piątek, 13 czerwca 2014

47.


You’re gonna show that you’re a little star tonight…

            Drugiego popołudnia w Cork lało naprawdę mocno, więc w pewnym momencie poddali się i schronili w pobliskim pubie. Dwa Guinnessy później stwierdzili, że właściwie to mają już dość zwiedzania i mogą przecież po prostu pożyć irlandzkim życiem. Tym bardziej, że obok nich rozkładał się już zespół zamierzający uświetnić im to życie muzyką na żywo. Paddy nie wytrzymał długo i w pierwszym możliwym momencie zagadał do nich, po czym dosiadł się i grał z nimi na wszystkim, co w danej chwili było dostępne, najwięcej na harmonijce ustnej, bo mieli ich kilka. Wraz z kolejnymi wypijanymi Guinnessami komitywa w zespole była coraz większa, a co druga piosenka była dedykowana Magdzie albo bardziej ogólnie: dziewczynom z Polski… Magda miała tylko nadzieję, że nie ma tam jakimś cudem żadnej fanki, która ich uwieczni telefonem i zrobi aferę w Internecie… Paddy wydawał się zupełnie o takim zagrożeniu nie pamiętać.

Parę razy ogarnęło ją wzruszenie, bo kochała irlandzką muzykę, a niektóre piosenki, mówiące w tak prosty sposób o miłości lub opowiadające czyjąś historię, zwyczajnie chwytały za serce. Tym bardziej, jeśli para najpiękniejszych oczu na świecie wpatrywała się w nią podczas śpiewania, wyrażając to, o czym była mowa w tekście… W którymś momencie sama wyjęła telefon i nagrała ich dyskretnie, wydzierających się akurat: ‘And I love her so… I wouldn’t trade her for gold…’ Potem długo jeszcze siedzieli z ludźmi z zespołu, rozmawiając o życiu, co z taką ilością procentów we krwi wychodziło wszystkim doskonale. Wymienili się z Paddy’m kontaktami, planując zrobienie czegoś razem w przyszłości i rozstali się niemal ze łzami w oczach.

       Paddy był tak pijany, że śpiewał całą drogę powrotną, uwieszony na Magdzie, która nie dość, że sama nie była najtrzeźwiejsza, to jeszcze zataczała się ze śmiechu. Na szczęście nie musieli iść przez centrum miasta, tylko polną drogą, a ich B&B był usytuowany na uboczu. W połowie drogi stwierdził, że musi zrobić siku i to ‘now’, więc nakierowała go tylko ze środka ścieżki bardziej w bok i dziękowała Bogu, że wokół nich jest głucha cisza i ciemność…
- A czemu ty się tak śmiejesz? Ze mnie? – wybełkotał, kiedy już skończył i ruszyli dalej.
- Nie, nie, tak po prostu, jest mi wesoło. – parsknęła.
Cudem dotarli na miejsce. Zajęło im to dwa razy dłużej niż wcześniej, a pod koniec drogi Paddy dostał czkawki i właśnie taki zaprezentował się recepcjonistce, która z wyrozumiałym uśmiechem przyjęła przepraszający Magdy i oczywiście nie skomentowała, że śpiewał nieco zbyt głośno jak na tą porę… Kiedy pokonali jakoś schody na piętro, na szczęście pierwsze, i weszli do pokoju, tak, jak stał, położył się na łóżku, twarzą w poduszkę, co chociaż trochę stłumiło śpiew, którego, w jego wykonaniu, Magda miała dość po raz pierwszy w życiu.
- O nie. Najpierw idziesz do łazienki. Umyj chociaż ręce. – zarządziła.
- Ok, baby. – powiedział posłusznie i ruszył, zrzucając z siebie po drodze kurtkę.
- Umyłem też zęby. – wygłosił za dwie minuty, bardzo z siebie dumny. – Przytulisz mnie? – zapytał, stojąc w koszuli zapiętej tylko na dwa środkowe guziki.
- A nie będziesz już śpiewał? – jego mina miała pewnie wyrazić zdziwienie, ale ciężko było to tak do końca stwierdzić, bo jego mimika żyła chwilowo własnym życiem.
- A to już nie lubisz, jak śpiewam? – zapytał.
- Lubię. Ale bardziej mi się podobało jakieś cztery Guinnessy temu.
Przetwarzał informację.
- Ooo, przecież ja nie jestem pijany!
- Nie, nie, skądże. Tak tylko mówię, dla wyjaśnienia. – nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Przytuliła go w końcu.
- A kochasz mnie tak samo? – rozczuliło ją to pytanie, mimo wszystko.
- Tak, skarbie. Kocham cię bardzo.
- To dobrze. Ja ciebie też kocham bardzo.
- Wiem. To dobrze. – uśmiechnęła się do niego. – A teraz idziemy spać, co? Chcesz się przebrać w piżamę?
Przytaknął. Górną część mu ubrała, z dolną musiał radzić sobie sam, ale tego jakimś dziwnym trafem był świadomy. Wyszedł nawet z powrotem do łazienki.

Magda też zmyła tylko makijaż i umyła zęby, prysznic zostawiając na rano. Jak mają śmierdzieć, to razem. Paddy w tym czasie zasnął już kamiennym snem, uwalony na swoim łóżku jak zwłoki. Wyciągnęła spod niego kołdrę i przykryła go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz