Should I fall
behind, wait for me…
Podjechał
po Magdę 2 godziny później, wykąpany i w świeżych ciuchach. Oparł się o
samochód i czekał, aż wyjdzie. Ona tymczasem została sama w klasie, po
zajęciach, siedząc w bezruchu przy biurku. Ten dzień był straszny. Udawało jej
się skupić myśli na pracy tylko na krótkie chwile, a pomiędzy nimi ogarniało ją
to okropne uczucie niepewności połączonej z bólem i truło jak najgorsze
toksyny. Wiedziała, że Paddy pewnie już na nią czeka, ale nie była przekonana,
czy zniesie kolejny raz to jego rozbiegane spojrzenie i zamyślanie się co
chwilę… Zebrała się jednak. Wyszła powolnym krokiem, mając wrażenie, jakby
każda jej noga ważyła tonę. On stał sobie, oparty o samochód, jak gdyby nigdy
nic. Na jej widok zerwał się i podszedł.
- Cześć, skarbie. –
Zamierzał dać jej buziaka w policzek, ale wycofał się, czując bijący od niej
chłód.
- Cześć. –
odpowiedziała, nie patrząc na niego. Na co on właściwie liczył? Że rzuci mu się
w ramiona i powie: „Zapomnijmy o wszystkim!”?
Wsiedli do samochodu.
Widziała, że jest z nim lepiej, że rozmowa z Angelo chyba dużo mu dała, bo
wydawał się taki… normalny.
- Gdzie jedziemy? –
zapytała.
- Do mnie? Zamówimy
sobie coś do jedzenia, pogadamy… Może być?
Kiwnęła potakująco
głową.
- Jak tam w pracy? –
zagadał. Aż zbyt zwyczajnie.
- Ciężko. – mruknęła.
Zamilkł.
Dojechali na miejsce, weszli do
mieszkania. Wszystko w milczeniu. Paddy wspomniał coś o wodzie i poszedł do
kuchni, Magda stanęła przy oknie w salonie. Kolejny, zwykły dzień ich życia.
Tylko dlaczego tak cholernie różny od pozostałych? Spojrzała na kartki
rozrzucone na parapecie, zabazgrane pismem Paddy’ego. Na niektórych, oprócz
słów były chwyty na gitarę. Piosenki. Kusiło ją, żeby spojrzeć na teksty, ale w
porę się opamiętała – przecież to tak, jak czytanie jego pamiętnika czy listów.
Poza tym trochę się bała tego, co może tam wyczytać… Usłyszała, że wszedł do
pokoju. Postawił szklanki na stole i podszedł do niej. Stanął za nią i objął
ramionami. Mechanicznie położyła ręce na jego dłoniach, ale cofnęła je po
chwili. Westchnął ciężko.
- Jesteś głodna?
Pokręciła przecząco
głową.
- Mag, proszę cię, mów
do mnie, nie bądź taka… Nie mogę tego znieść.
- Przykro mi. Nie
potrafię inaczej.
- Kochanie…
Przepraszam cię, wiem, że to wszystko moja wina… Ale przecież z mojej strony
nic się nie zmieniło, nic nie zrobiłem…
- Ale chciałeś.
Zwątpiłeś w nas. Wziąłeś pod uwagę drobną zmianę personalną w składzie bliskich
ci osób. Masz rację, to rzeczywiście nic. – ironizowała.
- To nieprawda! Ani
przez moment tak nie myślałem!
- To o czym myślałeś?!
Jak by to było być jednocześnie ze mną i z nią?! – znowu wyprowadził ją
równowagi. Nie było to trudne w jej stanie emocjonalnym, utrzymującym się od
wczoraj na poziomie krytycznym.
- Skarbie, proszę…
Posłuchaj mnie. – złapał ją za ramiona. – Nie wspominajmy więcej o niej. Nie ma
tematu. Ona nie istnieje dla mnie. Liczysz się tylko ty. Nigdy więcej nie
odbiorę od niej telefonu i nie spotkam się z nią, jeśli tego chcesz.
- Jeśli ja tego chcę?!
Ja?! A czego ty chcesz, do cholery?! Paddy, czy ty siebie słyszysz?! „Nie ma
tematu, ale najchętniej pobiegłbym na spotkanie z nią jak na skrzydłach,
zamiast użerać się z rozhisteryzowaną narzeczoną”!
- Mag, przesadzasz…
Znasz mnie przecież, ja…
- Tak, właśnie… -
przerwała mu. - Znam cię. Bardzo dobrze. I widzę każdą zmianę w twoim
spojrzeniu, w wyrazie twoich oczu, słyszę każde drgnienie w tonie twojego
głosu. Wiem, kiedy jesteś ze mną w 100%. Zawsze byłeś. Aż do wczoraj. Nie mów
mi więc, że tylko ja się liczę, bo od wczoraj liczy się też trochę Joelle. –
jej własny ton zrobił się dziwnie spokojny. Niezdrowo spokojny.
- Tak, ale nie w taki
sposób, jak myślisz! Proszę cię, daj mi wytłumaczyć…
- A czy ty już wiesz,
co chcesz mi tłumaczyć? Sam już wiesz, o co chodzi? Wczoraj nie miałeś pojęcia.
- Mag, masz rację
tylko częściowo. Tak, Joelle w jakiś sposób się liczy, i tak, wczoraj nie
wiedziałem do końca o co mi chodzi. Ale to wszystko nie tak, jak myślisz!
- A jak?!
- Ani przez moment nie
zwątpiłem w to, że chcę być z tobą. Przecież kocham cię tak bardzo… Chcę się z
tobą ożenić… kochanie… - przerwał na moment i patrzył jej w oczy tak szczerze,
że miała pewność, że to spojrzenie wypływa z głębi jego serca. Trochę zmiękła.
Ale tylko trochę. – Tamto nie ma nic wspólnego z nami, to jest jakby… Nie wiem
nawet, jak to nazwać. Mam jakąś dziwną satysfakcję z tego, że wtedy nie miałem
u niej szans, a teraz sama dzwoni do mnie i szuka kontaktu. Wiem, że to jest
żałosne, płytkie… Ale w jakiś sposób mnie to ucieszyło. Ja wtedy strasznie
przeżyłem to odrzucenie. Nie miałem pojęcia, że zostawiło we mnie aż taki ślad.
Przez lata nie byłem go świadomy. Rozumiesz mnie chociaż trochę? – zapytał
przejęty, całym sobą chcąc, żeby tak było.
Rozumiała. Co nie
zmieniało faktu, że bolało ją bardzo to, że jemu zależało na zainteresowaniu
innej kobiety. Mimo tych wszystkich „łagodzących” wyjaśnień. Powinno mu to
zwisać, czy jej zależy na szukaniu kontaktu z nim, czy nie. Nie miała siły
tłumaczyć mu tego.
- Częściowo to
rozumiem. Ale to i tak nie jest cała prawda…
- Jak to nie?
- Założę się, że
zastanawiasz się, dlaczego zadzwoniła akurat teraz. Jeszcze przed naszym
ślubem. I na pewno przeszło ci przez głowę, jakby to było z nią być. Wtedy tego
chciałeś. Teraz być może mógłbyś mieć.
Teraz
on zamilkł. Wiedział, że najlepiej dla ich związku byłoby, gdyby zaprzeczył,
gdyby się tego wszystkiego wyparł. Ale wtedy okłamałby ją. Rzeczywiście, znała
go doskonale. Chyba nawet lepiej, niż on sam. I kochała go, przyjmowała całego,
takim jakim jest. Dopóki był jej. Patrzył na nią z miną zbitego psa. Nie mogła
znieść tego spojrzenia. Odwróciła głowę i zasłoniła oczy ręką. Na niewiele się
to zdało, po jej policzkach i tak za chwilę popłynęły strumienie łez. Wyszła
stamtąd i zamknęła się w łazience. Myślała, że zaraz pęknie jej serce. Tak
bardzo go kochała… Był tak bardzo jej… Nie mogła znieść, że teraz dzieli się
nim w jakikolwiek sposób z nią. Zabijało ją to. A myśl, że miałaby się z nim
rozstać sprawiała, że robiło się jej słabo. Bez niego już nie istniała. Nie
miała po co. Kiedy to się stało? Kiedy jej hierarchia wartości tak się
zaburzyła? Pewnie z każdą chwilą zbliżania się do Paddy’ego, Bóg pomału
zmieniał miejsce na drugie. Teraz Paddy był jej bogiem, to dzięki niemu chciało
jej się żyć, śmiać, pracować, marzyć… Doskonale wiedziała, że to nie ta
kolejność. Że takie szczęście trwa tylko do czasu. Może to był właśnie ten
czas…?
Usłyszała
pukanie do drzwi.
- Mag, wszystko w
porządku? Proszę, wyjdź już stamtąd.
Wyszła. Popatrzyła na
niego w miarę ze spokojem.
- Pójdę już. To nie ma
sensu.
- Co nie ma sensu?
Gdzie chcesz pójść, Magda! Porozmawiajmy!
- Od wczoraj
rozmawiamy i kręcimy się w kółko. Ja już nie mogę. Dopóki tego nie poukładasz,
nie określisz się do końca, daj mi spokój.
- Jak to mam dać ci
spokój, o czym ty w ogóle mówisz?
- O tym, że nie mogę
być teraz z tobą. – jej dość pewny i spokojny głos zaczął się łamać. – Zabija
mnie to, rozumiesz?
- Proszę cię, nie rób
tego…
- Odezwij się, jak już
się określisz.
- Mag, teraz naprawdę
histeryzujesz. Przesadzasz. Proszę, usiądź. Nie wychodź.
- Nie mogę. Nie mogę
zostać i patrzeć, jak się wahasz, jak rozważasz, co masz zrobić…
- Przestań! Wiem, co
mam zrobić! Na pewno nie pozwolę ci odejść!
Wzięła swoją torbę i
kurtkę i skierowała się w stronę wyjścia.
- Magda, błagam… Nie
wychodź teraz… - usłyszała, jak teraz jego głos się łamie. Zatrzymała się wpół
kroku. Poczekała chwilę. Podeszła do niego i przytuliła go.
- Nie mogę teraz
zostać. Kocham cię.
- To zostań.
Płakał. Trzymał ją
kurczowo w ramionach. Drżał cały. Pękła.
- Skarbie, przecież nie
odchodzę od ciebie. Poukładaj sobie to wszystko. Przemyśl, przemódl. Spotkaj
się z nią. Potrzebujesz tego. Ja po prostu nie mogę być z tobą, kiedy jesteś w
jakiś sposób rozdarty mnie mną a nią. W jakikolwiek. Chyba nic nigdy tak mnie
nie bolało…
- Przepraszam. –
szepnął.
Pocałowała go w głowę.
Podniósł twarz i spojrzał na nią. Pocałowali się. Jego usta były słone od łez.
- Zaczekaj na mnie.
- Będę czekać. –
obiecała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz