niedziela, 29 czerwca 2014

64.


Conversion, Mass, the Sacraments and pray…

Przestraszyła się trochę. Kto o tej porze czatował w samochodzie? Ciekawość jednak zwyciężyła i zamiast, jak chciała to zrobić w pierwszej chwili, ruszyć pędem do wejścia, nie rozglądając się, obróciła się i spojrzała w tamtą stronę. Torba wypadła jej z rąk i na moment zastygła w miejscu. „Paddy?” – powiedziała bezgłośnie. Nie minął nawet JEDEN tydzień, co on tutaj robił? On kiwał głową i uśmiechał się swoim reprezentacyjnym uśmiechem.
- Co ty tutaj robisz? – odzyskała głos i podbiegła do niego.
- Szkoda, że nie włączyłaś telefonu. Przyjechałbym po ciebie na lotnisko. A tak nie miałem pojęcia o której przylatujesz…
- Przepraszam, faktycznie nie włączyłam… Nawet nie przyszło mi to do głowy, bo byłam zbyt pochłonięta tymi rekolekcjami…
- To chyba były udane, co?
- Bardzo! Ale zaraz – to jak długo ty tu na mnie czekasz?
- Yyyy… no trochę już czekam… - uśmiechnął się. Ani śladu irytacji. Jego rekolekcje najwyraźniej też były udane… - Tak ze cztery godziny gdzieś.
- Co?! Paddy, przecież musisz być wykończony… Dzisiaj przyjechałeś?
- Tak, ale tylko na chwilę.
Nic już nie rozumiała.
- Jak to na chwilę?
- Po ciebie.
W jej oczach stały dwa ogromne znaki zapytania.
- Wiesz co? Zorganizujmy się. – zaproponował Paddy. – Najpierw mnie przywitasz – przydałby się jakiś nice hug... Całowanie się mile widziane. Potem pozbieramy z ulicy twoje bagaże, które wypadły ci z rąk na mój widok. – uchylił się ciosu łokciem w brzuch. – A potem pójdziemy do ciebie i wszystko ci wyjaśnię. Ok?
- Dobry plan. – powiedziała.
- To realizujemy! – złapał ją i obrócił w powietrzu. Potem przeszedł do punktu drugiego i pocałował ją z tą swoją delikatnością, która powodowała, że grunt usuwał jej się spod nóg, zawsze tak samo. Zapomnieli na moment o pozostałych punktach programu…

Dotarli na górę i zaczęli robić herbatę, nie zastanawiając się za bardzo nad porą. Paddy opowiadał:
- Rozmawiałem z ojcem Jean-Pierre. Był kiedyś moim kierownikiem duchowym. Teraz przez te parę dni stwierdził, że wracamy do tego i mogę z nim rozmawiać o każdej porze dnia i nocy. No i właśnie wczoraj zebrałem się na taką konkretną rozmowę, o wszystkim. Na jej koniec stwierdził, że przemodli to i da mi znać, co wymyślił. I złapał mnie dzisiaj rano, i powiedział, że mam spadać i nie wracać bez ciebie. – uśmiechnął się.
- Co?? – zapytała Magda z niedowierzaniem.
- No! Że już dość się tam nasiedziałem w samotności, a skoro teraz mam narzeczoną, to mamy razem się nawracać i razem przez wszystko przechodzić.
- Wow… Musimy się jeszcze dużo nauczyć…
- Właśnie. I słuchaj – najlepsze jest to, że tam będzie w tym tygodniu brat, który zajmuje się na co dzień terapią małżeńską i powiedział, że zrobi nam indywidualny kurs przedmałżeński, jeśli chcemy. Potem tylko będziemy musieli pojechać na podsumowanie z innymi parami, żeby się podzielić doświadczeniem, wiesz, o co chodzi. No i co o tym myślisz?
- Paddy, to brzmi rewelacyjnie!!! A w jakim języku mówi ten brat?
- Po angielsku! Michael pochodzi ze Stanów, więc nie ma problemu w tej kwestii. Widzisz, jak to dobrze mieć znajomości w „branży”?
- Fantastycznie… Tylko… jest inny mały problem.
- Jaki? – zdziwił się Paddy.
- Praca. Muszę jutro do niej iść. Dzisiaj właściwie…
- No tak, o tym nie pomyślałem… Ale na pewno jest jakieś wyjście…
- Zajęcia zaczynam o 12:00. Pójdę tam z samego rana i zapytam, czy da się zorganizować zastępstwo na ten tydzień. Zazwyczaj nie ma z tym problemu, sama często biorę czyjeś grupy. Ale gdyby się nie udało tak od razu, to jutro zostałabym w pracy, a pojechalibyśmy dopiero na wtorek?
- Jasne. Ale może się uda? – Paddy był pełen optymizmu.
- A brałeś pod uwagę jakieś spanie w międzyczasie?
- Jeszcze nie, ale zaraz wezmę. Ja przecież nie muszę się nawet pakować, wszystko zostało tam.


            Pojechał do siebie, a Magda spakowała się jeszcze, bo gdyby wszystko poszło po ich myśli z jej urlopem, mieli ruszyć od razu, rano. Miała tyle energii, że w ogóle nie chciało jej się spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz