My
manager and agent constantly on the phone…
Kolejny
dzień zaczął się od wspólnego śniadania w hotelowej restauracji. Był już z nimi
Sven, całkiem miło im się rozmawiało we trójkę. Trochę ich popędzał, bo mieli
jakieś trzy godziny drogi przed sobą i trochę więcej pracy przy rozstawianiu
sprzętu, bo przed nimi występował ktoś inny. Popołudniowe zwiedzanie tym razem
nie wchodziło więc w grę. Magda stwierdziła, że może faktycznie przyjdzie
dopiero na koncert i wejdzie razem ze wszystkimi, żeby siedzieć na widowni, a
po południu pochodzi sobie po sklepach. Czuła też potrzebę pobycia trochę sama
ze sobą – zazwyczaj miała takiego czasu aż nadmiar, tu natomiast ciągle była
wśród ludzi. Potrzebowała uporządkować w sobie trochę wydarzenia ostatnich dni.
Paddy nie miał z tym problemu, cieszył się nawet, że nie będzie się nudzić i że
chce spędzać czas po swojemu.
Zanim
wsiedli do busa, Sven wydrukował Magdzie bilet, z nienajgorszym nawet miejscem.
W drodze Paddy brzdąkał coś na gitarze i notował na kartce, a Magda trochę
czytała, a trochę odpisywała na maile i smsy od znajomych. Było normalnie,
momentami śmiesznie, momentami sennie. Sven puszczał jakieś ciężkie kawałki,
które Magda usiłowała zagłuszyć, zakładając swoje słuchawki na głowę. Nabijali
się z niej, że pewnie Kelly Family. Nie chciało jej się nawet protestować, że
to akurat nieco inne klimaty. I tak nie znali, bo polskie.
Na
miejscu okazało się, że są trochę inaczej rozlokowani w hotelu niż w
poprzedniej miejscowości, tzn. Paddy miał ze Svenem apartament z dwoma
pokojami, a Magda swój pokój piętro wyżej. Paddy ze Svenem natychmiast zmienili
ten układ i Magda wylądowała z Paddy’m. Nie zdążyła się nawet wypowiedzieć na
ten temat, co wyraziła głośno.
- Oj, przepraszam,
jakoś tak automatycznie uznałem to za lepsze rozwiązanie, ale jeśli masz coś
przeciwko… - Paddy trochę się zmieszał, a Sven przyglądał się im z
rozbawieniem.
- Nie, nie mam. Można
jednak było mnie zapytać o zdanie.
- No stary. – Sven klepnął
Paddy’ego w ramię porozumiewawczo. – Powodzenia! – i oddalił się w stronę windy
ze swoim tobołkiem.
Paddy stał z lekko
zagubionym wyrazem twarzy.
- Chodźmy! –
powiedziała Magda promiennie i złapała go za rękę. Rzucił jej dzikie, ale pełne
humoru spojrzenie, westchnął i poszli. Obejrzeli swoje pokoje, były niemal
identyczne, więc po prostu każde weszło do jednego.
Chwilę
później Paddy zapukał do jej pokoju z informacją, że ma jeszcze chwilę na lunch
i pytaniem czy chce zjeść z nim. A że zapukał i wszedł nie czekając na
odpowiedź, zastał ją w spodniach i staniku, ze szczoteczką do zębów w jednej
ręce i telefonem w drugiej. Spojrzała na niego ze złością, potem rzuciła
telefon i uciekła do łazienki.
- Ooops, przepraszam,
Mag, naprawdę nie chciałem. – w jego głosie poza odrobiną skruchy słychać było,
że nieźle się bawi.
- Nigdy nie czekasz na
„Proszę!”?! – krzyknęła, kiedy tylko wypluła pastę.
- Czekam, ale
myślałem, że już jesteś gotowa… Sorry…
Wyszła, zapinając
jednocześnie guziki bluzki.
- Teraz jestem. Ile
masz tego czasu? – zapytała tonem, od którego każdemu odechciałoby się jeść.
- Hej, nie złość się
tak. Zapomniałem się, przecież nic się nie stało.
Odpuściła. Wzięła
głęboki oddech.
- Wiem, przepraszam.
Tak naprawdę zdenerwowałam się po wiadomości z pracy, a skupiło się na tobie.
- A co się stało w
pracy?
- Pytają, gdzie
jestem. Podobno kursanci czekają, nikt ich nie powiadomił o odwołaniu zajęć ani
nie zorganizował zastępstwa. A kilka razy mówiłam, że nie będzie mnie w
czwartek I piątek. Mogłam dać to na piśmie.
- No, to faktycznie
słabo. Ale chyba nie pozwolisz, żeby ci to zepsuło resztę dnia?
- Nie, absolutnie nie,
ale wiesz… Ciężko jest odpowiadać za błędy innych. Będę się musiała tłumaczyć
po powrocie.
- Może nie? Może do
tego czasu winny się ujawni?
- Może. Nieważne, nie
chcę o tym teraz myśleć. To co z tym lunchem?
- Idziemy.
Po drodze rozmawiali o
tłumaczeniu się. Że właściwie nie powinni tego robić. Tym bardziej w sytuacjach,
gdzie jest się oskarżanym niesłusznie. I że milczenie w takich chwilach jest
heroicznym wręcz wysiłkiem…
Potem
ich rozważania przerwał kelner podający karty, więc przerzucili się na
omawianie wyboru jedzenia. Szybko się zdecydowali, bo czasu było mało i Magda
pomyślała, ze chociaż przejedzie się z nim na miejsce i stamtąd zacznie swoje
samotne popołudnie, bo jakoś za wcześnie było dla niej na rozstawanie się z
nim… Mimo, że tylko na kilka godzin.
- Już nie mogę. –
westchnęła, odsuwając od siebie w połowie pełny talerz. Paddy siedział od 10
minut nad swoim pustym, więc spojrzał uradowany na jej makaron ze szpinakiem i
zabrał się za jedzenie.
- Będziesz musiał
dzisiaj więcej klaskać nogami. – zaśmiała się na ten widok.
- Co?
- No, żeby spalić te
wszystkie kalorie. – Paddy załapał z opóźnieniem i roześmiał się.
- Ok, z dedykacją
specjalnie dla ciebie.
Potem Paddy zadzwonił
po Svena, który zabrał ich spod restauracji. Po 30 minutach stania w korkach
dotarli do klubu. Był mniejszy niż sala poprzedniego dnia, ale przez to
atmosfera była bardziej kameralna. Magda pochodziła sobie trochę i pooglądała
wszystko, sprawdziła też swoje miejsce na widowni. Trochę pod kątem, ale w
miarę blisko. Paddy też zarejestrował wzrokiem tę okolicę, żeby móc sobie
później swobodnie zerkać. Pożegnali się buziakiem w policzek i poszła.