niedziela, 25 maja 2014

32.


Please, believe me, I need you so…

Kolejny weekend miał być dla nich pierwszym momentem, kiedy rozstawali się na trochę dłużej. Magda w piątek wieczorem leciała do Polski, a wracała w nocy z niedzieli na poniedziałek. Niby nic, ale czuła, jakby miały upłynąć wieki, zanim znowu go zobaczy. Żegnali się przy samochodzie na parkingu lotniska.
- Daj znać jak będziesz na miejscu.
- Dam. I w ogóle zamierzam zadzwonić parę razy. – uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję. Ale jeśli ci się nie uda, to też zrozumiem – będziesz pewnie cały czas zajęta.
- Pewnie tak. Dwa dni, a ilość spotkań jak na tydzień co najmniej.
- No właśnie. A ja będę miał tu pierwszy weekend bez ciebie od… nie pamiętam, kiedy…
- Coś sobie zorganizujesz.
- Ale będę tęsknił. Już tęsknię.
- Ja też będę tęsknić, kochanie… Do zobaczenia niedługo. – pocałowała go i poszła w stronę hali odlotów. Odwróciła się po paru krokach i pomachała mu. Przesłał jej uroczego buziaka.

            Lot był krótki, więc zleciał jej błyskawicznie. Na lotnisku czekała jej przyjaciółka. Rozmawiały prawie całą noc, wymieniając się informacjami i przeżyciami. Większość soboty odwiedzała znajomych, wieczorem miała Eucharystię ze swoją wspólnotą, za którą też już bardzo tęskniła, a po niej jechała do rodziców, na resztę weekendu. W każdym wolnym momencie pisała lub choć na chwilę dzwoniła do Paddy’ego. Malował, więc też nie narzekał na nudę. A wieczorem miał spotkać się z Joey’em i Angelo.

            Rodzice zaprosili na obiad pół rodziny, wszyscy byli ciekawi tylko jednego, a właściwie dwóch rzeczy: z kim ona właściwie jest i czy zostanie w Niemczech na stałe. O ile odpowiedź na pierwsze pytanie sprawiała jej niesamowitą frajdę i mogła opowiadać o Paddy’m i jego rodzeństwie do znudzenia, o tyle na drugie sama jeszcze odpowiedzi nie znała. Ucinała więc ją krótko mówiąc, że to za wcześnie, żeby o czymś takim decydować i zmieniała temat. Pokazywała zdjęcia z Niemiec, Francji, w końcu nawet z imprezy u Tanji i Joey’a. Nasłuchała się najświeższych lokalnych plotek, najadła polskich specjałów, całe ich mnóstwo spakowała do zabrania i właściwie czuła, że już nic więcej nie ma tam do zrobienia. Jasne, było jej przykro, że znów zostawia najbliższych, ale wiedziała, że jej miejsce na ten czas jest gdzie indziej. Dawało jej to pokój serca, który było po niej widać, i który uspokajał jej przyjaciół i rodzinę co do słuszności jej wyborów.

            Wsiadała do samolotu z myślą dominującą nad wszystkimi innymi – że za niecałe dwie godziny go zobaczy. Uświadomiła sobie przez ten czas bez niego, że jest absolutnie najważniejszym człowiekiem w jej życiu… Najbliższym. I na którego szczęściu najbardziej jej zależy…

            Ten właśnie człowiek czekał na nią dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozstali się dwa dni wcześniej, mimo że była 3:00 w nocy i padał drobny, nieprzyjemnie zimny deszczyk. Oni jednak już z daleka uśmiechali się do siebie tak promiennie, jakby ani pogoda, ani czas dla nich nie istniały. Stanęli przed sobą, patrząc sobie wesoło w oczy.
- Cześć. – powiedziała Magda.
- Cześć.  - odpowiedział.
Przez moment jakby zabrakło im śmiałości, żeby się dotknąć. Ale wystarczyło jedno spojrzenie Magdy na usta Paddy’ego i zaraz poczuła ich słodycz na swoich.

            Po drodze z lotniska nie rozmawiali dużo, bo pora była taka, że Magdzie oczy zamykały się same. Odprowadził ją na górę, podpowiedział, co po kolei ma zrobić, nastawił jej budzik w telefonie… Rejestrowała to wszystko pół przytomna, ale chłonąca to ciepło i czułość, które biły od niego. Na koniec wtulił się w nią mocno i wyszeptał do ucha:
- Dobrze mieć cię tu z powrotem.
- Dobrze, że jesteś. Tęskniłam tak bardzo… Dziękuję za wszystko.
- Nie dziękuj. Pozwól mi tylko być dla ciebie.
- Kocham cię.
Paddy zastygł w bezruchu. Magdzie odeszło nagle całe zmęczenie. Powiedziała mu to odruchowo, szczerze… Powiedziała, bo tak naprawdę od dłuższego czasu była pewna, że tak jest. Poruszyła się i spojrzała mu w oczy.
- Kocham cię, Paddy. – chciała, żeby miał pewność, że ona wie, co mówi. Pogłaskała go po policzku i pocałowała najdelikatniej, jak umiała. Nie oczekiwała od niego odpowiedzi tym samym. Wiedziała, że w odpowiednim czasie też to usłyszy. Tymczasem on każdym gestem, każdym zachowaniem jej to okazywał. Nie musiał nic mówić.

Zamknął oczy, oparł się czołem o jej czoło i przytulił tak mocno… Głaskała go po głowie, karku, plecach… Czuła, jak wali mu serce. Wplótł palce w jej włosy, jakby chciał jeszcze bardziej się z nią zjednoczyć. Słyszał te słowa wypowiedziane do siebie tyle razy… Tysiące dziewczyn wykrzykiwało je koncertach, widział je na transparentach, pojawiały się nagle w zwykłych rozmowach o nowej płycie… Zupełnie bez treści, bez wartości, były wtedy tylko zlepkiem liter, dźwiękiem. Irytowały go w pewien sposób. Zniewalały. Każdy mógł go „kochać” i rościć sobie prawa do jego osoby, tak naprawdę zupełnie go nie znając. Teraz jednak wybrzmiała w nich cała głębia w nich zawarta. I prawda. Był przekonany, że Magda nie powiedziałaby mu tego pod wpływem chwili, emocji. Zresztą, pokazała mu, że dokładnie wie, co robi. Schował twarz w jej włosach, rozkoszując się tym szczęściem, spełnieniem, jakie dawała mu ta deklaracja. Czuł wolność.

Magda zauważyła, jak jego tętno się uspokaja, że jego wtulenie się w nią staje się mniej kurczowe. Palce wyplątały się z włosów i obie dłonie spoczęły na jej talii. Popatrzyli sobie w oczy.
- Jedź już. Jest bardzo późno. Spotkamy się jutro.
- Będę czekał na ciebie. Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- A nie musisz pracować?
- Nie muszę. Nic się nie stanie, jak  w jeden wieczór zrobimy sobie wolne.
- Pojedziemy do ciebie? Jestem strasznie ciekawa, co namalowałeś.
Paddy uśmiechnął się.
- Na razie tylko zacząłem. Ale dobrze, wszystko ci pokażę.
- To dobranoc.

- Dzień dobry już niedługo. Słodkich snów.

piątek, 23 maja 2014

31.


