…Pour
it all over me, sweet love…
I w
końcu przyszedł czas na koncert. Dotarli na miejsce ok. godzinę przed jego rozpoczęciem.
Paddy przebrał się, przyszykował i rozśpiewał. Nie widać było po nim żadnej
tremy. Zapytała go, jak z tym u niego jest po tylu latach występowania.
Odpowiedział, że zawsze się lekko stresuje, czy wszystko pójdzie jak trzeba,
ale nie w takim natężeniu, żeby go to
dekoncentrowało czy inaczej truło. Kiedy zaczęli wpuszczać ludzi na
widownię, poczuła dreszczyk ekscytacji. Jeszcze kilka lat temu chodziła na jego
koncerty jako „zwykła” fanka i do głowy by jej nie przyszło, że kiedyś będzie
je oglądać z zupełnie innej perspektywy, dosłownie i w przenośni. Teraz jednak
miała swoje miejsce tuż przy scenie i uczestniczyła we wszystkim jako jego…
dziewczyna. Na kilka minut przed wejściem na scenę, stanął spokojnie,
przeżegnał się i ukrył twarz w dłoniach. Kiedy je opuścił, podeszła do niego,
położyła mu rękę na ramieniu, podniosła drugą otwartą dłoń i powiedziała na
głos kilka słów modlitwy, zawierzając Bogu jego, wszystkich słuchających i
wszystko, co miało się wydarzyć tego wieczoru. Potem uścisnęła go, dała
szybkiego buziaka w usta i życzyła powodzenia. On spojrzał na nią z takim
zachwytem, jakiego jeszcze w jego oczach nie widziała i szepnął: „Dziękuję. Baw
się dobrze.” I wyszedł.
Piski
i krzyki na jego widok nie zmieniły się za bardzo od lat dziewięćdziesiątych,
więc pierwszej piosenki prawie w ogóle nie było słychać. Przywitany został
bardzo entuzjastycznie. Wychyliła się trochę, żeby zobaczyć publiczność.
Większość stała i śpiewała, mało kto siedział spokojnie. Standard. Paddy był w
świetnej formie, uwielbiała to, jakim wariatem był na scenie i jednocześnie jak
płynnie potrafił zmienić nastrój na wyciszony i refleksyjny. Zawsze zadziwiało
ją jego panowanie nad tłumem, to, że wystarczyła jedna jego mina czy ruch ręką,
a wszyscy reagowali dokładnie tak, jak chciał. Kiedy znikał z jej pola widzenia
i szedł do przodu, piski się nasilały. Zastanawiała się, jak będzie to odbierać
teraz. Momentami budziło się coś na kształt zazdrości, ale było tak absurdalne,
że natychmiast to odcinała. Wsłuchiwała się w siebie, próbując odnaleźć się w
tych okolicznościach, ale niewiele mogła usłyszeć – za bardzo absorbował ją
jego głos, jego muzyka, atmosfera, którą tworzył. Chłonęła to całą sobą, jak
zawsze wcześniej.
Teraz
jeszcze lepiej rozumiała niektóre utwory albo wyraźniej mogła zobrazować sobie
anegdotki, którymi przeplatał piosenki, bo go znała. Ale poza tym była takim
samym odbiorcą jak wcześniej. Różnica była taka, że kiedy patrzył na nią w
trakcie występu, to naprawdę patrzył na nią, świadomie, bo tego chciał. A nie,
że patrzył przed siebie, w tłum pod sceną i ona sobie wyobrażała, że właśnie ją
w nim zauważył. Po kolejnej piosence była przerwa. Podszedł do niej z butelką
wody, którą wciągnął w siebie prawie za jednym zamachem i ruchem głowy wskazał
garderobę, nie przestając pić. Poszła więc za nim, po drodze biorąc kolejną
butelkę, na wszelki wypadek. Paddy zdjął z siebie koszulkę, przetarł nią twarz
i zapytał:
- I jak? – sięgając
jednocześnie po świeżą. Magda nie bardzo mogła skoncentrować się na odpowiedzi
z powodu nadmiaru bodźców. Zauważył, że chyba poczuł się zbyt swobodnie i
szybko się ubrał.
- Dobrze. –
odpowiedziała w końcu. – Jejku, „dobrze”… Fantastycznie, naprawdę… Ale wiesz,
że ja nie jestem obiektywna. Raczej totalnie bezkrytyczna. – uśmiechnęła się.
- Czyli dobrze się
bawisz? – dopytał, patrząc na nią czujnie.
- No, może nie skaczę
i nie klaszczę, bo samemu to nie bardzo ma sens, ale parę razy byłam już o
krok. – relacjonowała z humorem.
- Jeśli chcesz, to
jutro możesz sobie usiąść na widowni, na pewno jakieś miejsca będą wolne.
Zapytamy tylko Svena, które. Ale musiałabyś wejść ze wszystkimi.
- Zastanowię się. Tu
jest super. Pierwszorzędny – a nawet bliższy! – widok na gwiazdę wieczoru…
Bezcenny. A ty – jak ty to czujesz? – zmieniła temat.
- Dobrze. Dzisiaj jest
naprawdę dobrze. Nie spodziewałem się aż takiego przyjęcia we Francji. Taki
entuzjazm jest zazwyczaj w Polsce albo w Niemczech, a tu niespodzianka. Pewnie
przyjechało dużo Polek. – mrugnął do niej.
- Trochę na pewno.
Będziesz z nimi rozmawiał potem?
- Nie, nie. Pamiętasz,
mówiłem ci o tym, jak rozmawialiśmy o moim wahaniu się co do powrotu na scenę.
Że sam sobie postawiłem taki warunek – ma chodzić o muzykę, o jej przesłanie. A
nie o mnie.
- Tak, pamiętam.
Wrócimy do tego, dobrze?
- Pewnie. Do czego
tylko chcesz. – Cmoknął ją w czoło i pobiegł z powrotem na scenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz