czwartek, 12 czerwca 2014

43.


All together, let me see you move…

Niedzielę zaczęli od wycieczki rowerowej pod miasto, możliwej dzięki Carli, która ochoczo pożyczyła Magdzie P. swój rower. Najpierw podjechali na Mszę do małego kościółka, odprawianą oczywiście po niemiecku ku niezadowoleniu Magdy P., a potem spędzili trochę czasu spacerując wśród ruin zamku, podziwiając panoramę okolicy z jego najwyższego punktu, żeby w końcu rozłożyć się na trawie na piknik. W międzyczasie zadzwoniła Patricia z pytaniem, czy nie mają ochoty na rodzinne popołudnie, bo Dennis spełnia się w kuchni i zaprasza na obiad. Paddy przekazał dziewczynom propozycję z pytającym spojrzeniem, na co energicznie pokiwały głowami. Posiedzieli jeszcze trochę na świeżym powietrzu, było ciepło i pachniało liśćmi w ten charakterystyczny sposób, który zapowiada, że niedługo zaczną spadać z drzew… Opowiedzieli Magdzie P. o planowanej wycieczce do Irlandii i potem do Polski. Ta ożywiła się bardzo, twierdząc że będzie okazja do rewanżu za ten weekend i już teraz zastanawiając się, co będą mogły pokazać Paddy’emu w ich mieście. Paddy co prawda był już w nim kilka razy, ale nigdy nie zwiedzał go z perspektywy mieszkańca. Cieszył się z entuzjazmu Magdy P. Kiedy później zostali na chwilę sami, bo ta musiała coś pilnie dokończyć na komputerze i wysłać, więc zostawili ją u Magdy i podjechali do mieszkania Paddy’ego, żeby mógł się przebrać, powiedział:
- Chyba zostałem zaakceptowany.
- O, to mało powiedziane. – uśmiechnęła się, dała mu buzi w policzek i wtuliła się w niego mocno. – Stęskniłam się. – dodała.
- Ja też. – szepnął. W towarzystwie innych ludzi starali się nie „kleić” do siebie przez cały czas. Okazywali sobie czułość na bardziej delikatne sposoby. Po prawie trzech dniach jednak samej takiej „delikatności” zdali sobie sprawę, że to trochę za mało…
- Jesteście jak siostry.
- Wiem. Co prawda nie wiem, jak to jest mieć siostrę, ale jesteśmy naprawdę blisko.
- Blisko, mówisz…? – mruknął i przyciągnął ją jeszcze mocniej do siebie, patrząc w oczy z zawadiackim spojrzeniem. Roześmiała się. Przejechał kciukiem po jej ustach, aż poczuła ukłucia tysiąca drobnych igiełek, rozchodzących się po całym ciele. Przygryzła dolną wargę, po czym pocałowała go z całą namiętnością, skumulowaną w niej od tych paru dni. Nie przerywając pocałunku, wziął ją na ręce i przeniósł na sofę. Spędzili tam długą chwilę, przytulając się i całując. Magda zaczęła zdejmować z niego koszulkę, a na jego zdziwione spojrzenie odpowiedziała:
- No co? Przecież miałeś się przebrać…
Uśmiechnął się i powiedział:
- Acha, więc ty mi po prostu pomagasz?
- Oczywiście. A o czym myślałeś? – powiedziała, głaszcząc go po nagich plecach i przesuwając ustami po klatce piersiowej, nie mogąc nasycić się jego zapachem i smakiem jego skóry… Opamiętała się po chwili i spojrzała na niego. Miał zamknięte oczy i wydawał się być niesamowicie skupiony na wrażeniach, jakich mu dostarczała. Wróciła do jego ust.
- Kochanie… - szepnęła, gdy niechętnie oderwała się od nich. – Musimy wracać.
Pokiwał głową, nadal z zamkniętymi oczami. Wtulała się w jego plecy, kiedy prasował sobie koszulę, a potem przed lustrem, kiedy próbował zrobić coś z włosami.
- Babe? – zwrócił się do niej.
- Hmm? – zabrzmiało gdzieś między jego łopatkami.
- Muszę się ubrać… - uśmiechnął się i złapał za ręce, obejmujące go ciągle w pasie, a potem obrócił twarzą do siebie. Popatrzyła na niego z miną dziecka, któremu ktoś wyrwał ulubioną zabawkę… - Mag, uwierz mi… Resztkami sił bronię się przed tym, żeby nie zanieść cię natychmiast do sypialni i zapomnieć o wszystkim na dłuuugą chwilę…
- Jak długą?
- Jakieś… trzy dni. – cmoknął ją szybko w usta. Jego wargi były gorące, czuła ten palący dotyk długo po tym, jak ustał.

            Wyszli wreszcie. Zadzwoniła do Magdy P. z pytaniem, czy już skończyła, na co ta stwierdziła, że nie tylko skończyła, ale nawet zdążyła się już przebrać i spakować, żeby nie musieć tracić na to czasu później.
- Ok, my będziemy za pięć minut. Trochę nam zeszło, przepraszam.
- Nie ma problemu. Przydała mi się taka chwila tylko dla siebie. Wam pewnie też. - zaśmiała się.
- Tak, bardzo. Na prasowanie koszuli i układanie włosów. – westchnęła. Magda P. roześmiała się. – No widzisz. Tyle rzeczy można robić razem.
- Bardzo śmieszne. – spojrzała na Paddy’ego, który oczywiście nic nie rozumiał. Popatrzył na nią pytająco. Machnęła ręką, bagatelizując temat.

Chwilę potem Magda biegała po swoim mieszkaniu, próbując szybko doprowadzić się do porządku po jeździe na rowerze i sofie Paddy’ego, a właściciel sofy tłumaczył w tym czasie jej przyjaciółce, jak łapać jakieś tam chwyty na gitarze i czym się różni jeden rodzaj bicia od drugiego. Magda P. od niedawna zawzięcie trenowała grę na tym instrumencie, więc parę profesjonalnych wskazówek było jej bardzo na rękę. Dosłownie i w przenośni.
- Co, chcesz być lepsza od Dawida? – powiedziała do niej Magda po angielsku. Tamta parsknęła śmiechem w połowie wywodu Paddy’ego o płynnym przechodzeniu między czymś tam. Popatrzył na nie obie z pobłażaniem.
- Skąd wiedziałaś? – odpowiedziała Magdzie, po czym zwróciła się do Paddy’ego: - Mały palec przechodzi gdzie?
- Nigdzie! Puszczasz go tylko. Dawid dobrze gra? – zwrócił się do niej, unosząc znacząco brwi.
- Świetnie! – odezwała się Magda. – A jeszcze lepiej śpiewa! – znów parsknęły śmiechem. Biedny Paddy nie miał szans za nimi nadążyć. To były ich „wewnętrzne” hasła, powiązane z konkretnymi sytuacjami, i trudno byłoby wytłumaczyć komukolwiek, co właściwie jest w tym śmiesznego.
- Przepraszam cię, Paddy, to naprawdę beznadziejnie głupie… Dawid śpiewa dobrze, tylko tak… powiedzmy: charakterystycznie. – znów szybki porozumiewawczy uśmiech między Magdami. – A gra, no cóż – lepiej od Magdy, a taki stan rzeczy źle wpływa na jej ambicję.
- O, ale za to pewnie tak dobrze na jego, że ja bym ci radził przy nim pozostać. – powiedział Paddy tonem eksperta w dziedzinie.

- Coś w tym może być. – przytaknęła Magda P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz