wtorek, 1 lipca 2014

66.


…pray, pray, pray for a happier day…

W sobotę były urodziny Paddy’ego. Skonsultowała się z braćmi, że o tym wiedzą i ustalili, że cały dzień nie będą o tym wspominać, łącznie z Magdą, dopiero Mszę odprawią w jego intencji, a po kolacji dostanie tort i już tam bracia zadbają, żeby poczuł, że świętuje. Prezent od niej wystarczyło wydrukować, co też zrobił jeden z braci i dał jej dyskretnie znać, ze podrzucił wszystko do jej pokoju.

Plan był prosty, więc bez trudu został zrealizowany. Paddy zdawał się sam zupełnie nie pamiętać o swoich urodzinach, bo komórkę miał w pokoju, a cały dzień biegał przecież od jednego zajęcia do drugiego. Dlatego, kiedy na Mszy usłyszał swoje imię w intencji wyglądał na szczerze zaskoczonego, aż bracia się śmiali z jego miny. W trakcie kolacji zostało ogłoszone, że czeka ich małe świętowanie i po posprzątaniu ze stołów wniesiony został tort i zabrzmiało „Sto lat” po francusku, a potem jeszcze po angielsku, hiszpańsku i w jakimś afrykańskim języku, którego Magda nie mogła zidentyfikować. Paddy się zaczerwienił, wzruszył, poprzytulał ze wszystkimi. Podczas jedzenia tortu bracia, ci którzy znali Padda jeszcze z jego czasów w zakonie, wnieśli rzutnik i zaprezentowali fajnie zmontowane slajdy, właśnie z tamtego okresu, uzupełnione o parę kompromitujących fotek i filmików z koncertów krążących po Internecie oraz bardziej aktualnych zdjęć, dostarczonych przez Magdę… Był narrator, który uroczą angielszczyzną z francuskim akcentem komentował każdą fotkę, więc wszyscy płakali ze śmiechu. Potem przyszedł czas na granie i śpiewanie, a że mnóstwo braci było bardzo uzdolnionych muzycznie, ten punkt programu też wypadł świetnie. Ludzie, którzy byli w klasztorze tak po prostu – na rekolekcjach, czy żeby sobie odpocząć, włączali się w śpiewy, proponowali swoje piosenki, ktoś zaczął uczyć ruchów do dołączenia do treści, była radość. Grubo po początku ciszy nocnej, Magda z Paddy’m zostali wyrzuceni ze stołówki, bo częścią świętowania było nie sprzątanie, i mieli chwilę dla siebie.

- Czyli pamiętałaś? Wysłałaś im zdjęcia… - zapytał.
- Oczywiście, że pamiętałam! Jak mogłabym nie pamiętać? Wszystkie atrakcje mieliśmy dogadane.
- Dzięki. – cmoknął ją w usta. – Było naprawdę super.
- Wzruszająco trochę, co? – spojrzała na niego, uśmiechając się przenikliwie.
- Nawet bardzo. To miejsce zawsze będzie częścią mnie. A to, że jestem tu teraz z Tobą, jest aż niewiarygodne…
Teraz ona go pocałowała.
- Zapomniałabym! Przecież ja mam dla ciebie prezent! Zaczekaj chwilę. – i pobiegła do swojego pokoju. Wróciła za 3 minuty z taką samą kopertą, w jakiej ona dostała swój prezent urodzinowy.
- Oddajesz mi przewodnik? – zażartował Paddy.
- Cieszysz się? – przytaknęła z głupkowatym uśmiechem.
- Bardzo, kochanie, zawsze potrafisz mnie zaskoczyć. – odgryzł się.
Wsadził wreszcie rękę do koperty. „Parafinowy zabieg pielęgnacyjny dłoni...” – odczytał na głos z kartonika z pięknym, kolorowym zdjęciem i parsknął śmiechem.
- Nie, no teraz naprawdę ci dziękuję… Wiesz, czego mi trzeba…
- Ale to już chyba nieaktualne, bo dzisiaj żadne bąble ci nie przeszkadzały…
- Bo jestem twardym facetem!
- Noo… Właśnie. – dodała szybko na widok jego miny po jej „noo” i znów się roześmiali.
- Dobra, to teraz na poważnie – sprawdź, czy tam nie ma czegoś jeszcze. – Paddy znów zanurzył rękę w kopercie i wyciągnął różaniec – z bardzo drobnych, srebrnych kuleczek, na tyle długi, żeby mógł go nosić na szyi. Lubił tak robić, a te plastikowe ciągle mu się zrywały…
- Oooo! – ucieszył się. – Skąd wiedziałaś? Od dawna takiego szukałem!
- No widzisz, domyślna ze mnie dziewczyna. A ten jest jeszcze ze szczególnego miejsca…
- Nie żartuj! Z Medjugorie? No właśnie, tam takie widziałem!
- Zamówiłam u znajomego brata, który był tam w listopadzie na pielgrzymce. I nie uwierzysz, ale wyjęłam go ze skrzynki w poniedziałek rano, tuż przed naszym przyjazdem tutaj.


Potem śmiali się, że są parą dewotów, a Magda zacytowała mu rozmowę z Patricią na temat ich wspólnego domu i przyjęcia weselnego… Zakłócali ciszę nocną już naprawdę długo, aż w końcu ktoś im o niej przypomniał i rozeszli się wreszcie do swoich pokojów, całując się jeszcze tylko, cichutko, na dobranoc.

4 komentarze:

  1. uwielbiam to opowiadanie !
    wyraża tyle uczuć jednocześnie...lekko się czyta :)
    czekam na kolejne części :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo! :) Cieszę się, że Ci się podoba. Część będzie już niestety tylko jedna... Dodam pewnie dziś wieczorem. Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda...mogłabym czytać to opowiadanie bez końca :)
    no ale coś się kończy coś się zaczyna, nic nie trwa wiecznie :)
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi miło, naprawdę :) Ja mogłabym to pisać w nieskończoność, ale trochę za bardzo to przeżywam (jak wspominam w poście o CWS...), więc czas kończyć. Poza tym opowiedziałam już wszystko, co chciałam, więc tak naprawdę historia jest kompletna, zgodnie z początkowym zamysłem. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń