wtorek, 6 maja 2014

20.


I wanted to buy you some flowers, I went downtown but the shops were closed…

Niedziela była ostatnim dniem trasy. Tym razem nie występował jednak wieczorem w klubie, tylko na placu przed kościołem, prawie w centrum miasta. Zastanawiali się, czy nie pójść wcześniej na Mszę, ale ryzyko natknięcia się na kogoś, kto go rozpozna, było zbyt duże. Postanowili, że zatrzymają się po prostu gdzieś w drodze powrotnej, może nawet w tym samym małym kościółku, do którego wstąpili w drodze do Francji.

Przez charakter koncertu musieli być bardziej ostrożni i właściwie odkąd wysiedli z samochodu, trzymali się osobno. Było to tym trudniejsze, że wydarzenia ostatniej nocy zbliżyły ich jeszcze bardziej do siebie i od rana byli nierozłączni, non-stop przytulając się, całując albo chociaż trzymając za ręce.  Teraz jednak Magda stała niepozornie z grupką gapiów, podczas gdy Paddy usiłował zrobić sound-check pod obstrzałem kilku aparatów najwierniejszych amatorek jego osoby. No, i twórczości, powiedzmy. Magda złapała się na tym, że nie za wiele w niej sympatii do tego rodzaju bycia fanem. Zdała sobie sprawę, że ocenia te osoby, a nie ich postawę, a to było już nie w porządku z jej strony. Zakwalifikowała swój problem jako wymagający szybkiej zmiany i skupiła się na Paddy’m, który skupiony najwyraźniej nie był i jakoś nienajlepiej mu szło. „Co się dzieje?” – napisała mu smsa. Odwrócił się, wyjął telefon z kieszeni i odpisał jej: „Nic, to chyba nie mój dzień na występy dzisiaj. Wszystko mnie irytuje. Wolałbym teraz być gdzieś tylko z Tobą…”. Tak, ona też by wolała, ale to nie był dobry pomysł, żeby marudzić razem z nim. „Kochanie, przecież już po koncercie będziemy cały czas razem, a następną niedzielę możemy spędzić całą włócząc się tylko we dwoje np. po Riquewihr. Teraz jednak, skoro tu jesteś i masz takie zadanie, to chwal nim Pana najlepiej jak potrafisz :)”. Patrzyła sobie, jak przerywa piosenkę, żeby spojrzeć na telefon i jak jego spiętą do tej pory twarz rozjaśnia jeden z tych jego pięknych uśmiechów. Popatrzył na nią roziskrzonymi oczami i wrócił do swoich obowiązków. Ona weszła do kościoła i pomodliła się za nim. O wszystko, co było mu potrzebne na ten czas. Przy okazji rozważyła kilka nie dających jej spokoju sytuacji z ostatnich dni i doszła do wniosku, że potrzebuje spowiedzi. Ale po francusku… nie było szans. Musiała poczekać na powrót do Niemiec, tam miała znajomego polskiego księdza.

Kiedy wyszła, Paddy’ego nie było już na scenie, ale umówili się już wcześniej, że nie ma jak spotkać się przed samym koncertem i miała sobie pójść na kawę albo coś w tym stylu. Siedziała więc w ogródku kawiarni, chłonąc leniwą, niedzielną atmosferę, sącząc mrożoną kawę i skubiąc croissanta, jednym okiem rzucając na gazetę, którą miała akurat przy sobie. Zadzwoniła do rodziców, zaraz potem do niej zadzwonił kolega, były chłopak, z którym udało im się utrzymać naprawdę fajną, przyjacielską relacją. Był bardzo zdziwiony, że jest we Francji i trochę nad tym ubolewał, bo uwielbiał ten kraj, a dawno w nim nie był. Powiedziała mu bez problemu z kim tam jest i w jakich okolicznościach, i wtedy dopiero był zdziwiony… Zaszokowany wręcz, bo znał ją dobrze, całą jej historię, więc wątek miłości do Paddy’ego-idola z jej wczesnej młodości nie był mu obcy. Stwierdził, że to jest naprawdę niesamowita historia i miała wrażenie, że naprawdę szczerze się ucieszył. Kiedy tylko skończyli rozmawiać, podszedł do niej obcy mężczyzna z bukietem małych, czerwonych różyczek. Na zdziwienie w jej oczach odpowiedział pół-angielszczyzną:
- I am only a messenger. – brzmiało to oczywiście: mesążeh. Uśmiechnął się szeroko, chcąc nadrobić braki językowe i wręczając jej bukiet. – Informacja jest w karteczce. – dodał, wskazując na bilecik.
Ona też uśmiechnęła się, rozbrojona akcentem. Uwielbiała angielski Francuzów. Mogła ich słuchać z prawie takim samym zachwytem jak brytyjskiego RP. Podziękowała grzecznie i wydobyła karteczkę z „informacją”. Był na niej tylko rysunek długopisem przedstawiający dziewczynę w długich włosach trzymającą w ręce kwiatek, a kilka kroków przed nią szedł przodem do niej chłopak z naręczem róż, sypiąc je jej pod nogi. Przesłodki… Pod spodem, w rogu, był podpis: „P.”. Magda odruchowo podniosła głowę i rozejrzała się dookoła, ale nawet „posłaniec” zniknął już z jej pola widzenia, nikogo innego oprócz kilku przechodniów w wieku emerytalnym nie mogła dostrzec. A już wyobraziła sobie tego buziaka w ramach podziękowań… Wyjęła telefon i napisała: ‘Sooo cute… I’ll thank you later. ;)’. ‘Can’t wait :)’ – niemal natychmiast przyszła odpowiedź.


            Na koncercie Paddy był już w zupełnie niezłej formie, tryskał energią i humorem, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Lista piosenek była nieco inna niż na koncerty w klubach, nie było przerwy w środku i w ogóle jakoś tak szybko zleciało. Chyba nie tylko jej, bo bisował trzy razy, publiczność nie chciała się z nim rozstać. Magda patrzyła z rozrzewnieniem na babcie zapatrzone w niego jak w obrazek. Paddy znów dość sporo mówił, ale tym razem prawie wyłącznie po francusku, więc mogła się jedynie „dużo domyślać”. Potem udzielał jeszcze wywiadu dla jakiejś katolickiej telewizji we Francji. Nie udało mu się też umknąć grupie dziewczyn, która czaiła się w pobliżu i pobiegła za nim, jak tylko pożegnał się z dziennikarką. Magda przeszła się w umówione miejsce, z którego mieli ją zabrać, mocząc po drodze kwiatki w fontannie, żeby przetrwały jakoś. W sklepie po drodze znalazła nawet butelkę wody mineralnej z szerszym korkiem, więc połową zawartości podzieliła się z różyczkami, wsadzając je w nią jak do wazonu.

1 komentarz:

  1. Pięknie romantycznie kwiaty to najlepszy przyjaciel kobiety brawo Paddy za pomysłowość 😍 i znów krok bliżej do szczęścia 💖 on wie jak rozmiękczyć kobiece serce.

    OdpowiedzUsuń