It could be you…
Najedzeni aż do przesady, pożegnali
Svena myśląc o jakimś ciągu dalszym, chociaż tak naprawdę nie bardzo mieli siłę
na kolejną atrakcję wieczoru. Było jednak tak ciepło, a oni bardziej niż spać
chcieli być ze sobą. Stwierdzili, że może po prostu pójdą spacerkiem w stronę
hotelu. Był ulokowany na obrzeżach miasta, więc dawało im to sporo czasu na
nacieszenie się sobą.
- Jesteś szczęśliwy,
Paddy? – zapytała nagle.
- Ale… w jakim sensie?
– był lekko zaskoczony takim kalibrem.
- W ogólnym. Czy
budzisz się rano z myślą: ‘Wow, kolejny wspaniały dzień mojego super-życia’,
czy raczej ciągle czekasz, aż to życie zacznie być super? Upraszczam strasznie,
ale wiesz, o co mi chodzi.
- Długi czas czekałem.
Ciągle brakowało mi czegoś, nawet wtedy kiedy z pozoru miałem aż nadmiar.
Zresztą, tę część mojej historii znasz. A później, odkąd znalazłem Boga,
zmieniła mi się perspektywa i przestałem patrzeć na braki jak na coś złego.
Wierzyłem, że one są mi potrzebne i potem zawsze się okazywało, że były. I tak,
jestem szczęśliwy, dopóki jestem blisko Niego i biorę to, co ma dla mnie.
Chociaż czasem wydaje mi się, że więcej szczęścia dałoby coś innego, to szybko
rezygnuję z pójścia za tym, bo już nie raz zaprowadziło mnie to do ściany. Ale
wiesz… Już nie pamiętam, kiedy zastanawiałem się ostatnio, czy jest dobrze czy
nie w moim życiu, bo prostu nie musiałem. Tak naturalnie było. Odkąd… -
zastanowił się chwilę. – Odkąd poznałem ciebie… - sam wyglądał na trochę
zaskoczonego taką konkluzją.
Popatrzył na nią, a że
wpatrywała się w niego, słuchając jak urzeczona, ich spojrzenia natychmiast się
spotkały. Szybko jednak odwrócili wzrok, jakby bojąc się pójść za daleko.
- A Ty? – zapytał
teraz Paddy.
- Czy jestem
szczęśliwa?
- Mhm.
- Ja miałam odwrotnie.
Zanim weszłam w bliższą relację z Bogiem wydawało mi się, że jestem szczęśliwa,
bo wszystko układało się po mojej myśli. I nie czekałam na żadne rewolucyjne
zmiany, raczej na realizowanie się kolejnych etapów tamtego życia. Ale kiedy
okazało się, że ta „moja myśl” nie tylko nie daje mi szczęścia, ale wręcz mnie
przeraża, trzeba było sporo pozmieniać – ale to też znasz. No i później zaczęło
się jedno wielkie czekanie, aż Pan Bóg mnie i wszystko w moim życiu przemieni –
i wtedy będę już mogła być szczęśliwa. Tylko, że to jakoś nie następowało.
Jasne, On mnie przemieniał i przemienia cały czas, ale inaczej niż tego
oczekiwałam. I teraz uczę się nie czekać właśnie, tylko taka jaka jestem
dzisiaj, w tym, w czym dzisiaj jestem, być szczęśliwa i wdzięczna. I działać. I
właśnie dziś po południu doszłam do wniosku, że od pewnego czasu to jest o
wiele łatwiejsze, jakby samo się działo. Wiesz, od kiedy… - popatrzyła na niego
nieśmiało.
- Nie wiem. –
uśmiechnął się z przekorą.
- Odkąd jesteś w moim
„dzisiaj”.
Popatrzył na nią tak…
Że nie trzeba było już nic dodawać. Po chwili przyciągnął ją mocno do siebie,
drugą rękę wplótł w jej włosy i …
- Mag, nawet nie
wiesz, jakie to dla mnie ważne, że to mówisz. – powiedział w czubek jej głowy.
- Ja prawie przez cały czas wahałem się, czy cię aż tak namawiać na ten wyjazd.
Nie miałem pojęcia, czy ci się spodoba, czy nie będziesz musiała za chwilę
wracać, bo jednak się nie zaaklimatyzujesz.
- Wiesz, że gdybyś był
chociaż trochę mniej zdecydowany w namawianiu mnie, nigdy nie podjęłabym tej
decyzji? Potrzebowałam twojej pewności, bo swojej miałam bardzo niewiele.
- Wiem.
- Ale skąd ty
właściwie brałeś tę pewność?
- Nie wiem. To był
impuls, wtedy, w Medjugorie, byłem przekonany, że pomysł jest genialny, kiedy
tak słuchałem, jak mówiłaś o zastoju w swoim życiu, o braku pomysłu na „co
dalej”. Sam nie raz byłem w takim punkcie i właśnie zmiany dawały najlepsze
owoce. Potem miałem wątpliwości, czy to nie jest zbyt pochopne, ryzykowne, w
sumie mało się znaliśmy. Ale kiedy pytałem Tatę, utwierdzał mnie, że nad
wszystkim czuwa.
- Pytałeś Tatę? –
zapytała zachwycona.
- A ty nie? –
odpowiedział pytaniem, szczerze zdziwiony.
- Widzisz, ja pytałam
„Boga”. Może dlatego ciągle Mu nie dowierzałam. Kwestia zażyłości i ufności.
- Może. – uśmiechnął
się. – Ale też widziałaś, że tak cię prowadzi?
- No, tak mi się
wydawało, ale miałam nieustające wątpliwości… Dziękuję ci. Dziękuję, że Mu
wierzysz.
- Mag…
Wtuliła się w niego
tak mocno, jak tylko się dało. Słyszała, jak bije jego serce i jak jej własne
tętno zgrywa się z jego. On głaskał ją po włosach, co jakiś muskając je ustami.
Oderwała się od niego niechętnie po długiej chwili.
- Chodźmy, Skarbie. –
zadrżała. Naprawdę to powiedział. Naprawdę tak ją nazwał. ‘Baby’. Zauważył jej
reakcję, zatrzymał się i pocałował. Tak, że znów wszystko zawirowało jej przed
oczami.
- Chodźmy. – szepnęła
tuż przy jego ustach.
O jejku jak pięknie z Bogiem w sercu 💖 cudownie się czyta twoje opowiadanie
OdpowiedzUsuń