…We’re gonna dance to the rock’n’roll…

            Chwilę potem Jim zaczął grać na gitarze, Angelo na kongach, ktoś złapał za flet… Patricia z Maite zaczęły tańczyć, wygłupiając się i wciągając innych do zabawy. Prawie niespostrzeżenie dołączyła do nich Barby, podskakując lekko i ściskając Patricię za rękę w przelocie. Najenergiczniejsza z sióstr zaczęła wyciągać absolutnie wszystkich siedzących, porwała Paddy’ego i kopniakiem w tyłek wepchnęła na środek „parkietu”, dzięki temu Magdzie udało się zostać niezauważoną i oglądała sobie ich popisy, rewelacyjnie się przy tym bawiąc. Uwielbiała tańczyć, ale nie miała żadnych profesjonalnych umiejętności w tej dziedzinie, poza dwoma latami w zespole ludowym jeszcze w szkole i paroma lekcjami tańca irlandzkiego, który kochała całym sercem. Trochę się więc wstydziła ruszyć przy nich wszystkich, praktykujących od najmłodszych lat. Dennis wziął się za robienie zdjęć, a do Magdy podszedł Sven i rozmawiali sobie, obserwując rozbawione towarzystwo. Kiedy już wszyscy byli zmęczeni, Jim zwolnił tempo i w duecie z żoną zaczęli śpiewać wolniejsze utwory. Dołączali do nich inni, a Kira z Angelo i Maite z Florentem tańczyli w tym spokojnym klimacie. Paddy gdzieś zniknął, a Sven poprosił Magdę do tańca.
- Przy tych szybkich nie dałbym rady z nimi, ale teraz to co innego. – uśmiechnął się do niej. – Wybierasz się z nami w trasę do Belgii?
- Nie wiem, jeszcze w ogóle nie rozmawiałam o tym z Paddy’m.
- O czym ze mną nie rozmawiałaś? – zapytał Paddy właśnie, pojawiając się nagle obok nich, tańcząc z przyjaciółką Tanji. – Odbijany! – zarządził i po chwili była już w jego ramionach.
- O trasie po Belgii. Co to za akcja z tym odbijanym?
- Później ci zdradzę szczegóły, ale wyszło bardzo dobrze, że oni razem tańczą. – powiedział konspiracyjnym szeptem.
- A już myślałam, że jesteś zazdrosny.
- Ech, niestety to też. Nic się przed tobą nie ukryje, co? Ale przy okazji zrobiłem coś dobrego. – kiwnął głową w stronę zapatrzonych w siebie Svena i Marie. – A co do Belgii, to… Oczywiście bardzo chciałbym, żebyś z nami pojechała, ale trasa zaczyna się w środę, za trzy tygodnie…
- A do kiedy trwa?
- Do soboty włącznie.
- Coś wymyślimy. Jest jeszcze trochę czasu.


            Do końca bawili się bardzo dobrze. Magda w końcu ośmieliła się i poszalała z dziewczynami. Kiedy Paddy dołączył do grających i śpiewających, udało jej się porozmawiać na spokojnie z Maite. Sympatycznie, ale nie poczuła z nią tej więzi co z Kirą czy Barby. Około 2:00 zadzwonili po taksówkę i poszli, zmęczeni, ale bardzo zadowoleni, zwłaszcza Magda, która czuła się po prostu przyjęta do rodziny.

30.


We take it easy, we take it slow…

Tacy rozmiękczeni i z zamglonymi oczami wyszli wreszcie, zdając sobie sprawę, że są już spóźnieni i będą mieli gwiazdorskie wejście na imprezę, ale znaleźli w tym dobrą stronę, że wzbudzą zainteresowanie na początku, a potem będą mieli spokój.

Kiedy dotarli do domu Joeya, rzeczywiście wydawało się, że zabawa trwa w najlepsze. W niemal wszystkich oknach paliło się światło, a aż na ulicy słychać było gwar rozmów i muzykę w tle.
- Mój brat ma rozmach. – uśmiechnął się Paddy na ten widok.
Nikt nie słyszał dzwonka, więc po prostu weszli do środka. Najwyraźniej gospodarze nie dbali o to, żeby zamykać drzwi wejściowe na klucz. Pierwsza dostrzegła ich stojąca w pobliżu wejścia Patricia. Podeszła do nich, witając się całusami i podając im kieliszki z winem.
- Dobrze was widzieć. Dennis! Dennis, chodź tu, Paddy z Magdą przyszli! – zwróciła się do męża. Magda spojrzała ukradkiem na Paddy’ego, a on puścił jej szybko oczko w odpowiedzi, obejmując mocniej w pasie. Za chwilę podeszli jeszcze Kira i Angelo, potem z dzikim okrzykiem radości podbiegła do Paddy’ego Maite z drugiego końca pokoju i rzuciła mu się na szyję, prawie go przewracając i rozdzielając tym samym z Magdą.
- Hej sis, ja też się cieszę, że cię widzę. Magdę już znasz. – uwaga rozentuzjazmowanej Maite przeniosła się na Magdę.
- Cześć, miło cię znowu widzieć, w ogóle tak się cieszę, że jesteście razem, mój braciszek już dawno nie był taki szczęśliwy, więc tym bardziej się cieszę. – powiedziała prawie na jednym oddechu. – Musimy się bliżej poznać, ale teraz to już na pewno będzie mnóstwo okazji.
- Tak, na pewno. – Zdołała tylko wtrącić Magda i huragan młodszej siostry Paddy’ego obrał sobie kolejny cel uderzenia.
- Widzisz, mówiłem ci, że tak będzie. – zwrócił się do niej Paddy. – Chodź, przywitamy się z innymi.
Udało im się w końcu dotrzeć do Joeya i Tanji, która zaraz zabrała Magdę na prezentację domu, nawiązując z nią po drodze bardzo miłą rozmowę o dzieciach, ich szkołach, dodatkowych zajęciach, potem o gościach na przyjęciu… Przy jednym z pokojów ściszyła głos i wyjaśniła, że Joey przywiózł też Barby, ale ta na razie nie chciała wychodzić do wszystkich.
Kiedy schodziły na dół, Paddy już rozglądał się za nimi niecierpliwie. Podeszła do niego i objęła go w pasie.
- To już chyba wszyscy? – zapytał.
- Prawie. W pokoju na górze jest Barby. – Paddy zrobił wielkie oczy.
- Chciała przyjechać?
- Tanja powiedziała tylko, że Joey ją przywiózł, ale na razie nie chce schodzić tu do wszystkich.
- Ale może możemy pójść do niej. Joe – zaczepił brata. – Jak się czuje Barby? Możemy do niej zajrzeć?
- Możecie, jeśli was wpuści. Patricii udało się z nią dłużej porozmawiać.
Paddy wyglądał na bardzo ucieszonego tą wiadomością. Złapał Magdę za rękę i pociągnął w stronę schodów.
- Chodź, poznasz Barby. Ona już tyle o tobie słyszała, że na pewno chciałaby cię wreszcie zobaczyć.
Magda patrzyła na jego zapał i nie mogła mu odmówić, choć czuła lekki stres. Zupełnie nie wiedziała, czego może się spodziewać ani jak ma się zachować. Ale ufała Paddy’emu i widziała, jak mu na tym zależy, więc kiwnęła głową i poszli.
Zapukali do drzwi i po chwili usłyszeli delikatny głos:
- Kto tam?
- Paddy. Przyprowadziłem Magdę, myślę, że byłoby fajnie, gdybyście się poznały. I stęskniłem się za Tobą.
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Magda ujrzała niewysoką, pulchną kobietę w zaczesanych do tyłu włosach i szalu na ramionach. Jej ruchy były ostrożne i jakby niepewne, ale spojrzenie wesołe.
- Paddy. – powiedziała i ucałowała go w oba policzki. – Tak rzadko cię teraz widuję. Ale to dobrze. To znaczy, że masz swoje życie.
- Przepraszam cię, siostrzyczko. – powiedział skruszony, ściskając ją za obie dłonie. - Masz rację, za rzadko cię odwiedzam. I tak, mam prawdziwe życie.
Magda wsłuchiwała się w tę nietypową rozmowę i widziała, jak tych dwoje na siebie patrzy. Ich porozumienie było jakby z innego poziomu, jakby czytali sobie w duszach.
- Chciałbym, żebyś poznała Magdę. – spojrzenie Barby przeniosło się z twarzy brata na jego dziewczynę. Popatrzyły na siebie i szczere uśmiechy rozjaśniły obie twarze. Złapały się za ramiona i ucałowały.
- Bardzo byłam ciebie ciekawa. Osoba, która daje tyle szczęścia mojemu bratu musi być niezwykła. Dobrze, że jesteście razem. Pan Bóg wiedział, co robi.
- Ja też bardzo chciałam cię poznać. Najbardziej tajemniczą z sióstr Paddy’ego.
- A tam, tajemniczą. – machnęła Barby ręką. – Czasem po prostu nie mam siły żyć i wszyscy myślą, że kryje się za tym tajemnica. A to tylko choroba. Z powodu zbyt wielu tajemnic z przeszłości… Ale nie teraz o tym. Idźcie, bawcie się. Ja tam niedługo przyjdę do was.
- Dobrze. – wymienili tylko ciepłe spojrzenia i poszli.
- Opowiesz mi o niej coś więcej? – zapytała Magda, kiedy schodzili na dół.
- Myślę, że ona sama ci wszystko opowie i to już niedługo. – odparł Paddy w zamyśleniu. – Zaakceptowała cię całkowicie, od razu. To jest niesamowite.

Magda nie bardzo wiedziała, co w tym jest aż tak niesamowitego, ale wiedziała, że to nie był czas na drążenie tego tematu. Poczęstowali się przekąską z leżącego w pobliżu półmiska, dolali sobie wina i usiedli w kącie na jednym fotelu, ciesząc się chwilą tylko dla siebie. Całowali się akurat, kiedy usłyszeli znajomy, nieprzyjemny dźwięk. Paddy gwałtownie oderwał się od Magdy i z oburzeniem w oczach spojrzał w stronę jego źródła. Aparat Patricii. Jego właścicielka stała z niewinną miną uśmiechając się przepraszająco.
- Uspokój się, bracie, chciałam was tylko uwiecznić w rodzinnym albumie. Wyszliście tak romantycznie, zobacz. – podsunęła mu wyświetlacz lustrzanki. Paddy powoli wypuścił powietrze. Magda gładziła go uspokajająco po karku. Spojrzeli na zdjęcie.
- Ładne. – powiedziała Magda. - Miło będzie mieć kilka wspólnych, dzięki.
Patricia odmrugnęła jej porozumiewawczo i poszła.

- To na czym skończyliśmy? – zapytała, zbliżając się do jego ust. On uśmiechnął się, zupełnie już rozbrojony. 

29.


It’s so easy, so easy for you…

Z plaży rozjechali się do swoich domów, umówieni na 18:00, kiedy to Paddy miał ją zabrać do Joey’a i Tanji. Ubrała się wyjściowo, ale nie przesadnie, w czarną sukienkę lekko rozkloszowaną od talii w dół, część włosów spięła luźno, reszta spływała swobodnymi falami. Paddy przyjechał po nią przed czasem i wszedł na górę, kiedy stała przed lustrem, kończąc robić makijaż. Wydał z siebie pomruk zadowolenia na jej widok i dał szybkiego buziaka w policzek. Potem zanurzył rękę w kieszeni i wydobył z niej coś. Stanął za nią i powiesił jej to coś na szyi, odgarniając włosy z karku, żeby mieć dostęp do zapięcia. Magda zakręcała właśnie tusz do rzęs i zatrzymała się w połowie tego ruchu. Spojrzała na to, co właśnie jej zakładał. Na długim łańcuszku zawieszone było coś a’la wypukłe serduszko, ale jego kształt nie był zbyt wyraźny. Złoty kolor naszyjnika ładnie kontrastował z czernią jej sukienki. Odłożyła tusz i dotknęła zawieszki, badając palcami jej kształt. Spojrzała pytająco w lustro i napotkała tam wyczekujące na jej reakcję spojrzenie Paddy’ego.
- Otwórz. – powiedział. Dopiero wtedy zauważyła, że wypukłość nie jest przypadkowa. W środku było ich wspólne zdjęcie, to zrobione we Francji, a po drugiej stronie wygrawerowane było „M&P”. Więcej nawet nie zmieściłoby się, bo zawieszka była nieduża. Magda patrzyła raz na nią, raz na Paddy’ego,  całkowicie zaskoczona prezentem.
- Jest śliczna. Dziękuję. – powiedziała wreszcie, patrząc w niego z takim zachwytem, że od razu pożałował, że nie daje jej prezentów codziennie.
- Naprawdę ci się podoba?
- Bardzo... Przepraszam cię, ale naprawdę jestem tak zaskoczona, że nie wiem, co powiedzieć…
- Pozytywnie zaskoczona? – upewnił się Paddy z przekorą, chociaż widział, że zrobił na niej większe wrażenie swoją niespodzianką, niż oczekiwał. -  Mój tata dał kiedyś coś podobnego Mamie. Pamiętam, jak opowiadał, że musiał się sporo naszukać, żeby znaleźć odpowiednie i jeszcze utrzymać wszystko w tajemnicy, żeby dać jej dopiero w dniu urodzin. On sam dopasował zdjęcie i zrobił napis, też tylko ich inicjały. Mama była zachwycona, a że ty… Ty jesteś do niej taka podobna... Więc pomyślałem, że pewne rzeczy się nie starzeją…

Magda z każdym kolejnym zdaniem rozklejała się coraz bardziej. Miała romantyczną duszę i od zawsze marzył jej się taki prezent od ukochanego. Paddy nie mógł o tym wiedzieć, bo akurat o biżuterii nie rozmawiali zbyt często… A ta historia z jego Rodzicami? On był chyba jeszcze bardziej romantyczny od niej… I powiedział… Boże, on powiedział, że jest podobna do jego Mamy! Usłyszeć coś takiego, kiedy wie, jak ważna była dla niego Mama, jaką jest legendą w tej rodzinie, jak bardzo byli blisko… Popatrzyła mu w oczy i przytuliła się do niego całą sobą.
- Paddy… To znaczy dla mnie tak wiele… że nawet nie potrafię tego wyrazić. Jesteś niesamowity. Dziękuję.

            Paddy był bardzo z siebie zadowolony. Od dawna chciał dać jej coś od siebie, a pomysł ojca zawsze tkwił mu z tyłu głowy do wykorzystania w odpowiedniej sytuacji. A teraz sytuacja była jak najbardziej odpowiednia. Nie przesadził ani trochę mówiąc, że Magda jest podobna do ich Mamy… Jej ciepło, radość, szczery uśmiech… Od początku go urzekły, ale dopiero z czasem zdał sobie sprawę, gdzie już wcześniej je widział. Pociągnęło go to podobieństwo, ale równie bardzo uwielbiał odkrywać w niej coraz to nowe cechy i zachowania, dzięki którym mógł ją poznawać i rozumieć coraz lepiej. Czasem jej wrażliwość zaskakiwała go i zupełnie rozbrajała. Tak jak teraz. Ujął jej twarz w dłonie, pocałował w czubek nosa i w czoło i powiedział:

- To ja ci dziękuję. Dziękuję, że jesteś właśnie taka. I że chcesz ze mną być.

środa, 21 maja 2014

28.


Honey, I don’t mind all that matters today…
           
Tydzień zleciał im zwyczajnie. Pracowali, spotykali się wieczorami albo w ciągu dnia na lunchu. Czasem nawet dwa razy dziennie. Magda automatycznie po swojej pracy kierowała się do studia, bo Paddy codziennie siedział tam pracując nad nową solową płytą. Przyzwyczaiła się już do robienia swoich rzeczy w wiecznym towarzystwie jakichś dźwięków i do omawiania z nim różnych wersji melodii czy fragmentów tekstów. Czasem nawet pomagała mu dobrać słowa albo dopisać kawałek piosenki, co sprawiało jej największą przyjemność. Czuwała też nad tym, żeby jadł i odpoczywał, co nie było łatwe  – kiedy zaczynał pracować, był jak w transie. Muzycy, z którymi nagrywał śmiali się, że dzięki niej wreszcie mają szansę chodzić do toalety kiedy im się chce, a nie kiedy Paddy do niej biegnie.

Dopiero w sobotę mieli czas, żeby tak naprawdę pobyć ze sobą i skupić się tylko na tym, że są razem. Umówili się już na śniadanie u Paddy’ego, więc kiedy zadzwoniła do jego drzwi parę minut po 10:00, zastała go rozczochranego i w piżamie, ale zapach kawy roznosił się po całym domu, a z tostera właśnie wyskakiwały rumiane grzanki.
- Nieźle.  – powiedziała z uznaniem, przytulając się do niego i przeczesując dłonią jego włosy. Pachniał sobą, snem, świeżą pościelą. „Tak mógłby pachnieć każdy mój poranek,” pomyślała. „Kawa i on. Czego chcieć więcej?”
- To zapraszam, bo wszystko wystygnie. – pociągnął ją za ręce, idąc tyłem. - Może ja się szybko ubiorę?
- Nie, tak jest dobrze...
- ?? – zrobił zdziwioną minę. – Dlaczego?
- Bo kiedy tak wyglądasz… czuję się jak w domu, jakbyśmy byli… - zacięła się.
- Małżeństwem? – dokończył półgłosem i spojrzał na nią „maślanymi” oczami. – Nie miałem pojęcia, że moja piżama może budzić takie odczucia. Muszę ją częściej zakładać.
Uśmiechnęła się z rezygnacją i zajęła wkładaniem kolejnych kromek chleba do tostera. Paddy siedział zadowolony i patrzył, jak krząta się po jego kuchni, tak swobodna i obeznana ze wszystkim, jakby faktycznie byli już rodziną. Pomyślał sobie, że każdy poranek mógłby tak wyglądać i ta myśl wprawiła go w jeszcze lepszy nastrój.

            Potem pojechali na zakupy, leniwie błąkając się z wózkiem między półkami, zastanawiając się spokojnie, co jest im potrzebne, wzięli sushi na wynos z pobliskiej knajpki i zjedli lunch na plaży. Było ciepło i słonecznie, więc siedzieli na piasku w swoim ustronnym miejscu, gadając o wszystkim i o niczym, Magda myślała o tym, jak to będzie dziś wieczorem u Joey’a, do którego byli zaproszeni razem ze wszystkimi dostępnymi akurat członkami rodziny i mieli pójść tam po raz pierwszy oficjalnie jako para. Niby wszyscy już o nich wiedzieli, ale i tak spodziewała się większej uwagi z ich strony. Paddy nie przejmował się tym w ogóle, uważał, że wszyscy się cieszą i co najwyżej padnie parę niezbyt górnolotnych dowcipów pod jego adresem, ale dla niej będą mili. Nie stresowała się jakoś specjalnie, bo po ostatnim spotkaniu wiedziała, jak luźna panuje wśród nich atmosfera i że są otwarci i serdeczni, ale jednak – trochę obawiała się oceny albo braku akceptacji dla niej jako dziewczyny ich brata.

- Jestem pewny, że cię pokochają. Wystarczy cię trochę poznać i potem już nie da się inaczej. – powiedział, całując ją w szyję. – Poza tym oni się cieszą, że jestem szczęśliwy, i że układam sobie życie. A że ty stoisz i za jednym, i za drugim, to spodziewaj się raczej wybuchów entuzjazmu na swój widok.
Magda ledwo zarejestrowała drugą część jego wypowiedzi, ciągle rozważając to, że właściwie wyznał jej miłość w pierwszej.
- Nie wierzysz mi? Jestem pewny, że tak będzie. - Dopytał, skoro nic się nie odzywała.
- Co? Nie, wierzę, uspokoiłeś mnie. Dzięki.
- A ty – zamierzasz powiedzieć o nas rodzicom? – w kolejny weekend Magda wybierała się do Polski, pierwszy raz. O związku z Paddy’m wiedziała tylko jej najlepsza przyjaciółka. Inni pewnie się domyślali, że skoro była taka szczęśliwa i nie chciała nawet słyszeć o wcześniejszym powrocie to musi za tym stać ktoś ważny, a nie tylko fajna praca i pomocny kolega.
- Tak, no pewnie. Zamierzam powiedzieć wszystkim. – uśmiechnęła się. – Zastanawiałam się, czy nie zaprosić cię, żebyś pojechał ze mną, ale jak znam moich rodziców, to myślę, że lepiej jest dawkować im pomału takie informacje. Chyba byłby to za duży szok w ich spokojnym życiu, gdybyśmy nagle stanęli razem w ich drzwiach.
- Jasne, jak uważasz. Ty ich znasz najlepiej.
- Oni też będą zachwyceni, że wreszcie układam sobie życie. Ale dopiero kiedy ochłoną, że nie do końca tak, jak by tego chcieli.
- Czyli?
- Że nie powielam ich stylu życia. Wiesz, stała praca, mieszkanie w pobliżu ich, żeby mogli często wpadać, zaradny mąż…
- No, to ostatnie to akurat może się zgadzać. – uśmiechnął się. – A tak serio, Mag – ty nie chciałabyś takiego życia?
- Nie, Paddy. Dawno już od tego życia uciekłam i konsekwentnie nie wracałam. Małe, nudne miasteczko, praca, na którą wszyscy narzekają, mieszkanie na kredyt, który spędza ci sen z powiek przez 30 lat i popołudnia spędzane przed telewizorem? Proszę cię… Nie oceniam tego, ale kompletnie nie widzę w tym siebie.
- No faktycznie, ja też cię w tym nie widzę. Ale trudno się dziwić twoim rodzicom, skoro mają cię tylko jedną.
- Ja też ich rozumiem, ale nie mogę pozwolić, żeby zaprojektowali mi życie i zawsze spełniać tylko ich oczekiwania.
Rozmawiali  długo o tym, jak trudno się uwolnić od takich oczekiwań  i walczyć o swoje życie. Że dopóki jest się zagłuszonym projektami bliskich osób, trudno odkryć, kim się tak naprawdę jest i do czego jest się powołanym. Paddy’emu wbrew pozorom też nie było łatwo. Co z tego, że kochał muzykę od zawsze, skoro nie miał szans zastanowić się nawet, czy chce być sławny i wieść życie gwiazdy, zanim to zaczęło się dziać i to na pełnych obrotach. Dopiero czas w zakonie dał mu szansę na to, żeby dowiedział się  prawdy o sobie i o tym, do czego Pan Bóg go wzywa w tym życiu. Musiał odciąć się od wszystkiego i wszystkich, żeby dotrzeć do tego, co naprawdę miał zapisane w sercu. Magda miała podobne doświadczenia, bo gdyby nie wyjechała z rodzinnego domu na studia do większego miasta, a potem nie nawróciła się i nie zaczęła bardziej słuchać głosu Boga niż rodziców, byłaby ciągle tylko zalęknioną, zakompleksioną i zakłamaną wersją siebie, nie wiedząc zupełnie, że może być wolna, spełniona i szczęśliwa.


Ustalili, że tym razem rzeczywiście pojedzie sama, a za niedługi czas, np. w przyszłym miesiącu, wybiorą się już razem, pożyć trochę jej polskim życiem. Chociaż już teraz chciała przedstawić go wszystkim swoim bliskim wiedziała, że dobrze będzie dać im moment na oswojenie się z myślą, że nie jest Polakiem no i że to TEN Paddy. Wiedziała, że nie uda jej się pominąć tej informacji. Zresztą, po co?

wtorek, 20 maja 2014

27.


I wanna talk to you, I wanna be with you…

Rano, czyli jakoś koło 11:00 obudziła się i przeczołgała na łóżku w stronę Paddy’ego. Spojrzała w dół na jego „posłanie”, ale nie było go tam. Z łazienki też nie dochodził żaden dźwięk. Wstała, wyjęła ubrania z torby i poszła się wyszykować. Przez te nocne przygody stracili cały poranek, który mogli przecież spędzić spacerując po Vogezach albo przynajmniej jedząc śniadanie w którejś z tych ślicznych, starych uliczek.

Ubrała się szybko, zastanowiła się, czy Paddy nie każe zakładać jej koszulki na sukienkę, w której też miała odsłonięte ramiona, roześmiała się sama do siebie i zajęła się malowaniem  rzęs i czesaniem włosów. Była już gotowa, a on ciągle nie wracał. „Ogarnęła” z grubsza łóżko i spojrzała na jego telefon, który zostawił. 11:45. Późno. W tym momencie wszedł Paddy, czerwony i spocony. Biegał.
- Cześć! Za 10 minut będę gotowy. – schylił się po ubrania leżące na torbie i wszedł do łazienki. Nie zdążyła nawet nic mu odpowiedzieć.
Wyszedł rzeczywiście po 10 minutach i szykując się, opowiedział jej, gdzie był i gdzie koniecznie muszą zaraz pójść razem. Dodał jeszcze, że umiera z głodu, i że ta podłoga była strasznie niewygodna. Magda słuchała tej beztroskiej paplaniny, uśmiechając się.
- Czemu mnie nie obudziłeś?
- A co, też chciałaś pobiegać? – mrugnął do niej, bo znał jej podejście do tego sportu.
- Ha ha. Nie, chciałam spędzać czas również w innych miejscach, nie tylko w naszym osławionym pokoju.
- To co, idziemy? – zapytał.
- Mhm. – wzięła torebkę i poszli.

            Riquewihr było miejscowością, która urzekłaby każdego, kto ma choć trochę wrażliwości na piękno. Położona wśród pagórków winnic, a dalej otoczona pasmem lesistych Vogezów, była plątaniną kilkunastu wąskich uliczek, obsianych starymi kamieniczkami. Zachwycała Magdę niezmiennie. Paddy śmiał się z tych jej zachwytów, chociaż to on miał największe parcie, żeby tu przyjechać i sam rozglądał się co chwilę, chłonąc obrazy. Usiedli w kawiarence i piekarni jednocześnie, zamówili kawę, croissanty i jeszcze inne francuskie ciasteczka. Paddy uczył ją francuskich słówek. Ona jego polskich. Opowiadali sobie anegdotki o różnych językowych wpadkach. Było lekko, beztrosko i radośnie. Idealnie.

Posiedzieli jeszcze chwilę i zrobili plany na dalszą część dnia. Postanowili kupić bagietki, sery i wino, i zrobić sobie piknikowy lunch gdzieś na górze wśród winnic. Do Niemiec mieli wracać dopiero późnym wieczorem, więc zdążą przetrawić alkohol. Obeszli całe miasteczko, zrobili planowane zakupy i skierowali się w górę, w stronę winnic. Tam też pospacerowali, oglądając okolicę i znaleźli sobie odpowiednie miejsce do siedzenia. Rozłożyli „pożyczony” z hotelu koc i sami rozłożyli się na nim. Trzymali się za ręce i patrzyli w niebo. Magda chciała coś powiedzieć, ale zauważyła, że Paddy drugą ręką ściska medalik i ma zamknięte oczy, więc pomyślała, że pewnie się modli. Potem zaczęli jeść, na szczęście oboje lubili śmierdzące sery, więc żadne nie miało problemu z aromatem posiłku. Sami sobie zresztą takie wybrali… Wypili prawie całe wino i stwierdzili, że jeśli wracają wieczorem, to bardzo późnym, bo za duże ryzyko. Magda zaczynała pracę w poniedziałek o 12:00, a Paddy o której chciał, więc mogli sobie pozwolić na zarwanie nocy.

Tymczasem pomyślał, że może coś zagra i nawet wyjął gitarę z futerału, ale stwierdził, że po tym winie to bardziej chce mu się spać. Położył więc głowę na jej kolanach, a ona głaskała go po włosach. Po jakimś czasie chyba faktycznie zasnął, bo oddech mu się wyrównał i przestał się wiercić. Magda siedziała nieruchomo, jakby trzymała na kolanach arcydelikatne dzieło sztuki. Miała niezmąconą niczym chwilę dla siebie na patrzenie się na niego. Uwielbiała jego twarz, począwszy od charakterystycznych brwi, przez zadarty nos po ładnie wykrojone usta. Nawet zmarszczki lubiła, zwłaszcza te od śmiechu, których było zdecydowanie najwięcej. Miał taką mimikę, że wszystko można było wyczytać w tej jego twarzy, jeśli się go znało. I ta linia szczęki, która dodawała jego delikatnym rysom męskości…
- Czuję, jak się na mnie patrzysz. – odezwały się usta i rozciągnęły w uśmiechu. - Nie mogę spać.
- Ok, już przestaję. – zawstydziła się.
- Nie, nie musisz. Tak naprawdę to jest miłe.

            Potem zrobił drugie podejście do gitary. Tym razem się udało. Śpiewał swoje i nie swoje piosenki, grał różne solówki, miała jego piękny solowy koncert na wyłączność. Doceniała to bardzo. Potem grał jej fragmenty albo tylko melodie utworów, które były w trakcie powstawania i mówiła, co jej się podoba, a co niekoniecznie. A na sam koniec zaczął grać melodię, którą już gdzieś słyszała, ale na pewno nie była jej dobrze znana. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że to jest TA piosenka. Śpiewał, najpierw nie patrząc na nią, tylko na struny. Ale po refrenie się ośmielił i zerknął na nią spod rzęs. Siedziała, obejmując kolana ramionami, zasłuchana i poruszona, patrząc na jego twarz, potem przesuwając wzrok na dłonie. Jego głos dotykał jej duszy, docierał w takie zakamarki, w których, miała wrażenie, nikt wcześniej nie był. Ten człowiek spełniał jej wszystkie pragnienia, nawet te najbardziej absurdalne, po prostu będąc sobą. Przy ostatniej linijce zatrzymał się na moment. Popatrzył jej w oczy i dopiero wtedy ją zaśpiewał. Zabrzmiało jak wyznanie. I chyba tak miało właśnie zabrzmieć. Odłożył gitarę.
- Please, do. – powiedziała cicho, patrząc na niego z głową opartą o swoje kolana.
- ??
- Feed me all your love.
- Naprawdę chcesz? – zapytał równie cicho.
- Trudno jest mi pomyśleć o czymś, czego chcę bardziej.

Przysunął się do niej i pocałował w kark, a potem oplótł ramionami, przytulając od tyłu, i tak siedzieli, aż usłyszeli bicie dzwonów na wieczorną Mszę. Poszli na nią, a potem jeszcze na kolację i ruszyli w drogę powrotną.

26.


… It’s hard to stay on track when temptation doesn’t stay away…

Kiedy stamtąd wyszła, on siedział na łóżku z różańcem, cały pogrążony w modlitwie. Magda wzięła swój i usiadła obok niego. Potem on się wykąpał i wsunęli się do łóżka, każde ze swojej strony. W milczeniu zgasili światło. Kołdra była niestety tylko jedna.
- To dobranoc. – odwrócił się do niej na chwilę i cmoknął w usta. Pachniał żelem pod prysznic i miał mokre włosy.
- Dobranoc. – odpowiedziała i odwróciła na bok, tyłem do niego. Próbowała zasnąć, ale to było niemożliwe ze świadomością, że on jest tak blisko. Stado motyli szalało jej w brzuchu. Starała się myśleć o czymś innym, ale nie dało się. Ciągle czuła jego zapach. Miała wrażenie, że marnuje czas – że mogłaby właśnie przytulać się do niego, a nie na siłę separować. Odwróciła się przodem do niego. Leżał na plecach i miał otwarte oczy. Wyciągnęła rękę spod kołdry i wplotła palce w jego dłoń, leżącą na zewnątrz. On podniósł jej dłoń do ust, nie patrząc na nią. Kiedy poczuła jego wargi na swojej skórze, przeszły ją ciarki. Były gorące i miękkie, miała wrażenie, że jeśli zaraz nie poczuje ich na swoich, to zwariuje, eksploduje. On zauważył ten dreszcz na jej ciele.

Odwrócił się twarzą do niej  i spojrzał w jej oczy. Widział w nich to błaganie o dotyk, o bliskość… Jak mógł się temu oprzeć? Przysunął się do niej, położył lewą dłoń na jej policzku i pocałował jej usta. Ona uniosła się na łokciach i oddała pocałunek. Po chwili Paddy znów był nad nią, całował ją szybko, zachłannie, z coraz większą namiętnością. Jego język błądził po jej szyi, dekolcie, ramionach, dłonie z trudem trzymały się w miarę „bezpiecznych” części jej ciała. Ona zdarła z niego koszulkę i nie pozostawała dłużna żadnej pieszczocie. Ale kiedy zaczęła całować go po brzuchu i dotarła do okolic pępka, usłyszała w głowie zdecydowany głos: „To jest walka! Przegrywasz!”. W tym samym momencie Paddy złapał ją mocno za ramię i odsunął się.
- It’s too much. – wydyszał. Złapał swoją koszulkę i zniknął w łazience. Usłyszała szum wody.
Ona siedziała przez chwilę tak, jak ją zostawił, chowając twarz w podkurczonych kolanach. Potem wstała, zaświeciła lampkę po swojej stronie łóżka i podeszła do otwartego okna. Trzy głębokie oddechy. W głowie tysiące myśli, żadna nieodpowiednia, żeby poświęcić jej więcej uwagi. „Jezu, ufam Tobie” – ta jedyna była kojąca. Sobie ufać absolutnie nie mogła.

Paddy wyszedł z łazienki. Nie odwróciła się. Nie miała odwagi na niego spojrzeć. Nie chciała dramatyzować i robić scen, ale jakoś tak po prostu… Było jej głupio. On też nic nie mówił, co sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej. Zaszeleścił pościelą. Odwróciła się w końcu i zobaczyła, jak układa poduszki na podłodze.
- Weź sobie kołdrę, możesz się na niej położyć, a drugą połową przykryć. Ja mogę spać pod prześcieradłem, jest ciepło. – ta praktyczna porada, wypowiedziana normalnym tonem, ośmieliła go.
- Uff, już myślałem, że nie możesz nawet na mnie patrzeć. Ok, wezmę kołdrę.
- To chyba raczej ty na mnie… - powiedziała cicho.
- Skarbie… Poniosło nas oboje. A granica jest cienka… - przytulił ją i pocałował w czoło.
- Wiem… Dziękuję, że to przerwałeś.
- To nie ja, Mag. Nie byłem w stanie nic zrobić. To było wręcz wbrew mojej woli…
- Ja też miałam w głowie taką myśl. Że to jest walka i że przegrywam. Ale zanim zdążyłam się opamiętać, ty zadziałałeś.
Stali przez chwilę w milczeniu. Wiele razy poruszali wcześniej temat czystości, kiedy rozmawiali o zmianach w swoim życiu. Oboje mieli to doświadczenie, że wszystkie dyskusyjne i sporne kwestie były stopniowo oświetlane tak precyzyjnie i przekonująco, że potem nie mieli żadnych wątpliwości, że chcą żyć w czystości, czy to w następnych związkach, czy bez nich. Magdzie około roku zajęło znalezienie odpowiednich argumentów i przyjęcie ich, a potem rozumiała coraz więcej, np. dzięki „Pachnidłom” Szustaka. Paddy był bardziej otwarty i tuż po nawróceniu przyjął cały pakiet nauczania kościoła, z kwestiami dotyczącymi seksu włącznie. Co nie znaczy, że było łatwo potem trwać w tym wyborze, szczególnie w takich sytuacjach, jak teraz…
- Mag, a gdybym ci dał taką koszulkę jak moja, to mogłabyś w niej spać? – powiedział nagle.
Na pytanie w jej oczach odpowiedział zaraz:
 - No bo w tej piżamie wyglądasz tak… sexy, że nawet nie mogę z tobą rozmawiać spokojnie.
- Yyy, jasne. - osłoniła się ramionami. – Przepraszam, ale nie byłam przygotowana na wspólny pokój z two beds in one bed…
Roześmiali się i ubrała jego koszulkę. Nawet wyprana i wyprasowana pachniała nim. Powiedziała mu o tym.
- A to dobrze czy źle? – zrobił śmieszną minę.
- A jak myślisz? – wywróciła oczami i weszła pod prześcieradło. Dobrze, że w tej części Europy zawsze było ich kilka, choć nie rozumiała nigdy, po co.


Paddy popatrzył, jak się układa do snu na drugim końcu łóżka, czyli jakieś dwa metry od niego plus wysokość, westchnął i nachylił się nad nią, żeby dać jej buziaka na dobranoc. Kolejnego. Przy okazji zauważył, że zaczyna świtać.

poniedziałek, 19 maja 2014

25.


Travelling miles to find old values in this present day…

Wracała spacerkiem, bo noc była ciepła, a okolica wydawała się spokojna. Zadzwoniła do Paddy’ego, opowiedzieli sobie wrażenia z dnia, Paddy cieszył się po spotkaniu z Angelo, że pogadali sobie jak za starych dobrych czasów, a Magda mówiła, jak dobrze rozumieją się z Kirą i jak szybko przełamały opory przed szczerą rozmową. Umówili się na drugi dzień na lunch i zakupy, bo rano Paddy miał coś jeszcze do załatwienia, a wieczorem jechali już przecież. Na niedzielę, do Riquewihr.

Około 19:00 w sobotę zapakowali wszystko, co mogło być im potrzebne i wyruszyli. Trasa nie była jakaś bardzo długa, ale i tak mieli się zmienić w połowie, bo oboje uwielbiali prowadzić. Paddy nie miał oporów, żeby Magda prowadziła jego samochód – nie czuł się z nim jakoś szczególnie związany. Co innego, gdyby chciała grać na jego gitarze, ale za to się nie zabierała, bo nie miała o tym pojęcia. Chociaż pewnie gitarę też by jej udostępnił, gdyby jej zależało…

Rozmawiali bardzo dużo o duchowych sprawach i różnych rozterkach z tego tytułu, jak sobie z nimi radzą i jak próbują je sobie układać. Mieli naprawdę podobne patrzenie na te sprawy. Zresztą przeżywali to samo w tym momencie, więc tym łatwiej było im się zrozumieć. Motyw przewodni rozterek dotyczył bowiem kwestii priorytetów – że bardzo trudno jest mieć Boga na pierwszym miejscu, tak naprawdę, kiedy to drugi człowiek tak cię pociąga i absorbuje. I że oczywiście, trzeba widzieć Boga  w tym drugim człowieku, a jednocześnie nie zrobić sobie z niego bożka… Tego wszystkiego mieli się dopiero uczyć w relacji ze sobą. Potem zaczęli słuchać muzyki, Magda puszczała mu swoje ulubione piosenki, on jej swoje. Niewiele się pokrywało, ale byli otwarci na nowe nurty, więc było ciekawie. Na postoju Magda zapytała nagle:
- Paddy, zarezerwowałeś może jakiś nocleg?
- Yyy, no nie, a miałem?
- Nie było nic ustalone, tak się tylko zastanawiam.
- Pewnie znajdziemy coś na miejscu.
- Na pewno, tylko że będzie już późno, a to jest mała miejscowość. Nie sądzę, że w każdym hotelu czy pensjonacie czuwają przez całą noc, czekając na ewentualnych gości. Ale na pewno coś znajdziemy.

I znaleźli. O 1:00 w nocy, po 40 minutach szukania. Dwuosobowy pokój z małżeńskim łożem…
- Mag, przepraszam cię, ja mogę nawet spać na podłodze, ale nie każ mi szukać dalej…
- Na pewno nie ma nic chociaż z dwoma łóżkami? – zwróciła się po angielsku do recepcjonisty.
- Two beds. – powiedział wskazując na łoże. – One bed like two beds.
Paddy prawie tarzał się ze śmiechu. Poddała się. Podziękowali i wzięli klucz.
- No, kochanie, świetnie ci poszło! – nabijał się z niej. – One bed like two beds. Zmieścimy się.
- Ty podobno śpisz na podłodze! – odgryzła się. Mina mu trochę zrzedła.
- Naprawdę myślisz, że to konieczne? Możemy przecież po prostu spać obok siebie. To tylko parę godzin… - brzmiał, jakby sam siebie chciał przekonać. Magda walczyła w sobie. Z jednej strony myśl o zasypianiu i obudzeniu się przy nim była pokusą niemal nie do odparcia. Ale z drugiej właśnie… Była pokusą. A z pokusą się nie dyskutuje… Z trzeciej jednak strony – skoro Paddy był taki pewny, że będą tylko spać obok siebie, może po prostu powinna mu zaufać. Paddy patrzył na nią i czekał na jej reakcję.

- Ok. – powiedziała tylko i poszła pod prysznic.

24.


You’ve returned to yourself…

Kolejnego dnia Paddy był umówiony z Angelo na męski wieczór, a Kira zaprosiła Magdę do siebie. Było jej bardzo miło, bo do tej pory nie nawiązała jakiejś bliższej relacji z nikim z rodziny Paddy’ego – jakoś nie było okazji, a kiedy widywali się w większym gronie, rozmawiało się na bardziej neutralne tematy. Teraz jednak, kiedy siedziały u niej w kuchni nad aromatyczną herbatą i ciastem świeżo wyjętym z piekarnika, osobiste tematy nasuwały się same. Kira opowiadała o swoim życiu z Angelo, o występowaniu, o przemieszczaniu się z miejsca na miejsce. Magdę bardzo to ciekawiło, bo zawsze wydawało jej się, że sama mogłaby tak żyć. Nie miała potrzeby stabilizacji w postaci posiadania mieszkania czy domu i pracy na etat. Jej stabilizacją było zupełnie co innego. Kira też tak to postrzegała, miały więc porozumienie na poziomie fundamentalnym. Rozgadały się też oczywiście o facetach, o początkach Kiry z Angelo, o tym, jak ich związek się zmienia, ale nie wypala… Magda usłyszała też z jej ust bardzo ważną rzecz: że zdaniem Kiry, Paddy dawno nie był tak szczęśliwy. Że ostatnim razem miał takie oczy, kiedy zdecydował się pójść do zakonu… Tak więc oboje z Angelo odetchnęli z ulgą, kiedy przyprowadził Magdę na tamto rodzinne spotkanie i widzieli, co się „święci”.
- Jak to widzieliście? – zapytała Magda zaskoczona. – Przecież wtedy to dopiero się zaczęło, ja sama jeszcze nie wiedziałam…
- To chyba bardzo nie chciałaś wiedzieć. Na kilometr było czuć napięcie między wami.
Magda uniosła brwi i uśmiechnęła się, lekko rozmarzona. No tak… Gdyby tak nie było, nie rozwijało by się teraz w takim tempie.
- Paddy to słodki chłopak, ale jest bardziej wrażliwy niż jego bracia i czasem to się odwraca w mniej romantyczną stronę, np. kiedy są w pracy. Wtedy nie raz aż iskry lecą.
- Coś już o tym słyszałam, trochę od Svena, a trochę bezpośrednio ze źródła – mrugnęła jej. – Ale jeszcze nie widziałam go jakoś bardzo wściekłego. Trudno mi to sobie nawet wyobrazić. Ale zaraz… Czy ty próbujesz mnie ostrzec?
Kira westchnęła.
- Masz rację, bez sensu, że w ogóle poruszam takie rzeczy. To chyba nawet nie w porządku wobec niego. Ja po prostu… Wiesz, znam go już długo i razem z Angelo przeżywamy wszystkie jego trudności, bo wiesz, jak oni są blisko. I teraz widzimy, że jesteś naprawdę fajną dziewczyną, Paddy lata nad ziemią i tak tylko chciałam cię prosić, żebyś nie skreślała go, jeśli przyjdą jakieś gorsze momenty… Bo on ma złote serce, tylko jest czasem strasznie narwany.
- Nie zamierzam go skreślać. Słuchaj, ja byłam już wcześniej w bardzo długim związku i wiem, jak to wygląda. Że kiedy się razem lata, czasem są gwałtowne lądowania… Ale dopóki przechodzi się przez to razem, mogą tylko wzmocnić.
- To prawda.

Potem zaczęła opowiadać o swoich trudniejszych momentach z Angelo i poruszyły jeszcze mnóstwo innych tematów, aż usłyszały klucz w zamku i do domu wrócił Angelo właśnie.

- O, a wy jeszcze gadacie? – zapytał na wejściu. – Dlaczego babskie wieczory zawsze są dłuższe od naszych? – powiedział do siebie. Przywitał je buziakiem w policzek i oznajmił, że idzie do siebie, żeby im nie przeszkadzać. Ale Magda zaczęła się zbierać, bo było już naprawdę późno. Podziękowała Kirze za wszystko i uścisnęły się serdecznie na pożegnanie.

środa, 7 maja 2014

23.


You did it to me, to my thirsting heart, with your tender touch…

            Zatrzymali się pod jego domem. Kiedy wchodzili do mieszkania nagle wyglądał, jakby zwątpił w swój pomysł.
- Tylko nie śmiej się, ok?
- Dlaczego miałabym się śmiać? – zapytała zdziwiona. Paddy zrobił tylko śmieszną minę i pokazał jej, żeby weszła do pokoju. Zagadka się wyjaśniła. Mieszkanie lśniło. Nie było widać śladów nut, farb, płócien, ubrań i różnych innych stosów, które zazwyczaj piętrzyły się w różnych jego kątach, tworząc naprawdę artystyczny nieład, który uwielbiała. Tym razem mogła zobaczyć, jak ten pokój wyglądał sam w sobie. Stół nakryty dla dwóch osób. Na stole piękne róże w wazonie, obok nich świeczki. Butelka czerwonego wina. Klasyk.
Obróciła się do niego.
- Dlaczego miałabym się śmiać? – powtórzyła pytanie. Miał tak uroczą, lekko zawstydzoną minę, że nie mogła zrobić nic innego, jak tylko pogłaskać go po włosach i pocałować delikatnie w usta.
- Dobrze, skoro projekt Paddy-romantyk został przyjęty z aprobatą, przejdźmy do realizacji kolejnych etapów. Muzyka. – powiedział i włączył pilotem wieżę. - Światło. – wyjął z kieszeni pudełko i zapalił świeczki. – Jedzenie! – przypomniało mu się. Zaprosił ją do stołu i nalał jej wina. – Zaraz wracam. – dodał, już w pełni w roli romantyka-gospodarza i zniknął w kuchni.
Oparła się wygodnie. Zachodzące za oknem słońce i ciepłe światło świec. Muzyka z filmu, który uwielbiała. Mężczyzna, który dla niej przekraczał samego siebie i robił wszystko, żeby sprawić jej przyjemność, żeby o nią zadbać. Czuła się szczęśliwa, wolna i bezpieczna. Właśnie tak. To wszystko jej dawał. Kiedy wszedł, niosąc parujące naczynie i zobaczył ją taką… Wiedział, że dla niej mógłby zrobić wszystko. Żeby tylko zawsze mogła mieć taką piękną, spokojną twarz i iskierki w oczach. Spojrzała na niego tak, że poczuł mrowienie na całym ciele i nagle przestał być głodny. Odstawił na moment swoje kulinarne dzieło, dolał jej wina i nalał sobie, i wzniósł toast.
- Za nas?
- Za nas. – kolejna „pieczęć” na ich związku. „Nas” brzmiało równie mocno jak „Skarbie” i „Kochanie”. Zwłaszcza w takich okolicznościach.

Potem zaczęli jeść i zachwycać się moussaką, Paddy równie bardzo jak Magda, zadowolony z efektów swojej pracy. Podobno przez dobrą godzinę siostra tłumaczyła mu, co po kolei robić i czym się różni bakłażan od cukinii. Ale warto było, bo zapiekanka wyszła bez zarzutu. Po dokładce zanieśli tylko talerze do kuchni i siedzieli, sącząc wino. W pewnym momencie Paddy zapytał:
- Zatańczymy? – i wyciągnął do niej rękę. Popatrzyła zaskoczona, ale zgodziła się.
- To już jest chyba jakiś bonus do projektu? – uśmiechnęła się, stając przed nim.
- Tak, w początkowej wersji tego nie było, ale uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie tańczyliśmy razem. – złapał ją w pasie i przysunął się bliżej. Ona złączyła ręce na jego karku i kołysali się łagodnie w rytm muzyki. Oczywiście jego bliskość działała na nią jak zawsze oszałamiająco. Był tylko on. Półmrok, dźwięki i ten zapach, ciepło, dotyk… Poczuła, jak jego dłonie przesuwają się wzdłuż jej pleców, żeby za chwilę wpleść się we włosy i dotknąć karku w taki sposób, że przeszedł ją dreszcz. Za chwilę poczuła jego usta na linii włosów tuż nad czołem i jego ciepły oddech na twarzy. Za oddechem szła miękkość jego ust, milimetr po milimetrze, całował jej twarz, a palcami lewej dłoni przesuwał wzdłuż jej szyi, ramienia i z powrotem. Magda po prostu przyjmowała te pieszczoty, cała skupiona na odbieraniu dotyku, który jej dawał. Ale kiedy dotarł do ust, nie potrafiła już biernie przyjmować pocałunków, odwzajemniała każde zetknięcie się ich warg. Kiedy ona przesunęła się ustami na jego szyję, poczuła, że on też cały drży. Oplotła go ramionami i wtuliła się w niego jeszcze mocniej. Płyta dawno się skończyła. Dotarło to do niej, kiedy skupiła się na tym, że jedynym dźwiękiem, jaki od dłuższej chwili słyszy, jest bicie jego serca. A że był to  ten najdroższy dla niej dźwięk, nie miała nic przeciwko temu. Czuła, jak bardzo on też potrzebuje jej bliskości – tak samo, jak ona jego. Jak ufnie daje jej siebie, tak po prostu, nie wiedząc, czy dostanie coś w zamian.
- I’m so in love with you, Paddy. – szepnęła mu do ucha. Drgnął, ale nic nie powiedział. Podniosła głowę i zobaczyła, że ma zamknięte oczy, zaciśnięte wręcz, a spod prawej powieki wypływa pojedyncza łza. Magda była zaskoczona i całkowicie rozczulona tym widokiem. Dotknęła jego policzka w tym miejscu, najpierw dłonią, a później ustami.

On nie wiedział, co się z nim dzieje. Kiedy miał ją w ramionach, czuł, jakby trzymał w nich cały świat. Ciągle nie dowierzał Bogu, że On może chcieć tak po prostu mu ją dać, że Jemu to się może podobać. On sam niczego nie chciał w tym momencie bardziej, jak tylko być dla niej już zawsze. I dostawać w zamian ją całą, jej obecność, jej dotyk, jej… miłość. Powiedziała to. Powiedziała to, co tak bardzo chciał od niej w tym momencie usłyszeć. Nie wytrzymał. Jego poranioną, głodną przez tyle lat miłości duszę najpierw leczył Bóg, przez cały czas w zakonie czuł się pod Jego szczególną opieką. Ale kiedy rozeznał, że nie ma w nim zostać do końca swojego ziemskiego życia, poczuł się przez moment nieco zagubiony. Teraz jednak trzymał swoje powołanie tak blisko przy sobie i był tak szczęśliwy, jak jeszcze nigdy w życiu. A pokój, który przepełniał jego serce dodatkowo potwierdzał mu, że to wszystko jest częścią Bożego planu.
- Paddy? – szepnęło słodko „powołanie”.
- Tak, kochanie? – otworzył wreszcie oczy i spojrzał na nią z taką miłością, jakiej jeszcze nigdy nie widziała, skierowanej bezpośrednio do niej. Pod wpływem tego spojrzenia zapomniała zupełnie, co miała powiedzieć...

Przenieśli się na kanapę. Długo milczeli, wtuleni w siebie, ciągle przeżywając to, co przed chwilą się wydarzyło. Dla obserwatora z zewnątrz – para zakochanych przytulała się i całowała na środku pokoju. Dla nich, to co zaszło w tym czasie w ich wnętrzach, było nie do opisania i nie do wytłumaczenia nikomu innemu, kto nie był w tym z nimi.