Please,
believe me, I need you so…
Kolejny
weekend miał być dla nich pierwszym momentem, kiedy rozstawali się na trochę
dłużej. Magda w piątek wieczorem leciała do Polski, a wracała w nocy z
niedzieli na poniedziałek. Niby nic, ale czuła, jakby miały upłynąć wieki,
zanim znowu go zobaczy. Żegnali się przy samochodzie na parkingu lotniska.
- Daj znać jak
będziesz na miejscu.
- Dam. I w ogóle
zamierzam zadzwonić parę razy. – uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję. Ale
jeśli ci się nie uda, to też zrozumiem – będziesz pewnie cały czas zajęta.
- Pewnie tak. Dwa dni,
a ilość spotkań jak na tydzień co najmniej.
- No właśnie. A ja
będę miał tu pierwszy weekend bez ciebie od… nie pamiętam, kiedy…
- Coś sobie
zorganizujesz.
- Ale będę tęsknił.
Już tęsknię.
- Ja też będę tęsknić,
kochanie… Do zobaczenia niedługo. – pocałowała go i poszła w stronę hali
odlotów. Odwróciła się po paru krokach i pomachała mu. Przesłał jej uroczego
buziaka.
Lot był krótki, więc zleciał jej
błyskawicznie. Na lotnisku czekała jej przyjaciółka. Rozmawiały prawie całą
noc, wymieniając się informacjami i przeżyciami. Większość soboty odwiedzała
znajomych, wieczorem miała Eucharystię ze swoją wspólnotą, za którą też już
bardzo tęskniła, a po niej jechała do rodziców, na resztę weekendu. W każdym
wolnym momencie pisała lub choć na chwilę dzwoniła do Paddy’ego. Malował, więc
też nie narzekał na nudę. A wieczorem miał spotkać się z Joey’em i Angelo.
Rodzice zaprosili na obiad pół
rodziny, wszyscy byli ciekawi tylko jednego, a właściwie dwóch rzeczy: z kim
ona właściwie jest i czy zostanie w Niemczech na stałe. O ile odpowiedź na
pierwsze pytanie sprawiała jej niesamowitą frajdę i mogła opowiadać o Paddy’m i
jego rodzeństwie do znudzenia, o tyle na drugie sama jeszcze odpowiedzi nie
znała. Ucinała więc ją krótko mówiąc, że to za wcześnie, żeby o czymś takim
decydować i zmieniała temat. Pokazywała zdjęcia z Niemiec, Francji, w końcu
nawet z imprezy u Tanji i Joey’a. Nasłuchała się najświeższych lokalnych
plotek, najadła polskich specjałów, całe ich mnóstwo spakowała do zabrania i
właściwie czuła, że już nic więcej nie ma tam do zrobienia. Jasne, było jej
przykro, że znów zostawia najbliższych, ale wiedziała, że jej miejsce na ten
czas jest gdzie indziej. Dawało jej to pokój serca, który było po niej widać, i
który uspokajał jej przyjaciół i rodzinę co do słuszności jej wyborów.
Wsiadała do samolotu z myślą
dominującą nad wszystkimi innymi – że za niecałe dwie godziny go zobaczy.
Uświadomiła sobie przez ten czas bez niego, że jest absolutnie najważniejszym
człowiekiem w jej życiu… Najbliższym. I na którego szczęściu najbardziej jej
zależy…
Ten właśnie człowiek czekał na nią
dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozstali się dwa dni wcześniej, mimo że
była 3:00 w nocy i padał drobny, nieprzyjemnie zimny deszczyk. Oni jednak już z
daleka uśmiechali się do siebie tak promiennie, jakby ani pogoda, ani czas dla
nich nie istniały. Stanęli przed sobą, patrząc sobie wesoło w oczy.
- Cześć. – powiedziała
Magda.
- Cześć. - odpowiedział.
Przez moment jakby
zabrakło im śmiałości, żeby się dotknąć. Ale wystarczyło jedno spojrzenie Magdy
na usta Paddy’ego i zaraz poczuła ich słodycz na swoich.
Po
drodze z lotniska nie rozmawiali dużo, bo pora była taka, że Magdzie oczy
zamykały się same. Odprowadził ją na górę, podpowiedział, co po kolei ma
zrobić, nastawił jej budzik w telefonie… Rejestrowała to wszystko pół
przytomna, ale chłonąca to ciepło i czułość, które biły od niego. Na koniec
wtulił się w nią mocno i wyszeptał do ucha:
- Dobrze mieć cię tu z
powrotem.
- Dobrze, że jesteś.
Tęskniłam tak bardzo… Dziękuję za wszystko.
- Nie dziękuj. Pozwól
mi tylko być dla ciebie.
- Kocham cię.
Paddy zastygł w
bezruchu. Magdzie odeszło nagle całe zmęczenie. Powiedziała mu to odruchowo,
szczerze… Powiedziała, bo tak naprawdę od dłuższego czasu była pewna, że tak
jest. Poruszyła się i spojrzała mu w oczy.
- Kocham cię, Paddy. –
chciała, żeby miał pewność, że ona wie, co mówi. Pogłaskała go po policzku i
pocałowała najdelikatniej, jak umiała. Nie oczekiwała od niego odpowiedzi tym
samym. Wiedziała, że w odpowiednim czasie też to usłyszy. Tymczasem on każdym
gestem, każdym zachowaniem jej to okazywał. Nie musiał nic mówić.
Zamknął
oczy, oparł się czołem o jej czoło i przytulił tak mocno… Głaskała go po
głowie, karku, plecach… Czuła, jak wali mu serce. Wplótł palce w jej włosy,
jakby chciał jeszcze bardziej się z nią zjednoczyć. Słyszał te słowa
wypowiedziane do siebie tyle razy… Tysiące dziewczyn wykrzykiwało je
koncertach, widział je na transparentach, pojawiały się nagle w zwykłych
rozmowach o nowej płycie… Zupełnie bez treści, bez wartości, były wtedy tylko
zlepkiem liter, dźwiękiem. Irytowały go w pewien sposób. Zniewalały. Każdy mógł
go „kochać” i rościć sobie prawa do jego osoby, tak naprawdę zupełnie go nie znając.
Teraz jednak wybrzmiała w nich cała głębia w nich zawarta. I prawda. Był
przekonany, że Magda nie powiedziałaby mu tego pod wpływem chwili, emocji.
Zresztą, pokazała mu, że dokładnie wie, co robi. Schował twarz w jej włosach,
rozkoszując się tym szczęściem, spełnieniem, jakie dawała mu ta deklaracja.
Czuł wolność.
Magda
zauważyła, jak jego tętno się uspokaja, że jego wtulenie się w nią staje się
mniej kurczowe. Palce wyplątały się z włosów i obie dłonie spoczęły na jej
talii. Popatrzyli sobie w oczy.
- Jedź już. Jest
bardzo późno. Spotkamy się jutro.
- Będę czekał na
ciebie. Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- A nie musisz
pracować?
- Nie muszę. Nic się
nie stanie, jak w jeden wieczór zrobimy
sobie wolne.
- Pojedziemy do
ciebie? Jestem strasznie ciekawa, co namalowałeś.
Paddy uśmiechnął się.
- Na razie tylko
zacząłem. Ale dobrze, wszystko ci pokażę.
- To dobranoc.
- Dzień dobry już
niedługo. Słodkich snów.