środa, 18 czerwca 2014

53.


I will be your man, you will be my woman…

            Zabrnęli aż do klifów. Przez te rozmowy podziwianie widoków zeszło na dalszy plan… Przypięli rowery, zjedli coś w jedynej chyba na całej wyspie knajpce i zrobili zdjęcie swoich splecionych dłoni, z Magdy z pierścionkiem na wierzchu, po czym wysłali paru bliskim osobom, nie mogąc się już doczekać, żeby się podzielić radosną nowiną. Najlepiej reagowały siostry Paddy’ego: specjalnie przesiadł się koło Magdy, żeby mogła słyszeć ich ‘Oh my God! Oh my God! You did it! I’m so happy for you!’… Tłumaczył, że będą miały okazję pogratulować mu osobiście, jak już wrócą do Niemiec. Pisk Magdy P. był równie imponujący, co entuzjazm Maite i Patricii, za to nie wiedziała, czy powinna w taki sam sposób dać znać rodzicom… Znali Paddy’ego na razie tylko z jej opowieści i widoku jego twarzy na ekranie komputera, kiedy rozmawiała z nimi przez Skype’a… W końcu jednak wysłała im zdjęcie z notatką, że to news z ostatniej chwili, ale oznajmią im też wszystko osobiście. Oddzwonili zaraz, zaskoczeni, ale oczywiście szczęśliwi, tata żartując, że on tak łatwo córki nie wyda, najpierw  musi sobie z tym „Pedim” porozmawiać. Dziękowała Bogu, że „Pedi” nie rozumie ani słowa po polsku, a angielski taty nadawał się co prawda do ewentualnego pytania o drogę, ale do rozmów o zaręczynach niekoniecznie…

            Zapierający dech w piersiach widok klifów towarzyszył im w trakcie tych rozmów. Potem zeszli na jeszcze przyjemniejszy temat: ślubu. Paddy nie miał żadnej potrzeby odwlekania go jakoś bardzo długo – tyle po prostu, ile było potrzeba, żeby wszystko zorganizować. Wyznaczyli sobie roboczą datę na sierpień, czyli za niecały rok. Brzmiało bajecznie. Paddy nie miał parcia na jakieś konkretne miejsce: był skłonny jechać z całą familią do Polski, jeśli Magda tak to sobie wymarzyła, a równie dobrze czułby się we Francji albo w Irlandii. Stwierdzili, ze zastanowią się nad kilkoma miejscami, obejrzą je i zdecydują. Kościół, z którym Magda czuła się najbardziej związana był oczywiście w Polsce, ale ci bracia kapucyni, na których obecności na jej ślubie jej zależało, byli rozproszeni po różnych miejscach. Sam budynek mogła więc odpuścić.

            Reszta pobytu w Irlandii została przyćmiona faktem zaręczyn. Spędzili oczywiście cudowny czas w Dublinie i jego okolicach, ale bardziej niż na oglądanych miejscach, skupieni byli na sobie, zakochani tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Ciągle też omawiali jakieś szczegóły związane z przygotowaniami do ślubu. Promienieli szczęściem, obcy ludzie uśmiechali się do nich na ulicach, tak byli piękni od tej wewnętrznej radości.

            Zrobili gigantyczne zakupy, Magda koniecznie chciała przywieźć jakiś drobiazg wszystkim swoim bliskim, wiedziała też, że butelka whiskey będzie mile widziana przy takiej okazji w jej rodzinnym domu, a jeszcze lepiej: dwie. Musieli zrobić dopłatę za nadbagaż…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz