I will be
your man, you will be my woman…
Zabrnęli aż do klifów. Przez te rozmowy
podziwianie widoków zeszło na dalszy plan… Przypięli rowery, zjedli coś w
jedynej chyba na całej wyspie knajpce i zrobili zdjęcie swoich splecionych
dłoni, z Magdy z pierścionkiem na wierzchu, po czym wysłali paru bliskim
osobom, nie mogąc się już doczekać, żeby się podzielić radosną nowiną. Najlepiej
reagowały siostry Paddy’ego: specjalnie przesiadł się koło Magdy, żeby mogła
słyszeć ich ‘Oh my God! Oh my God! You did it! I’m so happy
for you!’… Tłumaczył, że będą miały okazję pogratulować mu osobiście, jak już
wrócą do Niemiec. Pisk
Magdy P. był równie imponujący, co entuzjazm Maite i Patricii, za to nie
wiedziała, czy powinna w taki sam sposób dać znać rodzicom… Znali Paddy’ego na
razie tylko z jej opowieści i widoku jego twarzy na ekranie komputera, kiedy
rozmawiała z nimi przez Skype’a… W końcu jednak wysłała im zdjęcie z notatką,
że to news z ostatniej chwili, ale oznajmią im też wszystko osobiście. Oddzwonili
zaraz, zaskoczeni, ale oczywiście szczęśliwi, tata żartując, że on tak łatwo
córki nie wyda, najpierw musi sobie z
tym „Pedim” porozmawiać. Dziękowała Bogu, że „Pedi” nie rozumie ani słowa po
polsku, a angielski taty nadawał się co prawda do ewentualnego pytania o drogę,
ale do rozmów o zaręczynach niekoniecznie…
Zapierający dech w piersiach widok
klifów towarzyszył im w trakcie tych rozmów. Potem zeszli na jeszcze
przyjemniejszy temat: ślubu. Paddy nie miał żadnej potrzeby odwlekania go jakoś
bardzo długo – tyle po prostu, ile było potrzeba, żeby wszystko zorganizować.
Wyznaczyli sobie roboczą datę na sierpień, czyli za niecały rok. Brzmiało
bajecznie. Paddy nie miał parcia na jakieś konkretne miejsce: był skłonny
jechać z całą familią do Polski, jeśli Magda tak to sobie wymarzyła, a równie
dobrze czułby się we Francji albo w Irlandii. Stwierdzili, ze zastanowią się nad
kilkoma miejscami, obejrzą je i zdecydują. Kościół, z którym Magda czuła się
najbardziej związana był oczywiście w Polsce, ale ci bracia kapucyni, na
których obecności na jej ślubie jej zależało, byli rozproszeni po różnych miejscach.
Sam budynek mogła więc odpuścić.
Reszta pobytu w Irlandii została
przyćmiona faktem zaręczyn. Spędzili oczywiście cudowny czas w Dublinie i jego
okolicach, ale bardziej niż na oglądanych miejscach, skupieni byli na sobie,
zakochani tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Ciągle też omawiali jakieś szczegóły
związane z przygotowaniami do ślubu. Promienieli szczęściem, obcy ludzie
uśmiechali się do nich na ulicach, tak byli piękni od tej wewnętrznej radości.
Zrobili gigantyczne zakupy, Magda
koniecznie chciała przywieźć jakiś drobiazg wszystkim swoim bliskim, wiedziała
też, że butelka whiskey będzie mile widziana przy takiej okazji w jej rodzinnym
domu, a jeszcze lepiej: dwie. Musieli zrobić dopłatę za nadbagaż…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz