czwartek, 10 kwietnia 2014

8.


Streets and sounds, city lights…

Kolejny dzień upłynął na gorączkowym bieganiu po sklepach, bieganiu do pracy, prasowaniu i pakowaniu, a w międzyczasie konsultowaniu różnych szczegółów z Paddy’m, np. czy oczekuje stosu kanapek na drogę, czy jednak przeżyje czas między restauracjami na postojach. Niestety, oczekiwał, więc tym samym zaplanował jej ostatnie wolne chwile wieczorem. Powiedziane zostało to oczywiście w żartach, tak naprawdę mógł sam coś przygotować, ale sprawiało jej to ogromną frajdę – zaspokajanie jego wiecznego głodu i wysłuchiwanie komplementów pod adresem polskiej kuchni i jej osobistych kulinarnych talentów. Zanim uporała się z tym wszystkim, przemyślała, w co ubierze się rano, żeby nie musieć grzebać po szafkach w półśnie, wzięła prysznic i zrobiła wszystkie niezbędne kosmetyczne zabiegi, było po północy. „Super, trzy godziny snu przede mną…” – pomyślała z przekąsem. „Rano będę świeża i ponętna.” Przyszło jej do głowy, że Paddy też pewnie jeszcze nie śpi i będzie równie ponętny jak ona. Mieli jechać busem ze Svenem jako kierowcą, miała nadzieję, że chociaż on się wyśpi. Zastanawiała się też, czy Sven wie o nich, czy jednak będą się nadal zachowywać jak ‘just friends’. Z tą myślą zasnęła.

Kiedy punkt o 4:00 Paddy stanął w jej drzwiach była gotowa, kończyła malować rzęsy na samo-zamykających się powiekach. On za to miał podkrążone oczy, wygniecioną koszulkę i włosy w takim stanie, że dosłownie błagały o grzebień. Nadrabiał promiennym uśmiechem i energicznym:
- Good morning! – które nijak nie komponowało się z jego obecnym image’em.
- Early morning, raczej. – mruknęła Magda, tłumiąc ziewnięcie.
- Ktoś się chyba nie wyspał? – zasugerował.
- Ktoś chyba zaspał? – zmierzyła go znaczącym spojrzeniem i parsknęła śmiechem.
- Ej no, aż tak źle? – spojrzał w lustro i skrzywił się. Wsadził rękę we włosy i zaraz wyciągnął, nie mogąc przedrzeć się przez nierozczesane kołtuny. – Faktycznie, mogłem to trochę dopracować. – zaczynał brzmieć, jakby było mu głupio, a tego nie mogła znieść.
Podeszła do niego, dała mu buziaka w policzek i powiedziała do ucha:
- You’re looking cute. – I ruchem głowy zasugerowała wyjście. Zarejestrowała tylko jego słodki uśmiech i była prawie pewna, że się zarumienił.

Sven czekał przed busem, przywitał się szybkim objęciem i zapakował jej walizkę.
- To co, gotowi? – zapytał i spojrzał na Paddy’ego. – Ty to chyba nie bardzo. – uśmiechnął się pod nosem i mrugnął do Magdy.
- Ja wyglądam słodko. – odpowiedział bohater poranka tonem nadąsanego pięciolatka i wszedł do środka. Magda wzruszyła tylko ramionami i zrobiła minę pod tytułem: „Ja nic nie poradzę” i też wsiadła. Paddy oznajmił, że ledwo stoi na nogach, spał jakąś godzinę, więc idzie spać dalej. Magda pogadała chwilę ze Svenem, po czym też przeniosła się do tyłu z zamiarem drzemki. Leżał wzdłuż siedzeń na samym końcu, usiadła więc na dwóch przedostatnich i oparła się plecami o szybę. Widziała go między siedzeniami, wyglądał naprawdę… no, po prostu słodko, żadne inne określenie nie oddawało rysów jego twarzy, takiej spokojnej, delikatnej i męskiej zarazem, a teraz jeszcze zamknięte powieki i cień rzęs na policzkach sprawiały, że nie mogła oderwać od niego oczu. Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po tych nieujarzmionych włosach, delikatnie, nie chcąc go obudzić. Kiedy przestała, usłyszała ciche:
- Jeszcze… proszę. – serce w niej stopniało. Głaskała go więc dalej, po włosach i po buzi, dopóki nie miała pewności, że śpi. Miała w sobie tak ogromny pokój i tyle czułości, która jakby skumulowana przez te wszystkie lata, teraz aktywowała się w niej z całą mocą. Jakby całe życie czekała tylko na to. Żeby mu ją dawać.

       Na pierwszym postoju zorientowała się, że Sven został poinformowany o przebiegu jej relacji z Paddym, bo ten zachowywał się zupełnie swobodnie – brał ją za rękę po drodze i patrzył na nią tym swoim spojrzeniem, od którego motyle w jej brzuchu podrywały się do szaleńczego lotu. Sven uśmiechał się tylko wyrozumiale albo z sympatią i też nie wyglądał na skrępowanego całą sytuacją. Kiedy poszedł po kolejną kawę, a oni zostali na moment sami, Paddy przyciągnął ją do siebie, cmoknął w czubek głowy i powiedział:
- Zapomniałem ci powiedzieć przed wyjazdem, że rozmawiałem ze Svenem, że  jesteśmy razem. Mówiłem też Patricii i Angelo. Czyli pewnie reszta też już wie. – uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?
- Nie, dlaczego. Zastanawiałam się wczoraj, czy on wie. A jak to będzie wyglądało na koncertach czy w hotelu?
- No właśnie, zaraz ci wszystko opowiemy. Przepraszam, że dopiero teraz, ale jakoś wyleciało mi to z głowy wcześniej. Było tyle ciekawszych tematów…
- Nie lubisz tego?
- Nie, bo przypomina mi o dawnym życiu. Tzn. rozumiem, że tak musi być, jeśli chcę dalej grać, no i teraz to właściwie nic się nie dzieje jeśli chodzi o natarczywość paparazzi czy fanek, zwłaszcza w porównaniu do kiedyś, ale jednak – wystarczy, że nas zobaczą razem i zaraz pojawią się zdjęcia z głupimi podpisami i domysłami, kim jesteś. Najlepiej unikać tego, jak długo się da.
- Jasne. Czyli co – chodzimy wszędzie osobno, siedzę gdzieś też osobno na koncercie.
- Najlepiej za kulisami, będziesz widzieć wszystko z boku, ale za to z super-bliska. – puścił jej oko. – Ale w hotelu nie powinno być problemu, nie sądzę, że ktoś wie, gdzie się zatrzymaliśmy, aż takiej sensacji tam nie wzbudzam. Myślę, że poza koncertami i okolicami sali, gdzie mogą kręcić się fanki, możemy zachowywać się normalnie. Prawda, Sven?
- No jasne, gdyby to były Niemcy, trzeba byłoby bardziej uważać. Ale we Francji jest spokojnie.
           
-------

Reszta podróży zleciała im na rozmawianiu, słuchaniu muzyki, jedzeniu kanapek Magdy i podziwianiu krajobrazu za oknem. O tej porze roku było pięknie, soczyście zielono albo żółto od rzepaku i Magda co chwilę czymś się zachwycała. Podróżowanie było kolejną pozycją na liście jej ulubionych aktywności. Po drodze do celu Paddy wpadł na genialny pomysł zatrzymania się w małej wiosce, w której kiedyś mieszkał jakiś czas i pokazać im wszystko. Czas im na to pozwalał, a miejsce było rzeczywiście malownicze, otoczone pagórkami winnic i skąpane w porannym słońcu. Załapali się nawet na poranną Mszę w skromnym, drewnianym kościółku, więc Magda miała poczucie, że Pan Bóg błogosławi całemu przedsięwzięciu i dało jej to jeszcze więcej radości. To było cudowne, modlić się razem z nim, przekazywać sobie Pokój, dzielić ze sobą to, co dla nich najważniejsze. Jego oczy też były tak przepełnione szczęściem, że aż błyszczały, a ich granat nabrał nowej głębi. Tonęła w niej sobie beztrosko, kiedy stali przy wyjściu czekając na Svena. Obejmowali się tylko i patrzyli sobie w oczy, słowa były zbyteczne. Wszystko było jasne, oświetlone Tym najjaśniejszym Światłem. Wszystkie jej wątpliwości i obawy zniknęły.

            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz