So let´s make our steps clear so that
the other may see…
Ochotę
miała jednak tylko na jedno: zobaczyć go albo chociaż usłyszeć. Miała go nie
wiedzieć na pewno „tydzień, może dwa”, a sama przed sobą nie chciała się przyznać,
że drżała ze strachu, że on tam rozezna, że jednak mają się rozstać. Strach był
irracjonalny, powinna się cieszyć, że on szuka pomocy u Boga, że to Jego chce
słuchać. Nawet gdyby wrócił z decyzją o rozstaniu, to byłaby to z pewnością
najlepsza dla nich decyzja… Ale na razie jakoś tego zupełnie nie czuła…
Pomyślała sobie, że gdyby teraz zadzwonił, odebrałaby… Żeby chociaż usłyszeć
jego głos.
Ale nie zadzwonił. Ani tego
wieczoru, ani następnego dnia rano. W ciągu dnia co chwilę zerkała na telefon, wyczekując
choćby smsa. Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że wyjedzie bez słowa… I miała
rację. Kiedy pod wieczór siedziała w kuchni nad ledwo tkniętym jedzeniem,
dostała wiadomość: „Mogę przyjechać do Ciebie? Musimy porozmawiać. Albo chociaż
zadzwonię, jeśli nie chcesz mnie widzieć.” „Chcę cię widzieć. Przyjedź.” –
odpisała mu. Niesamowicie się ucieszyła, że go zobaczy. Czuła też jednak strach
przed tym, co może usłyszeć.
Po 15 minutach był już pod drzwiami.
Otworzyła mu i… nie wiedziała, jak się zachować. Jakby to nie jej własny
narzeczony przekroczył właśnie jej próg, tylko ktoś niemal obcy, z kim relacja
jest jeszcze mocno niedopowiedziana.
- Cześć. – powiedział.
- Cześć, Paddy. –
przywitali się w końcu buziakiem w policzek. Miała ochotę wtulić się w niego i
trwać tak, nie licząc czasu, ale oczywiście nie zrobiła tego. Zdjął kurtkę i
weszli do pokoju. Przyjrzała mu się dyskretnie. Wyglądał normalnie. Może nie
jakoś kwitnąco, ale widać było, że się „ogarnął”. W przeciwieństwie do Magdy.
- Wiem, że słyszałaś
już od Angelo, że jadę do Francji.
- Tak, słyszałam. Na
tydzień?
- Tak, może na dwa.
Zobaczymy.
Pokiwała głową.
- Potrzebuję tego,
wiesz? – dodał wyjaśniająco. – Przez to wszystko zapomniałem zupełnie o
słuchaniu Jego głosu. Tyle się działo… Trzeba przywrócić właściwą hierarchię.
- Wiem. Ja też tego
potrzebuję. Dobrze, że tam jedziesz. Ja też myślę o czymś takim. Może
rekolekcje ignacjańskie. Nie wiem, czy dostanę urlop, ale powalczę.
- To świetny pomysł.
Będę się modlił, żeby się udało.
- Dzięki.
Zamilkli. Magda
chciała zapytać o Joelle, ale nie miała odwagi.
- Spotkałem się z
Joelle. – powiedział sam, patrząc jej w oczy. Poczuła ukłucie w sercu i jakiś
cień przebiegł przez jej twarz.
- I? – zapytała z
trudem.
- Pogadaliśmy o jej
pracy i studiach, potem zapytała mnie o zakon, dlaczego wyszedłem i jak sobie
teraz radzę. Powiedziałem, że wróciłem do grania, koncertów, a wyszedłem, bo
Bóg miał inny pomysł na moje powołanie i że jestem zaręczony. Pogratulowała mi
i pogadaliśmy jeszcze chwilę o jej rodzinie, bo znałem ich kiedyś dość dobrze.
I tyle. – to było właśnie to, o czym mówiła Kira. Opowiadał jej wszystko.
Pominął swoje odczucia tym razem. Akurat teraz, kiedy były bardzo istotne.
- I tyle… - powtórzyła
po nim bez przekonania.
- Tak, Mag. Tyle. Było
miło ją zobaczyć, tak jak miło jest pogadać z dawnymi znajomymi. Pewnie mi nie
uwierzysz, ale przez większość czasu w trakcie tego spotkania myślałem, ile bym
dał za to, żeby to z tobą tam siedzieć przy kawie… Żeby już wszystko było
między nami dobrze…
Pewnie jednak mu
uwierzy… Brzmiało szczerze. Przekonująco.
- A… ona? – dopytała.
- Co ona? – zmrużył
oczy.
- Myślisz, że chodziło
jej tylko o takie zwykłe spotkanie?
- Nie jestem pewien,
Mag… Ale od kiedy powiedziałem jej o nas, nie było mowy o choćby śladzie zachowania
wykraczającego poza przyjacielskie stosunki. Zresztą, to nie ma dla mnie
żadnego znaczenia, o co jej chodziło.
Znowu brzmiał
przekonująco. Albo to ona tak bardzo chciała mu wierzyć, że przyjęłaby to,
jakkolwiek by to nie brzmiało…
Popatrzyli na siebie i
złapali się za ręce. Wreszcie…
- Chodź tu do mnie. –
powiedział cicho i przyciągnął ją do siebie na kanapę. Objął ją ramieniem, a
drugą ręką dotknął jej twarzy i pocałował delikatnie. Zakręciło jej się w
głowie. Tak, jakby to był ich pierwszy pocałunek… Otworzyła na moment oczy i
uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
- What? – zapytał, też
się uśmiechając.
- Ty już dobrze wiesz,
co…
Wiedział. Pocałował ją
więc znowu.
Potem leżeli sobie,
wtuleni w siebie, Paddy bawił się jej włosami. Cała trauma ostatnich dni
uleciała gdzieś. Bez śladu. Dopiero burczenie w brzuchu Paddy’ego sprowadziło
ich na ziemię. Zjedli razem kolację i musiał iść, bo wcześnie rano wyjeżdżał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz