Trzymała w ręku kubek z kawą, zapominając zupełnie ją pić.
Myślała… o nim, oczywiście. Dzień był piękny, wiosna, kwitnące żółto forsycje,
wiśnie, magnolie… Ciepłe powietrze, pachnące tak inaczej niż zimą. Słońce, o
wiele jaśniejsze, tak trudno będzie teraz się ukryć. Teraz trzeba będzie żyć,
chodzić, spacerować, rozmawiać o tym jak jest pięknie i jak wszystko budzi się
do życia. Tak, widziała to piękno, nawet cieszyła nim oczy, nawet wciągała w
siebie te wszystkie wonności. Ale… Nie czuła w środku nic, oprócz pustki
przeplatanej żalem i niepokojem.
Nie chciała dorabiać kolejnej teorii do swojej obecnej
sytuacji życiowej. Tyle ich już było. Każda po chwilowym działaniu odchodziła w
niepamięć zostawiając ją w dokładnie tym samym stanie, co przed wdrażaniem.
Pogodzić się z tym stanem rzeczy? Niewykonalne. Absolutnie i całkowicie. To
dopiero byłaby śmierć! Mogłaby równie dobrze położyć się do trumny i tam
czekać.
Nie wiedziała, kim jest. Nie wiedziała, jaka jest jej misja
życiowa. Nie chciała poddać się myśli, że żadna, że może właśnie taka, jak
teraz. Ciągle liczyła na to, że może kiedyś to odkryje. Że jakieś wydarzenie
lub jakiś człowiek odkryje to w niej i wreszcie wszystko się zmieni. Ona będzie
prawdziwą sobą, wspaniałą, w pełnej krasie. Ale nic takiego się nie wydarzało.
Jasne, kilka razy czuła jakby przedsmak tego, obietnicę, że na pewno tak, że
już wkrótce… Ale potem nic się nie wydarzało.
Miała w sobie jedno ogromne pragnienie. Miłości. To z którym
każdy chodzi jak z wiecznie otwartą, jątrzącą się raną. U niej rana ta była o
tyle bardziej bolesna, że nigdy nikt nie przyłożył do niej lekarstwa
bezwarunkowej, nieskończonej miłości. Rodzice… Kochali do momentu, kiedy
spełniała ich oczekiwania. Miłość zamieniała się w rady, „troskliwe”
dopytywania i ukryte, a potem już całkiem odkryte pretensje do jej osoby,
wyborów, jej życia. Od niezadowolenia z tego przechodziły do użalania się nad
nią i z powrotem. Trudno stwierdzić, co było gorsze. Nikt tak po prostu nie
cieszył się nią, taką jaką była. Wszyscy czekali, aż wreszcie coś się zmieni.
Może dlatego ona sama była jednym wielkim czekaniem na to.
Podobno bezwarunkowo i nieskończenie kochał ją Pan Bóg.
Podobno. Tak mówili różni ludzie i tak mówił On sam w Piśmie Świętym. Ale to
była miłość, której nie doświadczała tak, jak jej się wydawało, że potrzebuje.
Oczywiście, doświadczała takiego pokoju i takiej radości, której nic poza
Bogiem nigdy jej nie dawało. Ale Bóg jej nie przytulał. Nie troszczył się o to,
czy jadła dziś coś ciepłego i czy nie napiłaby się może herbaty. Nie szedł z
nią na spacer wysłuchując po drodze perypetii z całego dnia. Tak, wiedziała, że
On jest w tym wszystkim. Ale…
Może jeszcze bardziej niż tego, chciała, żeby ktoś
potrzebował jej miłości. Żeby była tą, od której ktoś chce być przytulony. Do
której przychodzi, kiedy nie może znaleźć sobie nigdzie miejsca i znajduje je w
jej ramionach. Z którą chce się dzielić każdym przeżyciem i każdą radością.
Chciała być potrzebna, jedyna, wymarzona, upragniona. Jak każda kobieta.
I nie mogła zastąpić tego miłością do sierot, bezdomnych,
chorych… Bo przecież nie czuła się kochana. Jak miała więc dawać miłość, skoro
sama jej w sobie nie miała. Czerpać ze Źródła… Poczuć miłość Pana Boga, żeby
samemu móc ją dawać dalej… Ale jak? Jak ją poczuć? Wziąć i poczuć? Żebrać o
nią, o to żeby ją nią napełnił? Czy gdyby chciał, nie zrobiłby tego sam widząc,
jak jęczy i zwija się w swoich cierpieniach?
Jak zwykle w takich sytuacjach uciekała trochę tam… w fikcję
swojego świata, który pomógł jej przetrwać dzieciństwo i młodość. Potem długo
musiała się od niego uwalniać, bo nie był już potrzebny, a wręcz zakłócał
rzeczywistość. Teraz znów wolałaby zanurzyć się w nim na dobre, ale wiedziała,
jakie to zgubne. Pozwalała sobie tylko na krótkie wycieczki tam, tak na pocieszenie...
Witam :)
OdpowiedzUsuńJeśli coś za nami chodzi to fajnie jest podzielić się z innymi, czasem nawet jeśli tylko kilka osób czyta, a piszą, że coś jest fajne to warto :)
I tego Ci życzę :)
Pozdrawiam
Witam kolejną bloggerkę!
OdpowiedzUsuńPo samym prologu ciężko stwierdzić, co dalej, chociaż sam prolog bardzo fajnie napisany. A opowiadania z Bogiem jako jednym z głównych motywów jeszcze nie było. Powodzenia i dużo weny!
Dziękuję Wam bardzo :)
OdpowiedzUsuńByłam tu tak dawno temu, a teraz wróciłam i czytać zaczęłam.
OdpowiedzUsuńMam pytanie, czy ta historia jest historią zamkniętą? Bo widzę w postach 'epilog', ale zamykam oczy, żeby go nie czytać i nie wiem, czy coś dalej czy już koniec? I czy mogłabyś wyłączyć te nieszczęsne hasła do komentarzy? Mam bloga na tym samym portalu i nie ma spamów, mam wyłączone i świetnie działa. Buziaki, lecę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńTak, historia ma swój koniec... :) Ale taki, że można dopowiedzieć sobie resztę :) A hasła do komentarzy spróbuję wyłączyć, ale nie obiecuję sukcesu ;)
OdpowiedzUsuńOoo, to super! Ciekawie się czyta :) Teraz nie miałam internetu przez tydzień prawie, a na komórce, to beznadziejnie się czytało i nie mogłam dać komentarzy, ale wrócę pewnie niedługo do nadrabiania :)
UsuńTo zaczynam przygodę z twoim blogiem 😘
OdpowiedzUsuń