czwartek, 12 czerwca 2014

44.


There’s no one like you, you’re my dream come true…

U Patricii była jeszcze Kira z Angelo, Maite z Florentem i Barby. Wszyscy przywitali się z nimi bardzo miło, śmiali się z imion Magd i pytali, czy to popularne imię w Polsce, potem zastanawiali się, dlaczego nie jest popularne w angielskim, skoro biblijna Magdalena brzmi w tym języku niemal tak samo… Zaraz potem zeszło na imię Jezus, które w kilku krajach jest normalnie nadawane dzieciom… I rozmowa toczyła się gładko i naturalnie. Potem dziewczyny pomogły Patricii przynieść z kuchni przystawki, bo daniem głównym zajmował się Dennis i nie pozwalał, żeby ktokolwiek wchodził mu w paradę. Dzieciaki dopadły „wujka Paddy’ego” i uwiesiły się z każdej jego strony, wykrzykując tysiąc różnych pomysłów na zabawę na sekundę. Magdzie aż oczy się zaszkliły na ten widok, co nie uszło uwadze Barby, która przesłała jej pełne zrozumienia spojrzenie i ciepły uśmiech. Magda P. wdała się w rozmowę z Maite o flamenco, bo obie były entuzjastkami tego tańca, a Kira poprosiła Magdę o potrzymanie na kolanach małego Joey’a, podczas gdy ona karmiła go jakąś mało apetyczną papką.
- Boże, czuję się jak w domu, jak u jakiejś własnej, może trochę dalszej rodziny. – szepnęła Magda P. przyjaciółce, kiedy już sprzątały ze stołu.
- No widzisz, a wczoraj pytałaś, jak ja się wśród nich czuję. To teraz już sama wiesz.
- Są tacy normalni i otwarci, że aż się chce do nich przylgnąć…
- No właśnie. Zawsze tak to sobie wyobrażałam… I teraz to mam… Wiesz, jaka jestem szczęśliwa?
- Wiem. Widzę. – uśmiechnęła się.  – Pamiętaj o tym, kiedy dopadną cię wątpliwości.
- Jakie wątpliwości? – zdziwiła się Magda.
- Oj, no wiesz. Różnie to bywa.

            Potem Angelo wyciągnął Paddy’ego na chwilę do studia, żeby skonsultować z nim gitary do jakiejś piosenki, Dennis degustował z Florentem wina przywiezione przez tego pierwszego z wakacji we Francji, a dziewczyny… gadały. O swoich mężczyznach najpierw, ale potem na jeszcze mnóstwo innych tematów, od urodzinowej sukienki Magdy, przez obrazy Barby, po duchowość ignacjańską. Zrobiło się naprawdę późno, Magda P. miała samolot za dwie godziny, a musiały jeszcze dotrzeć na lotnisko. Magda zbiegła więc na dół do studia, gdzie chłopaki znajdowali się w równoległym, ale jednak innym świecie, w słuchawkach na uszach i z instrumentami w rękach.
- Paddy, muszę odwieźć Magdę na lotnisko.
Spojrzał na nią niezbyt przytomnie.
- Ok, już się zbieram.
- Jeśli jeszcze nie skończyliście, to mogę odwieźć ją sama, a potem zdzwonimy się, co z samochodem.
- Naprawdę, nie masz z tym problemu? – Angelo popatrzył w tym momencie lekko zaniepokojony na Paddy’ego.
- Z czym? – nie zrozumiała Magda.
- No, że… - w tym momencie Paddy dostrzegł spojrzenie brata. – A, nieważne. Jeśli tak, to super, masz tu kluczyki, dokumenty są w mojej kurtce. Jedźcie szczęśliwie. Pójdę tylko pożegnać się z Magdą. – przypomniało mu się.


Uścisnęli się na pożegnanie, wymienili zapewnieniami o wzajemnej sympatii, Magda P. przypomniała o wycieczce okolico-znawczej jak już Paddy przyjedzie do Polski. Pożegnały się z resztą towarzystwa i pojechały do mieszkania Magdy po bagaż, a potem już prosto na lotnisko. Po drodze zdążyły omówić wszystkie wrażenia, przemyślenia, a nawet różne irracjonalne lęki, co do których były pewne, że nie ma sensu zagłębianie się  w nie. Pożegnały się z poczuciem, że to był naprawdę dobry czas i że chętnie to powtórzą, może już we czwórkę, z Dawidem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz