wtorek, 24 czerwca 2014

60.


Should I fall behind, wait for me…

Podjechał po Magdę 2 godziny później, wykąpany i w świeżych ciuchach. Oparł się o samochód i czekał, aż wyjdzie. Ona tymczasem została sama w klasie, po zajęciach, siedząc w bezruchu przy biurku. Ten dzień był straszny. Udawało jej się skupić myśli na pracy tylko na krótkie chwile, a pomiędzy nimi ogarniało ją to okropne uczucie niepewności połączonej z bólem i truło jak najgorsze toksyny. Wiedziała, że Paddy pewnie już na nią czeka, ale nie była przekonana, czy zniesie kolejny raz to jego rozbiegane spojrzenie i zamyślanie się co chwilę… Zebrała się jednak. Wyszła powolnym krokiem, mając wrażenie, jakby każda jej noga ważyła tonę. On stał sobie, oparty o samochód, jak gdyby nigdy nic. Na jej widok zerwał się i podszedł.
- Cześć, skarbie. – Zamierzał dać jej buziaka w policzek, ale wycofał się, czując bijący od niej chłód.
- Cześć. – odpowiedziała, nie patrząc na niego. Na co on właściwie liczył? Że rzuci mu się w ramiona i powie: „Zapomnijmy o wszystkim!”?
Wsiedli do samochodu. Widziała, że jest z nim lepiej, że rozmowa z Angelo chyba dużo mu dała, bo wydawał się taki… normalny.
- Gdzie jedziemy? – zapytała.
- Do mnie? Zamówimy sobie coś do jedzenia, pogadamy… Może być?
Kiwnęła potakująco głową.
- Jak tam w pracy? – zagadał. Aż zbyt zwyczajnie.
- Ciężko. – mruknęła. Zamilkł.

            Dojechali na miejsce, weszli do mieszkania. Wszystko w milczeniu. Paddy wspomniał coś o wodzie i poszedł do kuchni, Magda stanęła przy oknie w salonie. Kolejny, zwykły dzień ich życia. Tylko dlaczego tak cholernie różny od pozostałych? Spojrzała na kartki rozrzucone na parapecie, zabazgrane pismem Paddy’ego. Na niektórych, oprócz słów były chwyty na gitarę. Piosenki. Kusiło ją, żeby spojrzeć na teksty, ale w porę się opamiętała – przecież to tak, jak czytanie jego pamiętnika czy listów. Poza tym trochę się bała tego, co może tam wyczytać… Usłyszała, że wszedł do pokoju. Postawił szklanki na stole i podszedł do niej. Stanął za nią i objął ramionami. Mechanicznie położyła ręce na jego dłoniach, ale cofnęła je po chwili. Westchnął ciężko.
- Jesteś głodna?
Pokręciła przecząco głową.
- Mag, proszę cię, mów do mnie, nie bądź taka… Nie mogę tego znieść.
- Przykro mi. Nie potrafię inaczej.
- Kochanie… Przepraszam cię, wiem, że to wszystko moja wina… Ale przecież z mojej strony nic się nie zmieniło, nic nie zrobiłem…
- Ale chciałeś. Zwątpiłeś w nas. Wziąłeś pod uwagę drobną zmianę personalną w składzie bliskich ci osób. Masz rację, to rzeczywiście nic. – ironizowała.
- To nieprawda! Ani przez moment tak nie myślałem!
- To o czym myślałeś?! Jak by to było być jednocześnie ze mną i z nią?! – znowu wyprowadził ją równowagi. Nie było to trudne w jej stanie emocjonalnym, utrzymującym się od wczoraj na poziomie krytycznym.
- Skarbie, proszę… Posłuchaj mnie. – złapał ją za ramiona. – Nie wspominajmy więcej o niej. Nie ma tematu. Ona nie istnieje dla mnie. Liczysz się tylko ty. Nigdy więcej nie odbiorę od niej telefonu i nie spotkam się z nią, jeśli tego chcesz.
- Jeśli ja tego chcę?! Ja?! A czego ty chcesz, do cholery?! Paddy, czy ty siebie słyszysz?! „Nie ma tematu, ale najchętniej pobiegłbym na spotkanie z nią jak na skrzydłach, zamiast użerać się z rozhisteryzowaną narzeczoną”!
- Mag, przesadzasz… Znasz mnie przecież, ja…
- Tak, właśnie… - przerwała mu. - Znam cię. Bardzo dobrze. I widzę każdą zmianę w twoim spojrzeniu, w wyrazie twoich oczu, słyszę każde drgnienie w tonie twojego głosu. Wiem, kiedy jesteś ze mną w 100%. Zawsze byłeś. Aż do wczoraj. Nie mów mi więc, że tylko ja się liczę, bo od wczoraj liczy się też trochę Joelle. – jej własny ton zrobił się dziwnie spokojny. Niezdrowo spokojny.
- Tak, ale nie w taki sposób, jak myślisz! Proszę cię, daj mi wytłumaczyć…
- A czy ty już wiesz, co chcesz mi tłumaczyć? Sam już wiesz, o co chodzi? Wczoraj nie miałeś pojęcia.
- Mag, masz rację tylko częściowo. Tak, Joelle w jakiś sposób się liczy, i tak, wczoraj nie wiedziałem do końca o co mi chodzi. Ale to wszystko nie tak, jak myślisz!
- A jak?!
- Ani przez moment nie zwątpiłem w to, że chcę być z tobą. Przecież kocham cię tak bardzo… Chcę się z tobą ożenić… kochanie… - przerwał na moment i patrzył jej w oczy tak szczerze, że miała pewność, że to spojrzenie wypływa z głębi jego serca. Trochę zmiękła. Ale tylko trochę. – Tamto nie ma nic wspólnego z nami, to jest jakby… Nie wiem nawet, jak to nazwać. Mam jakąś dziwną satysfakcję z tego, że wtedy nie miałem u niej szans, a teraz sama dzwoni do mnie i szuka kontaktu. Wiem, że to jest żałosne, płytkie… Ale w jakiś sposób mnie to ucieszyło. Ja wtedy strasznie przeżyłem to odrzucenie. Nie miałem pojęcia, że zostawiło we mnie aż taki ślad. Przez lata nie byłem go świadomy. Rozumiesz mnie chociaż trochę? – zapytał przejęty, całym sobą chcąc, żeby tak było.

Rozumiała. Co nie zmieniało faktu, że bolało ją bardzo to, że jemu zależało na zainteresowaniu innej kobiety. Mimo tych wszystkich „łagodzących” wyjaśnień. Powinno mu to zwisać, czy jej zależy na szukaniu kontaktu z nim, czy nie. Nie miała siły tłumaczyć mu tego.
- Częściowo to rozumiem. Ale to i tak nie jest cała prawda…
- Jak to nie?
- Założę się, że zastanawiasz się, dlaczego zadzwoniła akurat teraz. Jeszcze przed naszym ślubem. I na pewno przeszło ci przez głowę, jakby to było z nią być. Wtedy tego chciałeś. Teraz być może mógłbyś mieć.
Teraz on zamilkł. Wiedział, że najlepiej dla ich związku byłoby, gdyby zaprzeczył, gdyby się tego wszystkiego wyparł. Ale wtedy okłamałby ją. Rzeczywiście, znała go doskonale. Chyba nawet lepiej, niż on sam. I kochała go, przyjmowała całego, takim jakim jest. Dopóki był jej. Patrzył na nią z miną zbitego psa. Nie mogła znieść tego spojrzenia. Odwróciła głowę i zasłoniła oczy ręką. Na niewiele się to zdało, po jej policzkach i tak za chwilę popłynęły strumienie łez. Wyszła stamtąd i zamknęła się w łazience. Myślała, że zaraz pęknie jej serce. Tak bardzo go kochała… Był tak bardzo jej… Nie mogła znieść, że teraz dzieli się nim w jakikolwiek sposób z nią. Zabijało ją to. A myśl, że miałaby się z nim rozstać sprawiała, że robiło się jej słabo. Bez niego już nie istniała. Nie miała po co. Kiedy to się stało? Kiedy jej hierarchia wartości tak się zaburzyła? Pewnie z każdą chwilą zbliżania się do Paddy’ego, Bóg pomału zmieniał miejsce na drugie. Teraz Paddy był jej bogiem, to dzięki niemu chciało jej się żyć, śmiać, pracować, marzyć… Doskonale wiedziała, że to nie ta kolejność. Że takie szczęście trwa tylko do czasu. Może to był właśnie ten czas…?

Usłyszała pukanie do drzwi.
- Mag, wszystko w porządku? Proszę, wyjdź już stamtąd.
Wyszła. Popatrzyła na niego w miarę ze spokojem.
- Pójdę już. To nie ma sensu.
- Co nie ma sensu? Gdzie chcesz pójść, Magda! Porozmawiajmy!
- Od wczoraj rozmawiamy i kręcimy się w kółko. Ja już nie mogę. Dopóki tego nie poukładasz, nie określisz się do końca, daj mi spokój.
- Jak to mam dać ci spokój, o czym ty w ogóle mówisz?
- O tym, że nie mogę być teraz z tobą. – jej dość pewny i spokojny głos zaczął się łamać. – Zabija mnie to, rozumiesz?
- Proszę cię, nie rób tego…
- Odezwij się, jak już się określisz.
- Mag, teraz naprawdę histeryzujesz. Przesadzasz. Proszę, usiądź. Nie wychodź.
- Nie mogę. Nie mogę zostać i patrzeć, jak się wahasz, jak rozważasz, co masz zrobić…
- Przestań! Wiem, co mam zrobić! Na pewno nie pozwolę ci odejść!
Wzięła swoją torbę i kurtkę i skierowała się w stronę wyjścia.
- Magda, błagam… Nie wychodź teraz… - usłyszała, jak teraz jego głos się łamie. Zatrzymała się wpół kroku. Poczekała chwilę. Podeszła do niego i przytuliła go.
- Nie mogę teraz zostać. Kocham cię.
- To zostań.
Płakał. Trzymał ją kurczowo w ramionach. Drżał cały. Pękła.
- Skarbie, przecież nie odchodzę od ciebie. Poukładaj sobie to wszystko. Przemyśl, przemódl. Spotkaj się z nią. Potrzebujesz tego. Ja po prostu nie mogę być z tobą, kiedy jesteś w jakiś sposób rozdarty mnie mną a nią. W jakikolwiek. Chyba nic nigdy tak mnie nie bolało…
- Przepraszam. – szepnął.
Pocałowała go w głowę. Podniósł twarz i spojrzał na nią. Pocałowali się. Jego usta były słone od łez.
- Zaczekaj na mnie.

- Będę czekać. – obiecała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz