I wanted to
buy you some flowers, I went downtown but the shops were closed…
Niedziela
była ostatnim dniem trasy. Tym razem nie występował jednak wieczorem w klubie,
tylko na placu przed kościołem, prawie w centrum miasta. Zastanawiali się, czy
nie pójść wcześniej na Mszę, ale ryzyko natknięcia się na kogoś, kto go
rozpozna, było zbyt duże. Postanowili, że zatrzymają się po prostu gdzieś w
drodze powrotnej, może nawet w tym samym małym kościółku, do którego wstąpili w
drodze do Francji.
Przez
charakter koncertu musieli być bardziej ostrożni i właściwie odkąd wysiedli z
samochodu, trzymali się osobno. Było to tym trudniejsze, że wydarzenia
ostatniej nocy zbliżyły ich jeszcze bardziej do siebie i od rana byli
nierozłączni, non-stop przytulając się, całując albo chociaż trzymając za ręce. Teraz jednak Magda stała niepozornie z grupką
gapiów, podczas gdy Paddy usiłował zrobić sound-check pod obstrzałem kilku
aparatów najwierniejszych amatorek jego osoby. No, i twórczości, powiedzmy.
Magda złapała się na tym, że nie za wiele w niej sympatii do tego rodzaju bycia
fanem. Zdała sobie sprawę, że ocenia te osoby, a nie ich postawę, a to było już
nie w porządku z jej strony. Zakwalifikowała swój problem jako wymagający
szybkiej zmiany i skupiła się na Paddy’m, który skupiony najwyraźniej nie był i
jakoś nienajlepiej mu szło. „Co się dzieje?” – napisała mu smsa. Odwrócił się,
wyjął telefon z kieszeni i odpisał jej: „Nic, to chyba nie mój dzień na występy
dzisiaj. Wszystko mnie irytuje. Wolałbym teraz być gdzieś tylko z Tobą…”. Tak,
ona też by wolała, ale to nie był dobry pomysł, żeby marudzić razem z nim.
„Kochanie, przecież już po koncercie będziemy cały czas razem, a następną
niedzielę możemy spędzić całą włócząc się tylko we dwoje np. po Riquewihr.
Teraz jednak, skoro tu jesteś i masz takie zadanie, to chwal nim Pana najlepiej
jak potrafisz :)”. Patrzyła sobie, jak przerywa piosenkę, żeby
spojrzeć na telefon i jak jego spiętą do tej pory twarz rozjaśnia jeden z tych
jego pięknych uśmiechów. Popatrzył na nią roziskrzonymi oczami i wrócił do
swoich obowiązków. Ona weszła do kościoła i pomodliła się za nim. O wszystko,
co było mu potrzebne na ten czas. Przy okazji rozważyła kilka nie dających jej
spokoju sytuacji z ostatnich dni i doszła do wniosku, że potrzebuje spowiedzi.
Ale po francusku… nie było szans. Musiała poczekać na powrót do Niemiec, tam
miała znajomego polskiego księdza.
Kiedy
wyszła, Paddy’ego nie było już na scenie, ale umówili się już wcześniej, że nie
ma jak spotkać się przed samym koncertem i miała sobie pójść na kawę albo coś w
tym stylu. Siedziała więc w ogródku kawiarni, chłonąc leniwą, niedzielną
atmosferę, sącząc mrożoną kawę i skubiąc croissanta, jednym okiem rzucając na
gazetę, którą miała akurat przy sobie. Zadzwoniła do rodziców, zaraz potem do
niej zadzwonił kolega, były chłopak, z którym udało im się utrzymać naprawdę
fajną, przyjacielską relacją. Był bardzo zdziwiony, że jest we Francji i trochę
nad tym ubolewał, bo uwielbiał ten kraj, a dawno w nim nie był. Powiedziała mu
bez problemu z kim tam jest i w jakich okolicznościach, i wtedy dopiero był
zdziwiony… Zaszokowany wręcz, bo znał ją dobrze, całą jej historię, więc wątek
miłości do Paddy’ego-idola z jej wczesnej młodości nie był mu obcy. Stwierdził,
że to jest naprawdę niesamowita historia i miała wrażenie, że naprawdę szczerze
się ucieszył. Kiedy tylko skończyli rozmawiać, podszedł do niej obcy mężczyzna
z bukietem małych, czerwonych różyczek. Na zdziwienie w jej oczach odpowiedział
pół-angielszczyzną:
- I am only a
messenger. – brzmiało to oczywiście: mesążeh.
Uśmiechnął się szeroko, chcąc nadrobić braki językowe i wręczając jej bukiet. –
Informacja jest w karteczce. – dodał, wskazując na bilecik.
Ona też uśmiechnęła
się, rozbrojona akcentem. Uwielbiała angielski Francuzów. Mogła ich słuchać z
prawie takim samym zachwytem jak brytyjskiego RP. Podziękowała grzecznie i
wydobyła karteczkę z „informacją”. Był na niej tylko rysunek długopisem
przedstawiający dziewczynę w długich włosach trzymającą w ręce kwiatek, a kilka
kroków przed nią szedł przodem do niej chłopak z naręczem róż, sypiąc je jej
pod nogi. Przesłodki… Pod spodem, w rogu, był podpis: „P.”. Magda odruchowo
podniosła głowę i rozejrzała się dookoła, ale nawet „posłaniec” zniknął już z
jej pola widzenia, nikogo innego oprócz kilku przechodniów w wieku emerytalnym
nie mogła dostrzec. A już wyobraziła sobie tego buziaka w ramach podziękowań…
Wyjęła telefon i napisała: ‘Sooo cute… I’ll thank you later. ;)’. ‘Can’t wait :)’ – niemal natychmiast przyszła
odpowiedź.
Na koncercie Paddy był już w
zupełnie niezłej formie, tryskał energią i humorem, a uśmiech nie schodził mu z
twarzy. Lista piosenek była nieco inna niż na koncerty w klubach, nie było
przerwy w środku i w ogóle jakoś tak szybko zleciało. Chyba nie tylko jej, bo
bisował trzy razy, publiczność nie chciała się z nim rozstać. Magda patrzyła z
rozrzewnieniem na babcie zapatrzone w niego jak w obrazek. Paddy znów dość
sporo mówił, ale tym razem prawie wyłącznie po francusku, więc mogła się
jedynie „dużo domyślać”. Potem udzielał jeszcze wywiadu dla jakiejś katolickiej
telewizji we Francji. Nie udało mu się też umknąć grupie dziewczyn, która
czaiła się w pobliżu i pobiegła za nim, jak tylko pożegnał się z dziennikarką.
Magda przeszła się w umówione miejsce, z którego mieli ją zabrać, mocząc po
drodze kwiatki w fontannie, żeby przetrwały jakoś. W sklepie po drodze znalazła
nawet butelkę wody mineralnej z szerszym korkiem, więc połową zawartości
podzieliła się z różyczkami, wsadzając je w nią jak do wazonu.
Pięknie romantycznie kwiaty to najlepszy przyjaciel kobiety brawo Paddy za pomysłowość 😍 i znów krok bliżej do szczęścia 💖 on wie jak rozmiękczyć kobiece serce.
OdpowiedzUsuń