czwartek, 26 czerwca 2014

62.


So let´s make our steps clear so that the other may see…

Ochotę miała jednak tylko na jedno: zobaczyć go albo chociaż usłyszeć. Miała go nie wiedzieć na pewno „tydzień, może dwa”, a sama przed sobą nie chciała się przyznać, że drżała ze strachu, że on tam rozezna, że jednak mają się rozstać. Strach był irracjonalny, powinna się cieszyć, że on szuka pomocy u Boga, że to Jego chce słuchać. Nawet gdyby wrócił z decyzją o rozstaniu, to byłaby to z pewnością najlepsza dla nich decyzja… Ale na razie jakoś tego zupełnie nie czuła… Pomyślała sobie, że gdyby teraz zadzwonił, odebrałaby… Żeby chociaż usłyszeć jego głos.

            Ale nie zadzwonił. Ani tego wieczoru, ani następnego dnia rano. W ciągu dnia co chwilę zerkała na telefon, wyczekując choćby smsa. Jakoś nie chciało jej się wierzyć, że wyjedzie bez słowa… I miała rację. Kiedy pod wieczór siedziała w kuchni nad ledwo tkniętym jedzeniem, dostała wiadomość: „Mogę przyjechać do Ciebie? Musimy porozmawiać. Albo chociaż zadzwonię, jeśli nie chcesz mnie widzieć.” „Chcę cię widzieć. Przyjedź.” – odpisała mu. Niesamowicie się ucieszyła, że go zobaczy. Czuła też jednak strach przed tym, co może usłyszeć.

            Po 15 minutach był już pod drzwiami. Otworzyła mu i… nie wiedziała, jak się zachować. Jakby to nie jej własny narzeczony przekroczył właśnie jej próg, tylko ktoś niemal obcy, z kim relacja jest jeszcze mocno niedopowiedziana.
- Cześć. – powiedział.
- Cześć, Paddy. – przywitali się w końcu buziakiem w policzek. Miała ochotę wtulić się w niego i trwać tak, nie licząc czasu, ale oczywiście nie zrobiła tego. Zdjął kurtkę i weszli do pokoju. Przyjrzała mu się dyskretnie. Wyglądał normalnie. Może nie jakoś kwitnąco, ale widać było, że się „ogarnął”. W przeciwieństwie do Magdy.
- Wiem, że słyszałaś już od Angelo, że jadę do Francji.
- Tak, słyszałam. Na tydzień?
- Tak, może na dwa. Zobaczymy.
Pokiwała głową.
- Potrzebuję tego, wiesz? – dodał wyjaśniająco. – Przez to wszystko zapomniałem zupełnie o słuchaniu Jego głosu. Tyle się działo… Trzeba przywrócić właściwą hierarchię.
- Wiem. Ja też tego potrzebuję. Dobrze, że tam jedziesz. Ja też myślę o czymś takim. Może rekolekcje ignacjańskie. Nie wiem, czy dostanę urlop, ale powalczę.
- To świetny pomysł. Będę się modlił, żeby się udało.
- Dzięki.
Zamilkli. Magda chciała zapytać o Joelle, ale nie miała odwagi.
- Spotkałem się z Joelle. – powiedział sam, patrząc jej w oczy. Poczuła ukłucie w sercu i jakiś cień przebiegł przez jej twarz.
- I? – zapytała z trudem.
- Pogadaliśmy o jej pracy i studiach, potem zapytała mnie o zakon, dlaczego wyszedłem i jak sobie teraz radzę. Powiedziałem, że wróciłem do grania, koncertów, a wyszedłem, bo Bóg miał inny pomysł na moje powołanie i że jestem zaręczony. Pogratulowała mi i pogadaliśmy jeszcze chwilę o jej rodzinie, bo znałem ich kiedyś dość dobrze. I tyle. – to było właśnie to, o czym mówiła Kira. Opowiadał jej wszystko. Pominął swoje odczucia tym razem. Akurat teraz, kiedy były bardzo istotne.
- I tyle… - powtórzyła po nim bez przekonania.
- Tak, Mag. Tyle. Było miło ją zobaczyć, tak jak miło jest pogadać z dawnymi znajomymi. Pewnie mi nie uwierzysz, ale przez większość czasu w trakcie tego spotkania myślałem, ile bym dał za to, żeby to z tobą tam siedzieć przy kawie… Żeby już wszystko było między nami dobrze…
Pewnie jednak mu uwierzy… Brzmiało szczerze. Przekonująco.
- A… ona? – dopytała.
- Co ona? – zmrużył oczy.
- Myślisz, że chodziło jej tylko o takie zwykłe spotkanie?
- Nie jestem pewien, Mag… Ale od kiedy powiedziałem jej o nas, nie było mowy o choćby śladzie zachowania wykraczającego poza przyjacielskie stosunki. Zresztą, to nie ma dla mnie żadnego znaczenia, o co jej chodziło.
Znowu brzmiał przekonująco. Albo to ona tak bardzo chciała mu wierzyć, że przyjęłaby to, jakkolwiek by to nie brzmiało…

Popatrzyli na siebie i złapali się za ręce. Wreszcie…
- Chodź tu do mnie. – powiedział cicho i przyciągnął ją do siebie na kanapę. Objął ją ramieniem, a drugą ręką dotknął jej twarzy i pocałował delikatnie. Zakręciło jej się w głowie. Tak, jakby to był ich pierwszy pocałunek… Otworzyła na moment oczy i uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
- What? – zapytał, też się uśmiechając.
- Ty już dobrze wiesz, co…
Wiedział. Pocałował ją więc znowu.

Potem leżeli sobie, wtuleni w siebie, Paddy bawił się jej włosami. Cała trauma ostatnich dni uleciała gdzieś. Bez śladu. Dopiero burczenie w brzuchu Paddy’ego sprowadziło ich na ziemię. Zjedli razem kolację i musiał iść, bo wcześnie rano wyjeżdżał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz