niedziela, 6 kwietnia 2014

3.


…What a lucky girl…

 Otworzyła oczy i razem z tym ruchem poczuła, jak po każdym zakamarku jej osoby rozlewa się łagodna, kojąca fala szczęścia. Wczorajszy czas spędzony z Paddy’m był źródłem tego samopoczucia. Wiedziała, że powinna tego źródła upatrywać zupełnie gdzie indziej, że składając na niego odpowiedzialność za swoje szczęście, strasznie ryzykuje. On jest tylko człowiekiem. I to też poranionym i po różnych przejściach. Z drugiej strony wiedziała, że przecież jest blisko Boga. I nie będzie sam wybierał się w żadne relacje, tylko zostawiał Jemu prowadzenie i wszelkie decyzje. Jeśli i ona tak Mu zaufa… Nie będzie się bała tego ryzyka…

Z zamyślenia wyrwał ją sms: „Dzień dobry! Jesteś moją pierwszą myślą dzisiaj. A właściwie dzieloną z Tym, który jest zawsze Pierwszy :). Miłego poranka ;)” Uwielbiała go za to. Szczerze, zawsze spójnie i przejrzyście. Ona sama często się gubiła. Brnęła w rejony, w których nie było nic dobrego i z których zawsze Bóg ją potem wyciągał. Wahała się, wątpiła. On też miewał słabsze chwile, ale jego zdecydowanie i prostolinijność były jej tak bardzo potrzebne. „Dziękuję. Ty też jesteś wśród moich pierwszych :) Miłego… wszystkiego :).”

Wyszła do pracy w idealnym nastroju. Pierwszy raz nie bała się. Niczego i o nic. Miała to wszystko wypisane na twarzy, bo kursanci uśmiechali się do niej jakoś więcej niż zwykle, zajęcia przebiegały płynnie i sprawnie, kończyły się wręcz za szybko. Mało bywało takich dni w pracy z ludźmi, gdzie każdy przynosi ze sobą do klasy swoje zmęczenie, problemy, zniechęcenie. Dzisiaj jakby wszyscy wnieśli radość. Kapiący za oknem deszcz i ciężkie chmury na niebie nie były w stanie tego zaburzyć. Miała tyle energii i chęci do działania, że przygotowała sobie wszystkie materiały do zajęć na cały tydzień, co zapewniało jej wolne wieczory. Tak, na wszelki wypadek… Nigdy tak nie robiła, zawsze gorączkowo szykowała wszystko na ostatnią chwilę, wściekła na siebie za złą organizację.

W drodze powrotnej zawibrował jej telefon. Paddy.
- Hej, co robisz?
- Wracam dopiero z pracy, jestem w połowie drogi. A Ty?
- Ja mam jeszcze sporo roboty na dzisiaj, ale zastanawiam się, czy mógłbym wpaść na chwilę wieczorem. Chciałbym o czymś pogadać.
- OK… - chyba zabrzmiała niepewnie, bo Paddy zaraz dodał:
- Nie, to nic strasznego, ale za to dość pilne. To jak? Koło 20:00?
- Jasne. Będę czekać. Będziesz głodny?
- Oczywiście!
Wstąpiła po drodze na zakupy planując, co zrobi na kolację. Już mnóstwo razy spędzali czas w ten sposób, ale teraz czuła lekkie podekscytowanie. Coś się przecież zmieniło. Postawiła na sałatkę Cezar, która była niezawodnym punktem w jej menu, Paddy też ją lubił. Pomyślała o białym winie… Ale przecież miał wpaść tylko na chwilę. Pewnie przyjedzie samochodem. Na wszelki wypadek włożyła jedno do koszyka. Nie wiadomo, czy rozmowa się nie przedłuży…


„Ogarnęła” mieszkanie, poprawiła makijaż, przebrała się w swobodniejsze ciuchy. Czekała. Przysłowiowe motylki w brzuchu odstawiały swój taniec na każdą myśl o nim. A że myśli było sporo, w ogóle nie była głodna. Przygotowała tylko wszystko, żeby było gotowe na jego przyjście. Włączyła muzykę, nie jego tym razem. Coś klasycznego, w tle. Nie mogła przecież skupić się na żadnych treściach. Zdała sobie sprawę, że snuje się z kąta w kąt, wyczekując dzwonka. Zwariowała. 

1 komentarz:

  1. Motylki w brzuchu jak ja uwielbiam taki stan i to czekanie ta ekscytacja to jest piękne uczucie 💖

    OdpowiedzUsuń