środa, 4 czerwca 2014

35.


I love as a fool…
           
Dennis pełnił funkcję szofera i podwiózł ich do centrum miasta, pod hotel, który nie wyglądał ani tanio, ani skromnie. Spojrzała pytająco na Paddy’ego, ale on tylko się uśmiechnął. Pożegnali się z Dennisem i wysiedli. Minęli główne wejście i szli w stronę tyłu budynku. Tam Paddy otworzył zupełnie niepozorne drzwi i weszli do korytarza, a z niego do windy. Wjechali na samą górę i wysiedli w pięknej, nowocześnie, ale przytulnie urządzonej restauracji, całej przeszklonej, żeby można było swobodnie podziwiać panoramę miasta. Sympatyczna kelnerka wskazała im ustronne miejsce przy samym oknie, skąd widać było nie tylko miasto, ale i morze…
- I jak? – zapytał Paddy, uśmiechając się szeroko. Cały czas obserwował jej reakcje, więc doskonale wiedział, że jest zachwycona.
- Pięknie… Przepięknie, skąd znasz to miejsce? – patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Szukałem czegoś odpowiedniego i natknąłem się na nie.
- Stolik pewnie też sam wybrałeś?
- Oczywiście. – dotknął jej dłoni, splatając jej palce ze swoimi.
- Jest taka polska piosenka… powtarza się w niej wers „Tu… jestem w niebie”*… Tak się teraz czuję.
- W tym miejscu?
- Też. – rzuciła mu znaczące spojrzenie. Podniósł jej dłoń do ust.
- Bardzo chciałem, żebyś tak właśnie się czuła.
- Zazwyczaj czuję się tak przy tobie.
Poruszyły go jej słowa. Odkrywał w sobie przy niej takiego mężczyznę, którym zawsze chciał być. I ona go w nim widziała.
- To jest dla mnie ogromny komplement. – powiedział.

Magda nie wiedziała już, który widok ma podziwiać – czy ten za oknem, który teraz, przy zachodzie słońca, stał się jeszcze bardziej urzekający, czy ten na wprost siebie – ukochanej twarzy, dwojga zapatrzonych w nią oczu o tak unikatowym kolorze, niesfornych włosów, w które ciągle miała ochotę zagłębiać dłoń. Oba były równie atrakcyjne, ale tylko jeden z nich sprawiał, że jej tętno przyspieszało, a wszystkie zmysły zaczynały żyć własnym życiem. Usta Paddy’ego wędrowały po jej dłoni, palcach, nadgarstku… Nie pomagało jej to skoncentrować się na czymkolwiek innym. Dopiero kelnerka stawiająca przed nimi talerze z jedzeniem i dolewająca im wina przywróciła ich do rzeczywistości.
- A skąd pomysł z sukienką? – zapytała znad sałatki.
- To akurat wyszło zupełnie przypadkowo. Spotkałem raz Patricię na zakupach i pokazała mi ją mówiąc, że jej zdaniem bardzo pasowałaby do ciebie.
- Naprawdę? Patricia pomyślała o czymś takim?
- No tak, ona lubi czasem zabawić się w stylistkę. I kiedy to powiedziała, zaczął mi się układać w głowie cały plan z niespodzianką.
- I plan wypalił. Do ostatniego momentu, w pokoju Alexa, prawie niczego nie podejrzewałam.
- Prawie?  - zmarszczył brwi.
- Myślałam sobie, że może coś zaplanowałeś na ten dzień, ale nie byłam pewna. A na pewno nie spodziewałam się, że to będzie coś na taką skalę.

Zjedli, wypili jeszcze kilka kieliszków wina, którego działanie Magda czuła w sobie dość wyraźnie. Paddy chyba też i stwierdzili, że wystarczy. Wyszli na taras widokowy. Robiło się ciemno i światła miasta rozbłyskały powoli, zmieniając krajobraz na nocny. Stanęła przy barierce, delikatny wietrzyk muskał jej twarz. Paddy wtulił się w nią od tyłu, opierając głowę na jej ramieniu. Głaskała jego dłonie, przesuwając po nich delikatnie opuszkami palców. W odpowiedzi poczuła jego usta na swoim uchu, szyi, ramieniu. Przeszedł ją dreszcz. On od razu to wyczuł i obrócił ją przodem do siebie. Ich usta zjednoczyły się natychmiast w gorącym, dzikim tańcu, jego dłonie raz obejmowały jej ramiona, raz błądziły po plecach, potem czuła je przesuwające się niżej na pupę, aż w końcu zacisnęły się w pięści na materiale jej sukienki, na wysokości bioder. Ona przywarła do niego całą sobą. Westchnął, kiedy jej język przesunął się zmysłowo po jego szyi, tuż przy uchu. Zaczął głaskać ją powolnymi ruchami po plecach, jakby próbując uspokoić szalejące w nich pożądanie. Wiedzieli, że działają na siebie z niesamowitą siłą, że heroicznym prawie wysiłkiem jest nie posunąć się dalej w takich momentach. Pragnęła go tak… Jak jeszcze nigdy nikogo, miała ochotę błagać go, żeby nie przestawał, nie kończył…
On jakby słyszał ten krzyk, bo znowu wpił się w jej usta, jednym ramieniem osłaniając ją od barierki, drugą rękę za to przesuwając w stronę piersi. Kiedy jego palce zacisnęły się na niej, badając jej kształt i miękkość, a ich świadomość ograniczała się do spotęgowanego do ostatnich granic pragnienia bliskości, skrzypnęły drzwi prowadzące na taras i do ich uszu dotarł gwar rozmowy wychodzących na niego ludzi. Odsunęli się od siebie na bezpieczniejszą odległość, a dłonie Paddy’ego złapały teraz Magdę mocno w talii. Popatrzyli sobie w oczy i uśmiechnęli się. Stali w na tyle odosobnionej części tarasu, że pozostali amatorzy pięknych widoków nawet nie zwrócili na nich uwagi.

- Co ty ze mną robisz? – zapytał tonem na pewno nie zniechęcającym do dalszego robienia z nim właśnie tego…
- Ja? – odpowiedziała tonem niewiniątka. – To ty robisz to ze mną…
 Kiedy ich tętna, oddech i kolory na twarzach wróciły do względnej normy, usiedli sobie na ławeczce, a Paddy sięgnął nagle do wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Z tego wszystkiego zapomniałbym o prezencie.
- Jak to o prezencie? Przecież dostałam już tyle prezentów dzisiaj…
- Nie, nie, to była tylko otoczka do prezentu. Proszę.  – podał jej szarą kopertę formatu A5. Zajrzała ciekawie do środka i wyjęła przewodnik „Po najpiękniejszych zakątkach Irlandii”. Serce w niej podskoczyło.
- Mam nadzieję, że domyślasz się, że nie chodzi o przewodnik. – roześmiała się na to wyjaśnienie.
- Tak, domyślam się.
- Byłem u ciebie w pracy. Dokładnie za dwa miesiące możesz dostać dwa tygodnie urlopu. Ja też mam wtedy luźniejszy okres, więc pomyślałem, że jeden z tych tygodni zechcesz spędzić ze mną właśnie w Irlandii, a na drugi może pojedziemy razem do Polski?
Magda milczała. Analizowała, to co właśnie jej powiedział. Pomyślał absolutnie o wszystkim… Pamiętał ich rozmowę o Irlandii sprzed kilku miesięcy – że mimo iż była tam dwukrotnie, ciągle za nią tęskni, a nie ma okazji wrócić. Że kiedy następnym razem poleci do Polski, to już z nim. Wszystko uwzględnił, zgrał i zaplanował.
- Jesteś niesamowity… Mam wrażenie, że obrałeś sobie za cel spełnienie absolutnie wszystkich moich marzeń i zachcianek… - zupełnie nieplanowanie oczy jej się zaszkliły.
- Kochanie… Chcę robić wszystko, żebyś była szczęśliwa. I to jest czysty egoizm, bo jeśli ty jesteś szczęśliwa, ja też jestem. Bardzo jestem z siebie zadowolony, kiedy uda mi się wywołać takie reakcje u ciebie. – mrugnął. – Tak więc, jeśli nie chcesz, żebym chodził smutny, po prostu ciesz się prezentem.
- Co za przewrotna teoria… - roześmiała się.
- Jest w niej więcej prawdy, niż może się wydawać.

Potem zrobili wstępny plan wycieczki do Irlandii, chociaż wiedzieli, że przez te dwa miesiące jeszcze sto razy go zmodyfikują. Były jednak takie miejsca, co do których mieli pewność, że chcą je odwiedzić. Chciała poznać ojczyznę Paddy’ego widzianą jego oczami, on natomiast był ciekawy miejsc, w których była Magda, bo akurat zachodu nie znał za dobrze. Mogli być więc sobie nawzajem przewodnikami.

            Wrócili do swoich mieszkań taksówką. Magda długo nie mogła zasnąć, przypominając sobie wszystkie chwile i słowa, które tego dnia padły. Przez nadmiar wrażeń zupełnie nie „ogarnęła” swojego telefonu, na wyświetlaczu którego widniało teraz mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości. Oddzwoniła do tych, o których wiedziała, że nie śpią i podziękowała za życzenia smsowe. Po chwili napisała jeszcze jedną wiadomość: „Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj. Było idealnie.” Odpisał: „Kocham cię. Dobranoc.”


*Republika „Tu jestem w niebie”

2 komentarze:

  1. O słodki marcepanie! No tę chemię między nimi wyczuwa się na kilometr! JA nie pojmują, jak mogą się w takich chwilach opanować? No nie pojmuję. Ciekawa jestem, jak to się skończy. Coraz bardziej się wkręcam w opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto by nie marzył o takim prezencie 😍 aranżacja przepiękna tylko ktoś o tak wrażliwej duszy mógł by to wymyślić

    OdpowiedzUsuń