na wzmiankę o chłodzącym się winie, które będzie musiało poczekać. Jedli, opowiadając sobie o bieżących sprawach. Był tuż przed wyjazdem w trasę, krótką co prawda, ale i tak musiał dograć mnóstwo rzeczy.
- Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała.
- W czwartek rano, bardzo wcześnie. No i właśnie mam pytanie… Właśnie o tym chciałem porozmawiać.
- Tak? – zachęciła go, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza.
- Bo tak pomyślałem… że może chciałabyś pojechać ze mną? Wiesz, tak po prostu. Codziennie wieczorem gram, ale w ciągu dnia znalazłoby się sporo czasu na jakieś zwiedzanie czy coś…
Brzmiał tak, jakby bał się, że ona źle to zrozumie. Po prostu chciał z nią być, od dawna tego chciał, a teraz, kiedy wreszcie wiedział, że ona też tego chce w ten sposób, nie mógł sobie odmówić zaproponowania jej wyjazdu. Chciał, żeby poznała jego życie, tę najbardziej absorbującą jego część. Chciał, żeby od początku była świadoma, jak to wygląda. Był w stanie z wielu rzeczy zrezygnować dla wyższych wartości. Ale gdyby udało się je ze sobą połączyć…

Magda w tym czasie robiła sobie burzę mózgu. Z jednej strony niesamowicie ucieszyła ją ta propozycja. Być z nim cały czas? Poznać jego życie od tej strony? Co wieczór słuchać, jak śpiewa? Trudno było jej wyobrazić sobie bardziej atrakcyjną. Z drugiej, trochę się bała, że to za wcześnie. Że się nie odnajdzie wśród tych ludzi, sprzętów, hoteli. To zupełnie nie był jej świat. Wiedziała jednak, że z jakiegoś powodu zaproponował jej to już teraz.
- To ważne, prawda? – zapytała. Łatwiej byłoby obojgu potraktować to jako przyjacielską propozycję, sklecić parę żartów na temat spełniania marzeń wiernej fanki, ale atmosfera była zupełnie nie taka.
- Tak, to dla mnie ważne. – odpowiedział spokojnie. – Pomijając oczywistość, że chcę z tobą spędzać jak najwięcej czasu, tak jakoś wyszło – tu popatrzył na nią z rozbrajającym uśmiechem – to chciałbym, żebyś miała pełny obraz mnie. Jak to wygląda w rzeczywistości. Nie zawsze jest łatwo i przyjemnie.
Przez jego twarz przemknął jakiś cień. Pomyślała, że może kiedyś ktoś właśnie tak go zranił. Nie potrafił żyć z Paddy’m – muzykiem. Może dlatego teraz zachowywał się tak zapobiegawczo.
- Mag, nie chcę, żeby to zabrzmiało jakoś śmiertelnie poważnie i decyzyjnie. Znasz mnie już trochę. Pomyślałem, że może to dobra okazja, żebyś poznała też, jak spędzam całkiem sporą część mojego życia.
- Jasne. Przecież wiesz, że zawsze byłam tej części strasznie ciekawa. Poza tym… twój koncert co wieczór…? Nie mogłabym sobie odmówić tej przyjemności.
- Czyli… zgadzasz się?
- No tak, pewnie, zgadzam się!
- Och, to super.
Wyglądał, jakby poważnie mu ulżyło. Wyglądał też jakby chciał ją złapać i obrócić parę razy w powietrzu, ale zabrakło mu odwagi.
- Mogę cię przytulić? – zapytał zamiast tego, wstając i podchodząc do niej.
- Nie musisz pytać o takie rzeczy, Paddy. – wstała i zarzuciła mu ręce na szyję. Przyciągnął ją mocno do siebie, szepcząc jej do ucha:
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę.

Stali tak, wtuleni w siebie, naprawdę długo. Magda pomyślała, że jest zupełnie bezbronna wobec jego szczerości. Wobec tego, że jej zaufał. Kiedy tak po prostu mówił jej, co czuje, wiedząc, że w każdej chwili może go odrzucić, zranić, sprawiało, że nie była w stanie walczyć. Znał kluczyk do niej. I sam dawał jej kluczyk do siebie.
- Ja też się bardzo cieszę, Paddy. – prawie musnęła ustami jego ucho. Drgnął i pocałował ją w czoło, tak naprawdę gorąco. A potem, jakby pytając spojrzeniem, czy może, dotknął jej ust. Odwzajemniła to. Całował ją tak, że znów traciła grunt pod nogami, był tylko on, jego ciepło, jego zapach…
- Muszę już iść. – powiedział w końcu, nie otwierając oczu i nie wypuszczając z objęć.
- Nie idź. – poprosiła cichutko.
- Jestem umówiony z chłopakami, mamy jeszcze sporo rzeczy do omówienia. Nie bardzo mogę to odwołać, bo oni jadą już jutro.
- Wiem, przepraszam, to strasznie egoistyczne z mojej strony. Idź. – uśmiechnęła się i odsunęła na krok.
- W takim razie uwielbiam twój egoizm. – uśmiechnął się. – Odezwę się. Pa.
- Pa.
Cmoknął ją tylko na pożegnanie w policzek i wyszedł.

-------

Magda usiadła i spróbowała ochłonąć. Jej emocje szalały, zmysły też nie należały do najspokojniejszych, na ustach został jego smak… Jak ma teraz np. zmywać? Albo myśleć o czymkolwiek innym? Jak połączyć taki stan z wytrwaniem w rzeczywistości i nie zaniedbaniem jej? Dopóki kierowała te pytania w przestrzeń, nie dawało jej to wiele. Zamieniła je w modlitwę. Oddała Bogu wszystkie te przeżycia. Jego też. Dopiero wtedy poczuła jasność w duszy.


Po wyjściu Paddy’ego zajęła się sobą. Sprawdziła pocztę, pogadała przez Skype’a z przyjaciółką, poczytała coś. Przed północą dostała wiadomość: „Dopiero wracam, ale wszystko załatwione. Możesz się pakować. :) Dobranoc. P.S. Co robisz jutro po pracy?” Z błyskiem w oku odpisała: „Super, zaraz zaczynam, żeby zdążyć do czwartku! Dobranoc :) P.S. Co robię jutro po pracy?” Nie musiała długo czekać na odpowiedź: „Świetnie się bawisz we wspaniałym towarzystwie. Tzn. będę czekał o 19:00 ;)”. „Do zobaczenia więc, wspaniałe towarzystwo :)”. Pamiętał nawet, o której kończy we wtorki. Miło. Była ciekawa, co będą robić, ale najważniejsze było, że się zobaczą. Trochę bała się samej siebie – że wystarczyło trochę bliskości, trochę inicjatywy z jego strony, a ona już leciała w to cała, z głową i sercem. Wiedziała, że on jest szczery, że też wchodzi w to cały, choć tak samo pewnie się boi… Ich znajomość od początku była przecież dość niezwykła.