czwartek, 12 czerwca 2014

41.


Everybody get into the mood…

Tego dnia miała naprawdę świetny humor. Została pochwalona w pracy za dobre efekty, za czym poszła podwyżka jej stawek godzinowych. Dostała też zlecenie na tłumaczenia, a że wcześniejsze, które robiła, były dobrze przyjęte, miała nadzieję na większy ruch w tej dziedzinie. To była praca idealna, bo mogła ją wykonywać gdziekolwiek – wystarczał laptop. Często robiła je z Paddy’m – w studiu albo w domu, kiedy on tworzył coś swojego albo malował. Tak więc rozpierała ją radość, a do tego właśnie dziś przyjeżdżała do niej na cały weekend jej przyjaciółka, też Magda (z czego bardzo cieszył się Paddy, że nie będzie musiał zapamiętywać jakiegoś skomplikowanego imienia). Szła na zakupy, żeby przygotować coś dobrego do jedzenia i uzupełnić zapasy wina. Miała ją odebrać z lotniska o 20:00, potem w planie była kolacja we trójkę – z Paddy’m, żeby mogli się wreszcie poznać, no i pewnie cała noc nadrabiania zaległości w rozmowach… Zwiedzanie i inne atrakcje turystyczne mieli zacząć w sobotę – jakimś bardzo późnym rankiem.

            O 19:00 wyszła z domu, Paddy pożyczył jej swój samochód, żeby nie musiała tłuc się taksówkami. Dotarła na lotnisko chwilę wcześniej i jak się okazało – całe szczęście, bo Magdy samolot też wylądował przed czasem i dzięki temu żadna nie musiała czekać. Wyściskały się na powitanie, robiąc hałas na pół hali, a potem jedna przez drugą obsypywały się komplementami na temat pozytywnych zmian w wyglądzie każdej. Cóż, wyglądały dobrze obie – wreszcie szczęśliwe w relacjach, o których zawsze marzyły, i kwitnące od robienia w pracy tego, co lubią.

            Całą drogę do domu planowały co będą robić przez weekend, przekomarzały się na temat angielskiego Magdy P. – ta uprzedzała, że będzie odzywać się do Paddy’ego tylko wtedy, kiedy jego Magdy nie będzie w pobliżu. Od zawsze P. wypominała Magdzie jej nauczycielskie zacięcie i robie krzywych min, kiedy słyszała błąd czy nie taki akcent, co oczywiście było mocno przekoloryzowane, ale jednak anegdotek na ten temat Magda P. produkowała sporo.

Na miejscu jedna Magda poszła się odświeżyć, a druga zniknęła w kuchni, szykując carbonarę. Paddy miał się pojawić lada moment. Zdążyły razem nakryć do stołu, wygłupiając się przy muzyce lecącej w tle i pijąc wino na dobry początek, kiedy brzęknął dzwonek i Magda pobiegła otworzyć.
- Cześć. – przywitał ją uśmiechnięty Paddy szybkim buziakiem w usta i spojrzeniem od którego, po raz niewiadomo który, ugięły jej się nogi.  Jej mina wywołała jeszcze szerszy uśmiech na jego twarzy, ale odwrócił swoją uwagę w stronę Magdy P.
- Hi, I’m Paddy. I’m so happy to finally meet you. – wyszczerzył się do niej i uścisnął jej dłoń. – Oh. – mruknął zdziwiony siłą jej uścisku.
- Nice to meet you too. I’m Magda. – odpowiedziała i zerknęła niepewnie w stronę przyjaciółki. Ta wywróciła oczami i westchnęła teatralnie. Nie zamierzała za każdym razem zapewniać jej, że nie jest w pracy i nie ma najmniejszej ochoty skupiać się na czyichś błędach, których zresztą nie było...

Na szczęście Paddy zaraz zagadał ją na wspólny temat: malowania, farb, projektowania... Niepostrzeżenie więc rozgadała się i wszelkie blokady zniknęły. Przy trzecim kieliszku białego Chardonnay opowiadała już w najlepsze kompromitujące je obie historie sprzed paru lat, nie zważając na jakiekolwiek błędy w akcencie… Bawili się świetnie. Pod koniec drugiej butelki Paddy spasował twierdząc, że ktoś musi być kierowcą na drugi dzień, za to wpadła z niezapowiedzianą wizytą Carla. Chciała się wycofać, widząc, że wbiła się w środek „imprezy”, ale nie miała na to szans. Paddy odgrzał jej pozostały makaron, sam dojadł to, co nie zmieściło się na jej talerzu, wyjaśnił Magdzie P. na czym polega fenomen wielojęzycznej komunikacji z sąsiadką, po czym stwierdził, że nie ma dla niego miejsca w tym sfeminizowanym towarzystwie. Otworzył im jeszcze kolejną butelkę, pozbierał brudne talerze ze stołu i powkładał do zmywarki, wyciągnął pościel dla Magdy P.… Dziewczyny obserwowały to, podśmiewując się i komentując po polsku. Paddy też się śmiał, że mogłyby chociaż trochę udawać, że nie mówią o nim.
- Ideał. No po prostu – ideał. – pełnym przekonania i lekko tylko bełkotliwym tonem oceniła Magda P. wybranka przyjaciółki.
- Nie zaprzeczę. – kiwnęła ta głową z taką mocą, że aż coś strzeliło jej w karku, co spowodowało kolejny atak szaleńczego śmiechu…
Nabijały się z niej z Carlą, aż poszła „obrażona” do Paddy’ego, pożegnać go w przedpokoju.
- Paddy, one się śmieją ze mnie. – poskarżyła się i potknęła, wpadając na niego.
- Babe, you’re so drunk… - powiedział tylko ze śmiechem przytrzymując ją mocno. – Tylko nie wybierajcie się już nigdzie dzisiaj.
- O, ja idę z tobą. – mruknęła Magda w jego ramię.
- Bardzo mi miło, ale nie tym razem. Masz gości, zapomniałaś? – Paddy prawie pękał ze śmiechu. – Pa, skarbie, zadzwonię rano. Bawcie się dobrze.

Magda niechętnie, ale wypuściła go w końcu i zatrzasnęła drzwi z głośnym hukiem. Wróciła do swoich towarzyszek, z których jedna majstrowała coś przy komputerze, szukając piosenki, którą koniecznie musi teraz usłyszeć, a druga przeglądała zdjęcia w komórce Magdy, komentując coś do siebie po czesku… 

2 komentarze:

  1. Hahaha! Uwielbiam taki części, że ktoś podchmielony robi śmieszne sytuacje. No ale cóż... Na dzisiaj koniec... Pozdrawiam Autorkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. A dziękuję, też pozdrawiam :):)

    OdpowiedzUsuń